Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Bandyta" znów stał się dzikim kotem

„Bandyta”
Fot. Barbara Matoga
Choroba Bandyty zaczęła się od pozornie niegroźnych objawów, a mianowicie zaparcia. Przez dwa dni wchodził do kuwety, intensywnie grzebał w żwirku, ale nic, poza siuśkami, nie udawało mu się wydalić. Uznałam, że to efekt zakłaczenia - była wiosna, kot zmieniał futerko z zimowego na letnie, a wypadającą sierść intensywnie wylizywał. Połknięte kłaczki mogły zatykać przewód pokarmowy.

Zaaplikowałam więc Bandycie środki na odkłaczenie i parafinę na przeczyszczenie. Efektów nie było, więc konieczna stała się wizyta u weterynarza. W gabinecie kot poddany został istnym torturom - najpierw silniejsze lekarstwa przeczyszczające, także w zastrzykach, potem - dwie lewatywy. Ale zapchane jelita wciąż nie chciały się opróżnić. Przyczynę tego stanu rzeczy wyjaśniło prześwietlenie. Okazało się, że w życiu Bandyty miało miejsce kiedyś, dawno temu, bliskie spotkanie z czyimś butem. W wyniku kopnięcia nastąpiło pękniecie miednicy i przemieszczenie kości, która, uciskając na jelito grube, spowodowała jego zagięcie niemal pod kątem prostym, co poważnie utrudniało wydalanie.

Jak koci organizm radził sobie z tym urazem w czasach bezdomności? No cóż - po pierwsze, kot przeważnie głodował, więc nie miał czym zapychać jelit. Po drugie, by zdobyć pożywienie i uniknąć wrogów, musiał być w ciągłym ruchu. W bezpiecznym domu czas spędzał głównie na kanapie, a pełna miska była wciąż nieodpartą pokusą. W rezultacie wychudzony kotek, który początkowo ważył 4,2 kilograma, przytył do 6 kilo.

Nadmiar dobrobytu zaszkodził jednak jego uszkodzonym jelitom i konieczna stała się operacja. Lekarze obawiali się, że jakiś fragment jelita mógł już ulec martwicy i trzeba będzie go usunąć. Na szczęście nic takiego się nie stało i po otwarciu kociego brzuszka wystarczyło „wycisnąć” zalegające masy kałowe. Ale Bandyta nie wiedział, że operacja zakończyła się pomyślnie. Wiedział natomiast, że znów zniknął jego dom, że siedzi w ciemnej klatce w lecznicowym szpitaliku, że dostaje zastrzyki i kroplówki, a rana po operacji go boli. Mimo codziennych wizyt opiekuna był tak przerażony, że rzucał się z pazurami na każdą rękę, która pojawiała się w jego zasięgu, warczał na weterynarzy, a większość czasu spędzał skulony w kącie klatki. Znów stał się dzikim, a na dodatek agresywnym kotem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski