Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Babe Ruth

Redakcja
20.06.1950 r. urodził się w Londynie Alan Shacklock. Poza robieniem tego, co wszyscy, czyli najpierw naprzemiennie płakaniem, jedzeniem i spaniem, a potem bawieniem się oraz uczeniem, chłopiec zajmował się muzyką.

Jerzy Skarżyński: NIEZAPOMNIANE PŁYTY HISTORII ROCKA SUPLEMENT (50)

Już jako 12–latek związał się z zespołem mającym całkiem adekwatną do wieku swoich członków nazwę – The Juniors. Trzeba stwierdzić, że musiał być bardzo zdolny, bo nie dość, iż w następnych latach stale wspierał grą na gitarze różnych rockmanów, to jednocześnie studiował w Royal Academy Of Music. Ukończył ją w 1970 r. Zaraz potem założył formację, którą nazwał Shacklock. Wtedy też obok niego pojawiła się wokalistka Janita Haan. Ta urodzona w Anglii (9.05.1953 r.) dziewczyna, mając 11 lat przeniosła się z rodzicami do USA. Tam odkryła w sobie talent wokalny (śpiewała w San Francisco) i plastyczny (zaczęła studiować malarstwo) oraz fascynację... baseballem! Na początku 71 r. poczuła, że nauka ją nudzi i wróciła na Wyspy. Tu przeczytała ogłoszenie, że absolwent Królewskiej Akademii Muzycznej poszukuje pieśniarki i... została współpracowniczką Alana. Później trzyosobowy Shacklock (basistą był w nim Dave Hewitt) powiększył swój skład o pianistę Dave’a Punshona oraz perkusistę Jeffa Allena i zmienił nazwę na Babe Ruth (od "ksywy” słynnego baseballisty). W następnym roku Allena zastąpił Dick Powell, a grupa nagrała swój debiutancki album – "First Base” ("Pierwsza Baza”).

"First Base”. Krążek zaczyna niezwykła, bo z początku hardrockowa (mocne riffy), a potem mocno ujazzowiona (saksofon – Brent Carter), opowieść o Dzikim Zachodzie zatytułowana "Wells Fargo”. Janita śpiewa bardzo ekspresyjnie, a Alan jej godnie akompaniuje. Po tak solidnej dawce rock–jazzu pojawia się nastrojowe (śliczny obój – Harry Mier + kwartecik wiolonczel), powoli się rozpędzające za sprawą fortepianu – "The Runaways”.

To coś, co kochają wrażliwe na progresje tygrysy. Trójka ("King Kong”) jest dla odmiany instrumentalną wersją kompozycji Franka Zappy. Chodzi tylko o jedno – dać muzykom szansę pokazania, co potrafią. 7 minut później zaczyna się rewelacyjna interpretacja folk–rockowej ballady Jesse Winchester – "Black Dog”. Hipnotyczny nastrój, piękny śpiew i subtelne (w stylu Wishbone Ash) partie łkającej gitary. Cacko! Tak, cacko, tyle tylko, że jeśli jest to coś pysznego, to jak określić temat, który następuje później? Jest to bowiem pełna energii i latynoskiego ognia wariacja na temat kompozycji "The Mexican” Ennio Morricone (ze spaghetti westernu – "For A Few Dollars More”). Mega–cacko! No, a na koniec dostaje się nam jeszcze dość dobry – "Joker”. No to jak – czaicie bazę? Bo ja tak!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski