Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bale najsłynniejsze...

Redakcja

   Pamięć o nich przetrwała wiele dziesiątków lat. Ci, którzy brali w nich udział nawet jako poważni starcy, wspominali je potem w pamiętnikach, listach, opowieściach dla wnuków. Opisywanie balów było swoistą nobilitacją towarzyską i obyczajową - jak twierdzą dziś historycy kultury.
   Najsłynniejszy XIX-wieczny bal odbył się w zapusty 1829 roku. Był luty, aurą przypominający raczej wczesną wiosnę niż zimę, kiedy to hrabia Artur Potocki i jego żona Zofia z Branickich zaprosili na wielki bal do "Oberży Pod Królem Węgierskim" prawie tysiąc osób. Wbrew swej nazwie oberża była najelegantszym ówczesnym hotelem, mającym kilka dużych sal restauracyjnych, gdzie po otwarciu drzwi i wyniesieniu mebli mogło tańczyć wiele par. Wszystkich zdumiewał fakt, że państwo Potoccy wysłali zaproszenia nie tylko do ludzi ze swojej sfery, ale również do co znakomitszych mieszczan, profesorów uniwersytetu z rodzinami, artystów, kupców, starszyzny cechowej.
   Był to bal kostiumowy, a jego gospodyni, Zofia Potocka, zaznaczyła na zaproszeniach, że wszelkie historyczne przebrania będą mile widziane. Wielu gości, mając w pamięci opowieści o rycerskich przodkach, przygotowywało na tę noc zbroje, stroje husarzy, mundury oficerskie z czasów powstania kościuszkowskiego, ułańskie uniformy armii napoleońskiej. Wyciągano ze skrzyń kontusze i żupany po pradziadach, paradne mieszczańskie ubiory sprzed stu i więcej lat. Galicyjski pamiętnikarz Kazimierz Girtler, wówczas młody jeszcze człowiek, zamówił u snycerza zbroję z czasów Chrobrego, wykonaną z drewnianych płytek, pomalowanych srebrną farbą i takiż hełm.
   Panie i panny, rozczytujące się w modnych wówczas powieściach Waltera Scotta, włożyły aksamitne i atłasowe suknie o średniowiecznym bądź renesansowym kroju. Sama gospodyni Zofia z Branickich Potocka też sięgnęła do literackich motywów. Przebrała się za Rachelę - "Żydówkę z Toledo" - bohaterkę powieści Scotta pod tym tytułem. Powiewny czarny strój ozdobiła wszystkimi brylantami, jakie dostała w posagu. Zachwyceni goście otoczyli kręgiem hrabinę, podziwiając blask jej drogocennych ozdób.
   Równie wspaniała była biesiada przygotowana w formie zimnego bufetu. Podobno przez ostatni tydzień ściągnięci ze wszystkich rezydencji Potockich kucharze i służba trudzili się nad przygotowaniem tej uczty. Podziwiano pasztety, galarety, mięsiwa i kremy zastygłe w kształt pałaców w rezydencjach Potockich.
Z lodów, francuskiego ciasta, karmelu, lukru i czekolady uformowano wieże, baszty i świątynie. Ta kulinarna architektura zachwyciła obecnych tak bardzo, że pomimo zaproszeń gospodarzy, do rana nikt nie sięgnął do półmisków.
   Hrabia Artur wystąpił z jedną jeszcze atrakcją - zamówił na tę noc znanego w Krakowie portrecistę Piwarskiego wraz z gronem jego uczniów. Mistrz i młodzi adepci sztuki przez całą noc szkicowali postacie i twarze gości, starając się uwiecznić wygląd ich kostiumów. Szkice te posłużyły później do wydania, wielokrotnie wznawianego, albumu kolorowych litografii.

