Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

(Auto)busik srebrzysty, po asfalcie i po błocie mknie... Dzień za dniem

Barbara Rotter-Stankiewicz
W Zegartowicach wysiada Władek. Pomaga mu mama
W Zegartowicach wysiada Władek. Pomaga mu mama Fot. Barbara Rotter-Stankiewicz
Podolany. Warsztaty Terapii Zajęciowej od miesiąca mają nowy samochód. Podopieczni docierają nim do ośrodka z całej okolicy.

Na południe od Gdowa drogi są kręte, wąskie i strome. Widoki za to piękne. Ale pan Ryszard nie może ich podziwiać, bo musi się skupić na prowadzeniu samochodu.

Marcina trzeba zawieźć do Zagórzan, Renatę i Marzenę do Gruszowa, Władzia do Zegartowic, Kasię do Dobczyc, Dorotkę do Kunic, Jadzię i Mirka do Fałkowic.

Pierwszy kurs z Podolan wyrusza o świcie

„Wesoły autobus”, a raczej bus, przemierza codziennie, od poniedziałku do piątku, 214 kilometrów. Najpierw rano, gdy zabiera do Podolan uczestników tamtejszych Warsztatów Terapii Zajęciowej, a później po południu, gdy trzeba ich odwieźć do domów. Wszyscy nie zmieszczą się do 9-osobowego opla vivaro, więc każdego dnia zrobić trzeba kilka kursów. W pierwszym, 42-kilometrowym jadą mieszkańcy z miejscowości położonych na zachód od Gdowa, także już poza terenem gminy, w drugim, najkrótszym - gdowianie. Trzecia pętla w stronę Bochni ma aż 62 km.

- Rano wyjeżdżam z Podolan o 5.30. Najgorzej jest oczywiście zimą, bo w niektóre miejsca nie da się dotrzeć - mówi Ryszard Obrał, który dowozi „dzieci” do ośrodka od samego początku, kiedy faktycznie były dziećmi. Chociaż śniegu nie ma, miejscami droga jest fatalna; także i dzisiaj. W Zegartowicach jedziemy wąską dróżką wśród pól. Miał tu być asfalt, ale mieszkańcy nie chcieli oddać swojego gruntu na gminną drogę, więc zostało, jak jest - dziury i błocko. Władka trzeba podwieźć jak najbliżej domu, bo ma problemy z chodzeniem. Mama pomaga mu wysiąść z busa. Gdy już odjeżdżamy, widzę, że usiłuje podnieść go z ziemi, bo przewrócił się na śliskim podejściu...

Gdy jest prawdziwa zima, Władek często zostaje uziemiony w domu - dojechać się nie da, a podejść nie może. Pan Rysio nie może ryzykować - samochód waży 2 tony. Jeśli wpadnie do rowu albo ugrzęźnie w błocie nie będzie łatwo go wyciągnąć.

Bez zajęć w warsztatach życie byłoby nudne

W busiku jest wesoło - dziewczyny wspominają swoją podstawówkę, mówią o planach na najbliższą przyszłość. W domach czekają na wszystkich mamy z obiadem, zaczyna świecić słońce. Powodów do radości nie brakuje...

Co by robili, gdyby nie wyjazdy na przedpołudniowe zajęcia w Podolanach? Jedna pomagałaby siostrze, druga mamie no i siedziałyby w domu. Tak mają wybór i urozmaicenie. Do ośrodka Fundacji Osób Niepełnosprawnych w Podola-nach jeżdżą od samego początku ich istnienia. - Najpierw trudno było skompletować WTZ - wspomina pan Ryszard. - Rodzice mieli opory, żeby „oddawać” dzieci na zajęcia. Dlatego szukało się uczestników nie tylko w gminie, ale w całej okolicy.

Kilkoro przeniosło się do Dobczyc, gdy tam utworzono podobną placówkę, ale ogromna większość pozostała wierna Podolanom. Jak Kasia, która wysiada właśnie w Dobczycach. Jeszcze tylko dwa przystanki: w Fałkowicach oraz Kunicach i będzie można jechać do Podolan po drugą grupę „dzieciaków”. Trasa jest niezmienna, chociaż być może korzystniej byłoby ją rozpoczynać od drugiego końca. Ale pan Ryszard nie wozi zwykłych pasażerów i to oni tu „rządzą”. Tych, którzy gorzej znoszą podróż, odwieźć trzeba najpierw- ci, którzy lubią te codzienne wycieczki, mogą podróżować dłużej. To dla nich dodatkowe urozmaicenie codzienności.

Wczoraj poświęcono nowe auto dla WTZ

Od początku lutego wszystkim jeździ się lepiej i pewniej, bo „podolańczycy” dostali nowy samochód - opla vivaro - identyczny jak poprzedni. Koszt auta to 120 tys. 600 zł, z czego dotacja z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych wyniosła 80 tys. zł Na pozostałą kwotę złożyły się pieniądze wypracowane przez WTZ (17 tys. zł), dobrowolne datki rodziców (3 tys. zł) oraz środki z FON. W piątek przed południem nowy samochód został uroczyście poświęcony.

- Tamten służył 12 lat, na liczniku miał 643 tys. kilometrów - mówi pan Ryszard. - Jak na swój wiek i przebieg i tak sprawował się nie najgorzej, ale już na dłuższe wycieczki strach było się nim wybierać. Od 1 do 21 lutego nowiutki busik przemierzył już 3200 km.

Bez auta warsztaty nie mogłyby funkcjonować

Kierująca WTZ Romana Szlachetka-Mulik mówi: - Większość naszych podopiecznych, chociaż to dorośli ludzie, nie jest w stanie - ze względu na ograniczenia intelektualne czy fizyczne - dojeżdżać samodzielnie na zajęcia. Często z ich miejsc zamieszkania nie ma nawet bezpośredniej komunikacji. Codziennie nasze samochody (jest też drugi, wynajęty) przejeżdżają ok. 350 km. Trzeba przecież zadbać o zaopatrzenie, załatwiać różne sprawy. Choćby wyjazd do Krakowa na giełdę kwiatową po elementy do wielkanocnych stroików - to już 100 km. W ciągu roku na dowozy wydajemy ok. 100 tys. zł. Tymczasem koszty utrzymania WTZ kalkulowane są na tym samym poziomie w mieście i na wsi. Nikt nie bierze pod uwagę, że dojazdy i dowozy pochłaniają tak ogromne kwoty, które pokrywać trzeba z budżetu własnego, a wtedy automatycznie mamy mniej na inne wydatki.

Teraz zniknął przynajmniej jeden powód do zmartwień: wiadomo, że auto nie zawiedzie i każdego ranka w Podolanach spotka się komplet podopiecznych.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski