Czy wszyscy z obecnych na ich koncercie w Oświęcimskim Centrum Kultury kojarzyli, że ta Polka, od ponad ćwierćwiecza mieszkająca w USA, to jedna z najwspanialszych wokalistek świata; a świata jazzu i muzyki ludowej na pewno.
Że ów drobny akordeonista to wirtuoz tego instrumentu, lider formacji, której płyty wydaje prestiżowa nowojorska firma Tzadik. Cóż, skala talentu, choćby największego i rozmiar osiągnięć nie przekładają się na popularność. Tę mają gwiazdki jednego sezonu. Albo Doda. Szkoda.
Pamiętam Grażynę jeszcze ze Studenckiego Festiwalu Piosenki, na którym w 1981 roku dostała II nagrodę, później już wciągał ją jazz – grupa Playing Family, zespół Jarka Śmietany... Aż oddana muzyce rzuciła się przez ocean. Ukończyła bostoński Berklee College of Music, gdzie w 1992 roku dyplom wręczali jej Phil Collins i Al Jarreau.
Zatem zasmucony (i zawstydzony), że Grażyna nie występuje w Krakowie, udałem się z Maszą i Wieśkiem Nowakami do Oświęcimia, którego Centrum Kultury zamieniło się tego wieczoru w najwspanialszą salę koncertową świata.
Finezyjnie prowadzony, piękny głos Grażyny, jakże naturalnie przechodzący od wysokich do niskich rejestrów, jej kultura muzyczna, zderzona z orkiestrą, jaką jest akordeon Jarka Bestera mogą zaspokoić gust najbardziej wybrednych miłośników muzyki.
Nie jazzu, nie folkloru, a po prostu muzyki, bo ta wokalistka stapia w sobie rozmaite muzyczne kosmosy: jazzu, muzyki ludowej, brzmień latynoskich, klasyki...
Tego wieczoru śpiewała i Chopina, i Piazzollę, i Lutosławskiego, któremu poświęciła ostatnią płytę „Inspired by Lutosławski”, będącą pokłosiem koncertu zamówionego przez Festiwal im. Ludwiga van Beethovena. I kompozycje swoje, i Bestera. I kolędy, które śpiewa jakże przejmująco. Jak wszystko. I jak zawsze – budząc największe skupienie słuchacza. I narastający zachwyt.
Obojętnie, czy śpiewa z dużym zespołem, czy z kameralnym. Bez względu na to, którą z wokalnych technik wykorzystuje – czy śpiewa tekstem, czy operuje scatem, czy nasz „Krywań”, czy Beatlesów – zawsze swym rozpoznawalnym stylem interpretacji osiąga efekt mistrzowski.
Pokazują to liczne nagrania i płyty: z Michałem Urbaniakiem, z Urszulą Dudziak, z Brazylijczykiem Paulinho Garcią (a śpiewa tak, że jego rodacy są przekonani, iż i ta wokalistka jest ich krajanką) czy z Jarkiem Besterem, z którym współpracuje od lat.
W czasie koncertów towarzyszyli jej słynni bracia Michael i Randy Breckerowie, od ponad dekady na płytach i podczas koncertów wspiera ją gitara Johna McLeana, którego można usłyszeć też w nagraniach Patricii Barber.
A nie tylko śpiewem się Grażyna Auguścik zajmuje. W Roku Chopinowskim, w Chicago, gdzie mieszka, zorganizowała koncert dla 10 tysięcy osób, również w nim występując, który dziennikarz „Chicago Tribune” zaliczył do 10 najważniejszych, jakie odbyły się w tym mieście od 30 lat (inne dali Miles Davis, Ella Fitzgerald, Frank Sinatra).
Otrzymała później tytuł Wybitnej Polki w USA przyznany przez Stowarzyszenie Wspólnota Polska, jak i Nagrodę Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego za wybitne osiągnięcia.
Można by do tego dodać wiele nagród i honorów, jak np. uznanie przez National Public Radio płyty „Pastels” za jedną z najlepszych jazzowych płyt roku w USA albo umieszczenie albumu „Fragile” na prestiżowym Top 20 Jazz Albums roku 2000.
Słucham zatem ostatnich płyt Grażyny Auguścik (nie mają Amerykanie lekko, by to wymówić) – „Man Behind The Sun”, przypominającej postać tragicznie zmarłego Nicka Drake’a (czysta magia kojąca uszy), jak i „Lutosław-skiego” i zastanawiam się, jak to jest: wybitna Polka przyjeżdża do kraju i na jej koncert muszę jechać...
Krakowie, popraw się!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?