\ \ \*

   80 lat później, zimą 1912 roku, również w Krakowie miał miejsce - tym razem wielce arystokratyczny i snobistyczny - bal, o którym wiele mówiono i pisano. Wydali go w swoim domu na rogu ul. Brackiej i Rynku młodzi małżonkowie Franciszek i Małgorzata z Radziwiłłów Potoccy. Jako że urządzając swą pierwszą siedzibę, odnowione salony umeblowali autentycznymi meblami z epoki Ludwika XVI, jakie Małgorzata Radziwiłłówna dostała w posagu, postanowili urządzić maskaradę, na której wszyscy wystąpiliby w strojach z tamtych lat, ewentualnie w kostiumach z epoki wczesnonapoleońskiej.
   W salonach zebrał się wówczas sam kwiat ówczesnego towarzystwa. Trzy urocze panny Potockie "spod Baranów" - Katarzyna, Izabella i Jadwiga przebrały się za rokokowe damy dworu. Piękne, choć bardzo wysokie, panny Czapskie z Litwy wystąpiły w kostiumach sentymentalnych pasterek (była wśród nich Maria znana później tłumaczka
i pisarka). Wielu panów wcieliło się we francuskich arystokratów sprzed rewolucji bądź napoleońskich oficerów w mundurach wypożyczonych z pracowni sławnego Wojciecha Kossaka. Dwaj bracia Krasińscy nie musieli sięgać do garderoby z artystycznego atelier. Nie na darmo wśród ich przodków było kilku oficerów armii napoleońskiej z generałem Wincentym Krasińskim, ojcem trzeciego wieszcza na czele. Włożyli więc pieczołowicie przechowywane wśród rodzinnych pamiątek autentyczne mundury.
   Królową balu została Elżbieta Esterhazy, z domu hrabianka Tarnowska, przebrana za królową Marię Antoninę. Suknia jej była uszyta z autentycznego materiału z epoki, tamte czasy pamiętały też rokokowy naszyjnik i diadem z brylantami błyszczący na jej upudrowanych, bujnych włosach. Pięknie prezentowała się też matka hrabiny Esterhazy, Róża z Branickich Tarnowska. Ona również wystąpiła jako Maria Antonina w sukni z epoki należącej jeszcze do jej prababki - z purpurowego aksamitu, bardzo szeroką. Dekolt i szyję otaczała tzw. berta ze wspaniałych białych koronek. W ręku hrabina Tarnowska trzymała jedwabny wachlarz z XVIII wieku, malowany w sielskie sceny i koronkową chusteczkę z epoki.
   Pani domu, Małgorzata z Radziwiłłów Potocka skopiowała swój strój z portretu prababki Luizy Pruskiej, żony Antoniego Radziwiłła malowanego przez słynną Vigee-Lebrun. Ubrana była w suknię w stylu dyrektoriatu, z atłasu koloru złocistego ze stojącym koronkowym kołnierzem, przewiązaną wiśniową szarfą. We włosy wpięła należący ongiś do księżnej Luizy diadem ze szmaragdami. Wysoka, ładna brunetka o regularnych rysach wyglądała zachwycająco
i tylko fakt, że jako gospodyni balu nie mogła zostać jego królową, sprawił, że nie wręczono jej korony.

€€€

   Od połowy XIX stulecia tradycją kultywowaną do dziś stał się też bal w pałacu Wielopolskich, wydawany przez prezydenta miasta Krakowa. Wielkie sale magistratu ozdabiano wówczas jodłowymi girlandami, wypożyczonymi z ogrodu botanicznego palmami, a zakupione w cieplarniach bukiety kwiatów roztaczały upojną woń. Parkiety froterowano niezmordowanie już kilka dni wcześniej, a najlepsi krakowscy restauratorzy prześcigali się wzajemnie w wystawności i smaku zapełniających bufety dań.
   Na bal ten przychodzili - razem z rodzinami - urzędnicy, prawnicy, lekarze, kupcy, profesorowie uniwersytetu i krakowskich gimnazjów. Od czasu prezydentury Dietla i Zyblikiewicza bal magistracki połączony był
z kwestą na cele filantropijne, która - jako że do zgromadzonych w salach podchodziły najpiękniejsze panny, wyciągając ozdobione różami koszyczki
- przynosiła zwykle spore sumy.
   Obyczaj licytowania na cel dobroczynny obrazów oraz innych cennych przedmiotów, który dziś stanowi jedną z balowych atrakcji, nie był znany w tamtych czasach, po raz pierwszy zaistniał
w latach międzywojennych, kiedy to za całkiem spore kwoty sprzedano podczas balu dzieła kilku znanych krakowskich artystów, z kolorowymi grafikami Zofii Stryjeńskiej na czele.
BOGNA WERNICHOWSKA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski