Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Australian Open. Niesamowity powrót i zwycięstwo Ashleigh Barty. Po 44 latach gospodarze mają w końcu swoją mistrzynię

Hubert Zdankiewicz
Hubert Zdankiewicz
Ashleigh Barty wygrała turniej bez straty seta.
Ashleigh Barty wygrała turniej bez straty seta. fot. Hu Jingchen/Xinhua News/East News
Nie było niespodzianki w sobotnim (damskim) finale Australian Open, choć w pewnym momencie się na nią zanosiło. Danielle Collins podjęła rękawicę i udało jej się postraszyć Ashleigh Barty. W drugim secie prowadziła już 5:1, ale ostatecznie ze zwycięstwa 6:3, 7:6(2) mogła cieszyć się jednak reprezentantka gospodarzy, zostając pierwszą od 44 lat Australijką, której udało się wygrać w Melbourne.

Można wręcz napisać, że działo się to w innej rzeczywistości, bo gdy w 1978 roku po singlowy tytuł sięgnęła Chris O’Neil rywalizacja w Melbourne toczyła się jeszcze na innym obiekcie (Kooyong Lawn Tennis Club) i nawierzchni. Na "suchej, nierównej i piekielnie niewygodnej dla Europejczyków australijskiej trawie" - jak to ujął swojego czasu na naszych łamach Wojciech Fibak, który - co ciekawe - wygrał w tym samym roku turniej deblistów, w parze z Australijczykiem Kimem Warwickiem.

Odkąd turniej przeniósł się w 1988 roku na twarde korty kompleksu Melbourne Park (dawniej Flinders Park) reprezentantom gospodarzy zdarzało się nawet dochodzić do finału (Pat Cash i Lleyton Hewitt). Znacznie częściej miejscowi kibice musieli jednak oklaskiwać zwycięstwa zagranicznych gwiazd. Przede wszystkim Serba Novaka Djokovicia, który wygrywał w Melbourne aż dziewięć razy. W tym roku też byłby zresztą faworytem, gdyby nie paszportowo-szczepionkowa afera, w wyniku której musiał opuścić Australię jeszcze przed rozpoczęciem turnieju.

W rywalizacji kobiet niemal do rangi symbolu urosły za to singlowe zmagania (głównie samej ze sobą) Australijki Samanthy Stosur, która potrafiła wygrać US Open i dość do finału Roland Garros. W Australian Open najdalej kończyła za to na 1/8 finału. W tym roku miało w końcu udać się Barty, która drogę do finału pokonała w imponującym stylu. W sześciu meczach nie straciła seta i tylko raz dała się przełamać.

Danielle Collins, która w półfinale dosłownie rozstrzelała Igę Świątek, nie zamierzała jednak ułatwiać jej zadania. Podjęła wyzwanie i od pierwszego gema wywierała presję na rywalce, a przy stanie 2:2 miała nawet break pointa. Barty wyszła jednak z opresji, a w kolejnym gemie sama przełamała Amerykankę, która od tego momentu straciła nieco impet. A rozluźniona Australijka spokojnie "dowiozła" przewagę do końca, wykorzystując pierwszą piłkę setową.

Zanosiło się na kolejne łatwe zwycięstwo faworytki. Tym większe było jednak zdziwienie miejscowych kibiców, gdy na początku drugiego seta sytuacja zmieniła się jak w kalejdoskopie. Żywiołowo reagująca po wygranych piłkach Collins przełamała Barty już w drugim gemie, a potem poszła za ciosem obejmując prowadzenie 5:1. Zapachniało niespodzianką, bo Australijka była coraz bardziej zdenerwowana i popełniała coraz więcej prostych błędów.

Dwie piłki - tyle brakowało Collins do zwycięstwa w drugiej partii. Od tego momentu Barty rozpoczęła jednak niesamowity pościg. Odrobiła straty, doprowadzając do remisu 5:5, a ostatecznie wszystko rozstrzygnęło się dopiero w tie-breaku. W nim Australijka dała prawdziwy popis swoich umiejętności, kończąc spotkanie efektownym forhendowym minięciem.

Dla Barty to trzeci wielkoszlemowy tytuł (wcześniej wygrała Roland Garros i Wimbledon). Collins (która podczas ceremonii dekoracji z trudem powstrzymywała łzy), mimo porażki też może być z siebie dumna. Zwłaszcza po tym, co przeżyła w ostatnich latach. Zmagała się z endometriozą (choroba ginekologiczna, która charakteryzuje się obecnością tkanki podobnej do endometrium macicy w innych lokalizacjach w ciele), przeszła operację...

Wróciła na korty, a w swoim pierwszym wielkoszlemowym finale potrafiła zmusić do wysiłku faworytkę gospodarzy, dla której był to zdecydowanie najtrudniejszy pojedynek w tegorocznym Australian Open.

W niedzielę z historią zmagać będzie się za to Rafael Nadal, który pokonując w piątek 6:3, 6:2, 3:6, 6:3 Włocha Matteo Berrettiniego, po raz szósty zameldował się w finale. O drugie zwycięstwo w Melbourne i swój 21. wielkoszlemowy tytuł (dzięki czemu może zostać samodzielnym rekordzistą wszech czasów) powalczy z Daniiłem Miedwiediewem, który wygrał 7:6 (7-5), 4:6, 6:4, 6:1 z Grekiem Stefanosem Tsitsipasem.

Faworytem (przynajmniej na papierze) wydaje się Rosjanin, który rok temu przegrał w finale z Djokoviciem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Australian Open. Niesamowity powrót i zwycięstwo Ashleigh Barty. Po 44 latach gospodarze mają w końcu swoją mistrzynię - Sportowy24

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski