Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Atrament, który jest atramentem

Paweł Głowacki
Dostawka. Dokąd biegnie ta napisana sarna przez napisany las?” Takie pytanie stawia Wisława Szymborska w prologu wiersza „Radość pisania”, dyskretnie udając naiwną ciekawość, choć przecież dobrze wie, że odpowiedź jest oczywista – nieuchronna, jedna jedyna, ostateczna.

Sarna biegnie do miejsca ulepionego ze słów, napisanego niczym ona, bo niby na zasadzie jakiej niedorzeczności, wedle jak cudacznych reguł mieszania światów miałaby naraz wbiec w przyrodę rzeczywistą? „Czy z napisanej wody pić – dopytuje poetka – która jej pyszczek odbije jak kalka?” Rzecz jasna, że tylko z takiej. Widział ktoś kiedyś słowo, co by wodę naprawdę mokrą chłeptało?

Vladimir Nabokov czule uśmiechnąłby się nad pytaniami o los sarny napisanej. Jego powieść „Rozpacz”, którą dziś Wydawnictwo MUZA wydrukowało w swojej świetnej nabokovowskiej serii, pierwszy raz czytałem w połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia, i tak wtedy, jak i dziś mam pewność, że pokiwałby głową nad „Radością pisania” i szepnąłby: „Tak, tak, nie inaczej...”.

Chyba nic nie wyprowadzało go z równowagi solidniej niż toporne mieszanie, porównywanie świata z atramentu ze światem realnym, mieszanie w celu wyjaśnienia świata drugiego tym pierwszym bądź na odwrót. W literaturze, w pisaniu i czytaniu, ten wirus dobrodusznie naiwnego mimetyzmu jest dla Nabokova niczym wirus eboli – pisanie i czytanie zmienia w trupy. „Rozpacz” to opowieść o karze za mieszanie...

Trzy kropki dałem, gdyż, po pierwsze, wobec „Rozpaczy”, tak jak wobec każdej prozy Nabokova, postawić pytanie „O czym to jest?” – to w istocie wygłosić licealne prostactwo. Po drugie, „Rozpacz” i cała reszta opowieści Nabokova, jest kolosalnym, wielopiętrowym labiryntem stylistyczno-myślowym, zawrotną grą z czytelni- kiem, grą, której reguł, zasadzek, zmyłek nie sposób ogarnąć łatwo i szybko tak, jak łatwo i szybko odpowiada się na zagwozdkę: „W którym roku odbyła się bitwa pod Grunwaldem?”, albo: „Jak nazywał się koziołek, który wędrował do Pacanowa?”. Ale zostawiam te fantastyczne labirynty, zostawiam tym chętniej, że w swoim powierzchniowym, najbanalniejszym paśmie „Rozpacz” jest po prostu zabawną historyjką kryminalną, w sam raz na wakacyjne miesiące.

Oto Hermann Karłowicz wymarzył sobie zbrodnię doskonałą, piękną niczym najświetniejsze dzieło sztuki. Zabijając kloszarda, chce upozorować własną śmierć, albowiem mu się uroiło, że ten przypadkowo spotkany obdartus jest do niego podobny wręcz nieziemsko, idealnie. I tak też czyni. Ale i zarazem obraca w zdania to, co zrobił! „Rozpacz” jest napisaną przezeń powieścią! Właśnie powieścią, nie suchym protokołem z sądowego przesłuchania!

Powieścią, czyli fikcją w efekcie identyczną z rzeczywistością, sztuką nie do odróżnienia od życia, w której trup z atramentu to sobowtór trupa prawdziwego! Ot, krańcowe pomieszanie światów – mimetyzm ostateczny! Niestety. Lecz Nabokov jest bezlitosny. Kara za takie upokorzenie pisania życiem okaże się karą nieuchronną. Jaką? Przeczytajcie, dobrze radzę.

W Polsce, kraju sztuki wszelkiej, zwłaszcza teatralnej, maniakalnie łaszącej się do realnego świata o łaskawe uzasadnienie jej istnienia – wakacyjna lektura „Rozpaczy” może być przygodą otrzeźwiającą. Otwierasz, czytasz, kończysz, zamykasz – i naraz odbudowuje się zrujnowana hierarchia bytów, wszystko wraca na swoje miejsce. Atrament jest atramentem, to zaś, co nie jest atramentem – atramentem nie jest. „Dokąd biegnie ta napisana sarna przez napisany las?” Już wiesz. Dobrze wiesz, gdyż pojąłeś, że nie należy mieszać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski