Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Bandyta strzelił ojcu w potylicę”. Tak powie większość Wilcząt.

Rozmawiał Piotr Subik
Fot. Anna Kaczmarz
Historia. – Każdej z tych opowieści towarzyszyła kula w tył głowy czy długoletnie więzienie, katowanie, czasem przymusowa emigracja – mówi Kajetan Rajski, student prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim, autor książki „Wilczęta. Rozmowy z dziećmi Żołnierzy Wyklętych”.

– Które ze zdań, wypowiedzianych przez Wilczęta, dzieci żołnierzy wyklętych, szczególnie zapadło Panu w pamięć?

– Takich zdań było wiele. Ale gdybym musiał wyróżnić jedno, byłyby to słowa Stanisława Łukasika, syna Stanisława Łukasika ps. „Ryś”: „Bandyta strzelił mojemu ojcu w potylicę”. Myślę, że mogłoby tak powiedzieć wiele dzieci żołnierzy wyklętych, których ojcowie, czasem oboje rodzice – skazani albo i nie skazani na śmierć – kończyli życie w ubeckich kazamatach.

– Skąd Pańskie zainteresowanie losami żołnierzy powojennego, antykomunistycznego podziemia z lat 1945-63?

– Zawsze interesowałem się historią. Przy okazji swoich zainteresowań przygotowywałem referaty w szkole, jeszcze w gimnazjum i liceum. A pomysł, by przeprowadzić rozmowy z dziećmi żołnierzy wyklętych powstał, gdy okazało się, że nie ma jeszcze o nich żadnej publikacji. Czasem ludzie ci udzielali wywiadów, wypowiadali się krótko w mediach, jak Marek Franczak, syn Józefa Franczaka „Lalka”; Janusz Niemiec, syn majora Antoniego Żubryda, czy Andrzej Pilecki, syn rotmistrza Witolda Pileckiego. Ale nie było zbioru zawierającego w jednym miejscu ich wypowiedzi, ich oceny ówczesnej rzeczywistości.

– Każda rozmowa składa się z dwóch części…

– Pierwsza część dotyczy ojca mojego rozmówcy, jego dzieciństwa i młodości, jednostek, w których służył, szlaku bojowego. W drugiej części staram się rozmawiać o dzieciństwie, życiu moich rozmówców. O tym, jak wybory ich ojców wpłynęły na nich samych. O tym, że byli dręczeni przez system.

Że często nie dostawali się do szkół, często nie mogli – mimo posiadanych zdolności – dostać się na studia, mieli problemy w środowisku, w którym mieszkali – nazywano ich dziećmi bandytów, bo taka była komunistyczna propaganda. Taki zresztą, prowokacyjny, miał być na początku tytuł książki – „Rozmowy z dziećmi bandytów”. Ale mogłoby się to spotkać ze złym przyjęciem.

– Skąd więc wzięły się tytułowe Wilczęta?

– Zbigniew Herbert napisał wiersz „Wilki”, który zaczynał się od słów: „Ponieważ żyli prawem wilka, historia o nich głucho milczy”. Każdy, kto go przeczyta, wie, że dotyczy on żołnierzy wyklętych. A skoro wilki, to i wilczęta, ich potomstwo. Utwierdziłem się w tym przekonaniu, słuchając tego wiersza w wykonaniu Przemysława Gintrowskiego.

– Jak wyglądał dobór bohaterów do Pana książki?

– Przyjąłem zasadę, że będę rozmawiał tylko z synami i córkami żołnierzy, bo ich najbardziej dotknęła tragedia ojców. Oczywiście, poza żonami i rodzicami, którzy również ponosili konsekwencje, ale już nie żyją. Czasem odmawiali. Najczęstszą motywacją było, że się boją, że wprawdzie ubek, który katował ich ojca, nie żyje, ale jego dzieci czy wnuki żyją i będą się mścić.

Musimy pamiętać, że w środowisku zaczęto rozmawiać na ten temat dopiero od lat 70., wcześniej to był temat zakazany. Mówiono: „Ojciec zginął na wojnie”, ale to, w jaki sposób, trzeba było przemilczeć. Marek Franczak opowiadał, że już w latach 90. chciał wrócić do nazwiska ojca, bo nosił nazwisko panieńskie matki, ale od prokuratora usłyszał, że nie, bo Józef Franczak to „bandyta”.

– Były łzy wzruszenia?

– Kilkoro dzieci rozpłakało się podczas rozmowy. Książka składa się z rozmów z dwunastoma Wilczętami, w tym z dwoma kobietami. Przede wszystkim płakali mężczyźni, zwłaszcza gdy opowiadali o chwili, w której zobaczyli szczątki swoich ojców. Każdemu załamywał się głos. To były opowieści dramatyczne. Każdej historii towarzyszyła kula w tył głowy czy długoletnie więzienie, katowanie, czasem przymusowa emigracja.

Niektórzy mieli więcej informacji o ojcu, inni mniej. Ale nie chciałem wyciągać niczego na siłę, za wszelką cenę; słuchałem tego, co rozmówcy chcieli mi powiedzieć. Czasem było też tak, że ich matki nie opowiadały im o powojennej historii, bo do końca życia czuły się związane przysięgą partyzancką.

– Dla kogo jest ta książka? Dla ludzi, którzy pamiętają tamte czasy, czy dla młodzieży, która nie zawsze uczy się o tym w szkole?

– Nie chcę książki adresować do konkretnej grupy czytelników. Może starszym pozwoli zrozumieć realia, w jakich przyszło żyć Wilczętom. Młodsi będą mogli zobaczyć, w jaki sposób żyli moi rozmówcy, gdy mieli 15, 20, 25 lat. Np. Janusz Niemiec więziony był przez UB jako 5-letnie dziecko. Ta historia każdym wstrząśnie.

– Co po „Wilczętach”?

– Druga część „Wilcząt”. To też będzie dwanaście wywiadów, mam już kilka osób, które zgodziły się porozmawiać. Kto? Nie chciałbym zdradzać, dopóki rozmowy się nie odbędą. Są to na pewno bardzo znane nazwiska. Pracę nad książką zacznę w październiku. Moim marzeniem jest też porozmawiać z ludźmi, który pomagali partyzantom, ale wiem, że na to jest za późno. Tak samo jak niedługo za późno będzie na rozmowy z Wilczętami…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski