Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Azja Środkowa jest dla Polaków białą plamą. Dlatego o niej piszę

Rozmawiała Monika Jagiełło
Prawnuczka Jarosława Iwaszkiewicza ma naturę prymuski
Prawnuczka Jarosława Iwaszkiewicza ma naturę prymuski Krzysztof Dubiel
Rozmowa. LUDWIKA WŁODEK o pracy nad nową książką "Wystarczy przejść przez rzekę"

- Kazachstan, Tadżykistan, Kirgizja, Uzbekistan... Miejsca te dla wielu są "krainą braku danych". Co Panią do nich ciągnie?

- Zaczęłam się zajmować Azją Środkową właśnie dlatego, że tak mało o niej wiemy. Mam przy tym naturę prymuski. Nawet przed pierwszą podróżą w ten region, w 1999 r. chciałam się przygotować. Zobaczyłam, jaka to jest biała plama w polskiej wiedzy o świecie. Na miejscu ujrzałam znajome, postsowieckie akcenty, ale to pozorne podobieństwo. Im więcej się dowiadujesz o tym regionie, tym mniej rozumiesz. Na końcu zostajesz z samymi pytaniami.

- Reportażyści często piszą o ludziach sucho albo zbyt rozczulają się nad nimi. Jak Pani sobie radzi z tym problemem?

- Sama łapię się na orientalizmach. Że nie traktuję tych ludzi jak równych sobie. To naprawdę inny świat. Podkreślanie cech egzotycznych jest pokusą. Ciągle zastanawiam się, jak opowiadać, by czytelnicy zrozumieli, a zarazem ocalić godność moich bohaterów. Nie chcę zgrywać tej, która wszystko rozumie i potrafi dostrzec w każdym człowieka.

- Ma Pani jednak za sobą lekcję, jak pisać sprawiedliwie i zyskać zarazem aprobatę bohaterów. Zdobyła ja Pani, pisząc "Pra", książkę o twoich krewnych, rodzinach Iwaszkiewiczów i Lilpopów.

- "Pra" postanowiłam napisać prawdziwie, bez lukru. Nie chciałam jednak, żeby to, co napiszę, zabolało opisane w książce osoby. Poniekąd pisanie o Azji Środkowej było łatwiejsze. Część moich bohaterów nie wie o książce. Starałam się jednak wiernie oddać prawdę o ich świecie, przynajmniej to, jak go widziałam.

- Czy o Azji więcej powiedzieli Ci ludzie czy dokumenty?

- Same rozmowy nie wystarczą. Azją Środkową zajmuję się od 15 lat. Przestudiowałam wiele tekstów o historii, kulturze, polityce. Część pisano ku chwale reżimów. Ale są też specjaliści na światowym poziomie, jak socjolożka Saodat Olimowa. Wspominam ją w książce. Będę jej dłużna do końca życia.

- W czym pomogła?

- Dzięki niej otrzymałam kontakty do elity politycznej Tadżykistanu. Reszta potoczyła się na zasadzie kuli śniegowej. Miało to swoje wady. Postrzegano mnie jako "człowieka Olimowej". Pomogła mi jednak kolosalnie w rozeznaniu, co jest czym. Tłumaczyła: "Zrozum, to nie jest tak do końca, jak wszyscy ci mówią".

- Skoro mowa o komplikacjach, w książce opisuje Pani podróż z mamą i synem do Oszu. Wtedy nie starczyło sił na dociekanie, pytanie ludzi o spór uzbecko-kirgiski. Miała Pani wyrzuty, że nie dopełniła "dziennikarskiego obowiązku"?

- Tak. Nawet mieliśmy dyskusję w wydawnictwie, czy nie wyciąć tego wątku. Zadecydowałam, żeby go jednak zostawić. Chciałam pokazać, że praca dziennikarza to nie zawsze składanie dokładnie dopasowanych puzzli. Czasem lepiej przyznać, że się nie wie, co się naprawdę wydarzyło, niż zmyślać.

- Jakie jest dziś życie kulturalne w Azji Środkowej?
- Przygnębiające są tamtejsze księgarnie. Znajdziesz zestaw przemówień prezydenta, podręczniki szkolne, trochę klasyki, czyli ojców literatury. Gdy pytasz o współczesną twórczość, pokazują ci trzy tomiki poezji. Tymczasem w Rosji księgarnie pękają w szwach. Na Białorusi nie wiesz, za co się złapać, tak wiele jest książek na półkach.

Czasem sama się zastanawiam: "Boże, po co ja się tą Azją Środkową zajmuję?". Jednak ich życie artystyczne istnieje, tylko gdzie indziej. Wielu twórców wyjechało lub zostało sługusami reżimu, jak wybitny kazachski poeta Ołżas Sulejmenow. Dziś jest chłopcem na posyłki prezydenta Nazarbajewa.

- W 2009 r., podróżując po byłym ZSRR, prowadziła Pani bloga "Sputniczka", a w nim - że ludzie tam mieszkający są trochę sami sobie winni, bo opanowali do perfekcji sztukę samooszu-kiwania się.

- Dziś myślę, że nie tyle sami się oszukują, tłumacząc sobie, że świat, w którym żyją jest najlepszym z możliwych, co po prostu nie mają jak go zmienić. I wiedząc to, starają się ułożyć życie tak, żeby najmniej bolało. Jeśli mówią ci, że popierają swojego prezydenta, to nie dlatego, że tak myślą, tylko tak jest im wygodniej.

- Traktuje Pani pisanie jako tradycję rodzinną?

- Bez przesady. Nie wierzę w pisarskie geny. Niektórzy mają potrzebę pisania i tyle.

- Kiedy ją Pani odkryła?

- Była od zawsze. Lubiłam tworzyć historie. Jako 9-latka nagrywałam na kasety opowieści o wyimaginowanym panu Wacławie. Ale moja siostra została lingwistką, jedna kuzynka malarką, inna baletnicą, kuzyn jest archeologiem. A wszyscy jesteśmy prawnukami tego samego Jarosława Iwaszkiewicza. Ja najbardziej na świecie lubię pisać i podróżować.

- Ma Pani już nowe plany pisarskie?

- Tak. Zaczynam pracować nad książką o Spiszu. Dla Polaków to region marginalny, dla Słowaków ważny i bogaty. Przyświeca mi podobny pomysł: dużo rozmawiać z ludźmi i zawikłane ludzkie losy pokazać na szerokim, historycznym tle.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski