Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bandyta ze złotym sercem

.
Fot. Barbara Matoga
Czytelnicy piszą o swoich kotach.

Widać było, że wynędzniały kot potrzebuje natychmiastowej pomocy. Ale, choć pozwalał się głaskać, złapanie go na ręce i wsadzenie do transportera okazało się niemożliwe - Bandyta miał jeszcze tyle siły i tyle lęku przed człowiekiem, że skutecznie walczył z wszelkimi tego typu próbami. Trzeba więc było zastosować środki doraźne. Na początek zajęłam się kleszczami. Zakropiony na koci kark preparat, wybijający pasożyty zewnętrzne i wewnętrzne, okazał się nadzwyczaj skuteczny. W ciągu kilku dni naszyjnik z kleszczy zniknął, a kot poczuł się w związku z tym na tyle dobrze, że przypomniał sobie o konieczności toalety. Futerko przestało cuchnąć i z każdym dniem odzyskiwało blask.

Do szybkiej poprawy stanu zdrowia Bandyty przyczynił się też środek na podniesienie odporności, przemycany w karmie. Serwowałam mu ją w oddaleniu od innych kotów, także dlatego, że dostawał lepsze (i droższe…) jedzenie niż pozostała gromada. Na początku zjadał wszystko, potem - w miarę wypełniania się zapadniętych boków - zaczął grymasić. I nic dziwnego, bo o ile pozostali koci stołówkowicze dostawali posiłek tylko raz dziennie, o tyle Bandyta był karmiony trzykrotnie. Z czasem zajmowało mi to coraz więcej czasu, bo kot jadł tylko wtedy, gdy byłam przy nim. Kiedy odchodziłam, porzucał miseczkę i biegł za mną i chwytał łapkami za nogi - jakby prosił: Nie odchodź, zostań ze mną…

Coraz większe zaufanie, jakie okazywał mi Bandyta sprawiło, że odważyłam się na leczenie jego uszu. Nie był zachwycony tym, że mu w nich grzebałam, wyciągając mnóstwo czarnej mazi, a następnie zapuszczałam maść przeciw grzybicy. Ale protesty odbywały się bez użycia pazurów i były coraz mniejsze.

Chwila, kiedy kot „zgodzi się” na złapanie i zaniesienie do weterynarza, wyraźnie stawała się coraz bardziej realna. Ale jednocześnie pojawił się dylemat - co dalej robić z tym kochanym Bandytą? Nieufny wobec wszystkich ludzi, za mną chodził jak pies, przytulał się całym ciałem do nóg, prosił o głaskanie, godzinami - niezależnie od pogody - przesiadywał pod moim oknem. Nie wiedział, że u mnie w domu miejsca dla kolejnego kota już nie ma. A dodatek jeden z moich rezydentów, który wychodził (na smyczy) na spacery, nienawidził Bandyty i na jego widok zaczynał wyć i warczeć. Bandyta się tym nie przejmował, ale perspektywa kocich awantur - przy braku możliwości ich izolacji - była nie do przyjęcia.

Cdn.

„Bandyta”Opr. (MAT)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski