Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Barażowy galimatias

Redakcja
Tajne zeznanie świadka, kaseta, która nie przeszła policyjnej ekspertyzy, prokurator stawiający zarzut oszustwa. Aż trudno uwierzyć, że chodzi po prostu o ustalenie przebiegu meczu.

KRZYSZTOF KAWA

KRZYSZTOF KAWA

Tajne zeznanie świadka, kaseta, która nie przeszła policyjnej ekspertyzy, prokurator stawiający zarzut oszustwa. Aż trudno uwierzyć, że chodzi po prostu o ustalenie przebiegu meczu.

   Tym, kim dla Mariana Dziurowicza był Jacek Dębski, tym dla Michała Listkiewicza mógłby się stać Tadeusz Fudała. Prezes Szczakowianki Jaworzno, choć daleko mu do władzy, jaką dysponował nieżyjący już były prezes UKFiS, spędza sen z powiek prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej od blisko dwóch lat.
Fudała, prezes klubu nieprzerwanie od 1994 roku (co w Polsce jest ewenementem), po raz pierwszy zapędził Listkiewicza w kozi róg w maju 2002 roku. Podczas pobytu na mundialu w Korei Południowej szef piłkarskiej centrali, miast martwić się słabymi wynikami kadry Engela, głowił się, kogo awansować do ekstraklasy po barażowym dwumeczu Szczakowianki z RKS Radomsko (2-0, 0-1). Przegrani zarzucili rywalom występy nieuprawnionego zawodnika, Branka Rasica. Piłkarz, przybyły z ówczesnej Jugosławii, został pozyskany przez Szczakowiankę z IV-ligowej Victorii Jaworzno i zagrał w barażach 109 minut.
   Wydział Dyscypliny (WD) PZPN, mimo kilku miesięcy śledztwa, nie potrafił ustalić, czy piłkarz został dopuszczony do gry zgodnie z przepisami. Listkiewicz zwrócił się nawet do federacji jugosławiańskiej z prośbą o przesłuchanie Rasica w obecności przedstawicieli WD, ale zawodnik odmówił poddania się takiej procedurze. Działacze z Radomska zaproponowali, by w tej sytuacji w ekstraklasie zagrały obie drużyny, ale PZPN uznał takie rozwiązanie za nierealne. WD zdecydował się na ukaranie osób ze Śląskiego Okręgowego Związku Piłki Nożnej, a Szczakowianka, przeciwko której nie znaleziono żadnych dowodów winy, awansowała do I ligi. Takie rozwiązanie wielu piłkarskich komentatorów uznało za skandal, domagając się dymisji Listkiewicza.
   Minął rok i jaworznianie znów wystąpili w barażach. Gwizdek sędziego kończący rewanżowe spotkanie oznaczał początek kolejnych kłopotów dla śledczych z futbolowej centrali. Tym razem jednak nie chodziło o jednostkowy przypadek mało znaczącego piłkarza.
   Gdy 31 lipca 2003 roku WD PZPN ogłaszał decyzję o weryfikacji rewanżowego meczu o wejście do I ligi na korzyść Świtu Lukullusa Nowy Dwór Mazowiecki i odebraniu zdegradowanej tym samym do II ligi Szczakowiance 10 punktów, ręce w geście triumfu podnosił właściciel firmy Lukullus i prezes klubu Wojciech Szymański. Cieszyli się także ci, którzy uważali, że po raz pierwszy w Polsce handlarze meczów zostali przykładnie ukarani, gdyż dożywotnie dyskwalifikacje spotkały sześciu piłkarzy Świtu: Rafała Rutę, Macieja Lewnę, Marka Zawadę, Grzegorza Miłkowskiego, Adama Warszawskiego i Macieja Krzętowskiego, a roczna jedynego, który się wówczas przyznał, bramkarza Borisa Peskovicia.
   Ci jednak, którzy uważnie śledzili prace WD PZPN, mieli świadomość, że to wcale nie koniec sprawy, ochrzczonej przez media mianem afery barażowej.

Kasacja bezzasadna

   Zdaniem obrońców klubu z Jaworzna, wśród dowodów przedstawionych przez PZPN nie ma żadnego, który wskazywałby na to, że Szczakowianka kupiła rewanżowy mecz ze Świtem (w pierwszym wygrali piłkarze z Nowego Dworu Maz. 1-0). Mecenas Jadwiga Tomaszewska twierdzi, że jedyną przesłanką winy Szczakowianki jest fakt, iż okazała się lepsza w dwumeczu (wygrała rewanż 3-0).
   Adam Tomczyński, przewodniczący Wydziału Dyscypliny, wyjaśnia, że na winę klubu z Jaworzna wskazują co najmniej dwa dowody - nieupublicznione zeznanie świadka, w którym pojawia się przywożący pieniądze pośrednik ze Szczakowianki, oraz domniemanie, że skoro ktoś pieniądze bierze, to musi być ktoś, kto je daje. Do rąk członków WD trafiła też kaseta magnetofonowa, na której rozpoznani po głosach piłkarze z Nowego Dworu Maz. dyskutowali o korupcyjnej ofercie.
   PZPN nie tylko przyznał walkower Świtowi w drugim meczu (3-0), ale postanowił odjąć zdegradowanym 10 punktów, czego nie przewiduje regulamin PZPN, dlatego działacze Szczakowianki odwołali się do Najwyższej Komisji Odwoławczej (NKO). Werdykt odnośnie klubu z Jaworzna nie zmienił się, za to... zmniejszono kary sześciu piłkarzom z dożywocia do 2 lat. Dziś Adam Warszawski komentuje, że gdyby PZPN miał niezbite dowody, pozostałby przy dożywociu dla niego i kolegów z zespołu.
   Nieusatysfakcjonowani takim rozwiązaniem jaworznianie złożyli wniosek o kasację wyroku. Tryb kasacyjny jest nadzwyczajnym środkiem odwoławczym wnoszonym od prawomocnych orzeczeń organów dyscyplinarnych podjętych w instancji odwoławczej, w rażący sposób naruszających przepisy PZPN.
   Kasacja została oddalona jako bezzasadna - argumentowano, że strona skarżąca nie wykazała, iż podczas rozpatrywania przez NKO odwołania od decyzji Wydziału Dyscypliny doszło do naruszenia przepisów. Poza tym we wniosku kasacyjnym nie znalazło się nic nowego, co nie było przedmiotem postępowania w poprzednich instancjach.
   Fudała nie poddał się. Odwołał się od wyroku WD PZPN do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu przy Polskim Komitecie Olimpijskim. Zgodnie z Ustawą o kulturze fizycznej z 1996 roku, trybunał to stały sąd polubowny, do którego mogą być zaskarżane decyzje dyscyplinarne lub regulaminowe właściwych organów polskich związków sportowych.

PZPN kontra Konfederacja Sportu

   Zanim jednak Trybunał Arbitrażowy zdołał się wypowiedzieć, głos w sprawie zabrał prezes Polskiej Konfederacji Sportu. 20 listopada ubiegłego roku Andrzej Kraśnicki wystosował wniosek o uchylenie uchwały nr IV/30 zarządu PZPN z 27 września 2003 roku. PZPN miał miesiąc na odpowiedź, ale poprosił o dodatkowy czas. Po czym, na posiedzeniu 23 stycznia tego roku postanowił nie uwzględnić wniosku konfederacji, która argumentowała, iż związek nie miał prawa przeprowadzić postępowania dyscyplinarnego z wyłączeniem jawności. PZPN wyłączył bowiem z jawności jedną ze stron - przedstawiciele Szczakowianki w trakcie postępowania WD nie mieli możliwości zapoznania się z zeznaniami obciążających ich świadków.
   Prezes PKSportu stoi na stanowisku, że paragraf 55 ust. 2 Statutu PZPN nakłada na organy dyscyplinarne obowiązek prowadzenia postępowania zgodnie z zasadą jawności bez żadnych wyjątków, a związek go naruszył. Zarząd PZPN broni się, powołując się na Konstytucję RP i konwencję europejską, stwierdzeniem, że wyłączenie jawności może się odnosić także do stron, jeśli ma to na celu ochronę życia, zdrowia, wolności albo mienia osoby fizycznej lub prawnej. W tym konkretnym przypadku chodzi o świadków korupcyjnych propozycji, którzy - będąc pod wrażeniem krążących w środowisku piłkarskim pogróżek - zgodzili się zeznawać pod warunkiem zapewnienia im całkowitej anonimowości. Do przesłuchań tych osób doszło poza siedzibą PZPN, bez pełnomocników obwinionych, a zeznania te nigdy nie zostały udostępnione ukaranym.
   Pojawiły się pogłoski, że prezes Listkiewicz jest gotów pójść na ugodę z prezesem Fudałą, który zyskał potężnego sojusznika w postaci prezesa PKSportu. Listkiewicz zaprzeczał, że dyskutowano o ugodzie, wszak sprawy zaszły za daleko.

PZPN kontra trybunał

   Istotnie, sprawa wykraczała już daleko poza kompetencje prezesa. 19 grudnia 2003 roku pod adresem WD PZPN zostały sformułowane kolejne zarzuty. Tego dnia zebrał się bowiem Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu, wyjątkowo - ze względu na rangę sprawy - obradujący w 5-osobowym składzie.
   Trybunał wskazał wiele uchybień w całej procedurze śledczej WD, zarówno w zastosowaniu ogólnych zasad prawa, jak i przepisów wewnętrznych PZPN. Poszedł jednak dalej w swoich wnioskach niż prezes PKSportu, gdyż anulował kary i skierował sprawę afery barażowej do ponownego rozpatrzenia przez piłkarski związek. Przewodnicząca składu orzekającego, adwokat Maria Zuchowicz, tłumacząc decyzję trybunału, użyła podobnych argumentów, jak prezes PKSportu. Jej zdaniem podstawowym uchybieniem PZPN było wyłączenie jawności postępowania wobec obwinionych, przez co pełnomocnicy nie mogli wysuwać kontrargumentów i składać oświadczeń w sprawie dowodów.
   Związek wprowadził w postępowaniu instytucję świadka incognito, która - zdaniem mecenas Zuchowicz - nie powinna być zastosowana w takiej sytuacji prawnej. Trybunał zanegował także możliwość zastosowania w tym przypadku instytucji winy anonimowej, którą wykorzystuje się w sprawach dotyczących skarbu państwa i działających w jego imieniu urzędników.
   Powrócił też wątek kaset magnetofonowych, na których zarejestrowano fragmenty rozmów piłkarzy Świtu podejrzanych o sprzedanie meczu Szczakowiance. Taśmy, przebadane na zlecenie trybunału w Instytucie Ekspertyz przy Komendzie Głównej Policji, nie mogą być dowodem w sprawie, gdyż są wątpliwej jakości - nie wiadomo, czy to jedna rozmowa, czy kilka zmontowanych, są też kłopoty z rozpoznaniem niektórych głosów.
   Decyzja Trybunału Arbitrażowego została podjęta jednomyślnie i w świetle przepisów prawa sportowego nie ma od niej odwołania.
   Przed posiedzeniem działacze PZPN deklarowali, że nie będą podważać decyzji trybunału. Nie przypuszczali jednak, że zostanie zanegowane w zasadzie całe postępowanie WD. Nadzorujący sprawę wiceprezes PZPN Eugeniusz Kolator przyznał, że to jego porażka. Zaskoczony był także Tadeusz Fudała, który oczekiwał, że cofnięta zostanie jedynie kara odjęcia 10 punktów jego klubowi, jako niezgodna z regulaminem związku. Tymczasem trybunał przywrócił stan prawny z lipca 2003 roku, a to oznacza, że Garbarnia Szczakowianka powinna występować w pierwszej, a Świt w drugiej lidze.
   Fudała wyraził chęć ugody, sam nie mając pojęcia, jak można w połowie ligowego sezonu wybrnąć z tego galimatiasu. Maria Zuchowicz tłumaczyła, że uchylając kary, trybunał nie orzekał o winie czy niewinności, zajmował się jedynie błędami proceduralnymi. Niemniej trudno wyobrazić sobie sytuację, gdy PZPN na nowo wszczyna śledztwo, które mogłoby zakończyć się... po rozpoczęciu kolejnego sezonu.

Fudała niczego nie zyskał

   Wkrótce związkowi działacze ochłonęli. I przystąpili do kontrofensywy. Ponieważ, jak wspomnieliśmy, od decyzji trybunału nie można się odwołać, PZPN wybrał inną drogę - na początku lutego złożył skargę w tej sprawie do Sądu Okręgowego w Warszawie. Związek uznał, że trybunał nie powinien się zajmować sprawą dyskwalifikacji piłkarzy, którzy nie wyczerpali całej procedury odwoławczej w PZPN. Zastrzeżenia wzbudziły także m.in. procedury prawne stosowane przez trybunał oraz fakt, że - zdaniem związku - przekroczył on swoje kompetencje. PZPN zarzuca trybunałowi, że wydał wyrok z naruszeniem przepisów Ustawy o kulturze fizycznej.
   Fudała ciągle więc niczego nie zyskał, gdyż PZPN, trzymając się swoich ustaleń, nie zdecydował się nawet na przywrócenie ukaranemu klubowi 10 punktów. Przeciwne zmianie tego werdyktu w trakcie rozgrywek są także kluby II-ligowe, które w tabeli zostałyby daleko z tyłu za jaworznianami. A w tym sezonie toczy się bezpardonowa walka o awans do ekstraklasy z udziałem m.in. Cracovii, tym ostrzejsza, że pula miejsc nie została powiększona, gdyż część I-ligowców nie wyraziła zgody na powiększenie najwyższej klasy rozgrywkowej już od sezonu 2004/2005.
   Niczego nie zyskali także zawodnicy ukarani dyskwalifikacjami. Wprawdzie tuż po ogłoszeniu decyzji trybunału obrońca oskarżonych piłkarzy Świtu, mecenas Paweł Dowgwiłłowicz powiedział, że jego klienci w każdej chwili mogą teraz podpisać nowe kontrakty, lecz w skardze PZPN znalazła się prośba do sądu powszechnego o pozostawienie w obiegu prawnym decyzji WD i NKO jako wiążących do czasu rozstrzygnięcia sprawy na wokandzie.

A może prokurator?

   Dopiero 1 lipca 2003 roku wszedł w życie artykuł 296 b kodeksu karnego, który precyzuje, że karze pozbawienia wolności podlega ten, kto przyjmuje korzyść majątkową lub osobistą albo jej obietnicę w zamian za nieuczciwe zachowanie, mogące mieć wpływ na wynik zawodów sportowych. Do tej pory osoby organizujące profesjonalne zawody sportowe lub w nich uczestniczące nie podlegały takiej odpowiedzialności (gdyż nie można ich było uznać za "funkcjonariuszy publicznych"). A ponieważ prawo nie działa wstecz, nie można zastosować tego artykułu wobec osób uczestniczących w meczu Szczakowianki ze Świtem, który odbył się w czerwcu 2003 roku.
   Dlatego prokuratura w Nowym Dworze Maz., która bada sprawę korupcji na boisku, ma kłopot z kwalifikacją czynu. Możliwe, że zdecyduje się postawić zarzuty o oszustwo na szkodę prezesa Świtu. Wtedy prokuratura musiałaby wykazać, że Wojciech Szymański działał w dobrej wierze, a piłkarze próbowali go swoim postępowaniem przed i w trakcie meczu wprowadzić w błąd, co skończyło się wypaczeniem wyniku zawodów. Za oszustwo grozi od sześciu miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności.
   PZPN przekazał prokuraturze materiał dowodowy na czele ze wspomnianą kasetą. Prawnicy zajmujący się sprawą liczą, że nawet jeśli kolejna ekspertyza potwierdzi ustalenia pierwszej i taśmy nie będzie można użyć w sądzie jako dowodu, przyda się do poszukania innych śladów w sprawie. Pozostały materiał zgromadzony przez WD uznano w prokuraturze za bardzo solidny. Przesłuchano już kilkudziesięciu świadków.

Złagodnieli

   Nieoczekiwanie, po ostatnim ruchu PZPN, dwoje z ukaranych piłkarzy złożyło w związku wnioski o zawieszenie 2-letnich dyskwalifikacji. Warszawski przyznał, że ma już dość tej afery i chce nadal grać w piłkę. Jego obrońca dodał, że to pośrednie przyznanie się jego klienta do winy. W ślady Warszawskiego poszedł Maciej Lewna. Obaj chcą wrócić na boisko, gdyż, jak argumentują, nie mają środków do życia.
   Eugeniusz Kolator złapał wiatr w żagle i już zapowiedział, że nawet pośrednie przyznanie się do winy piłkarzy byłoby okolicznością łagodzącą, która zostanie uwzględniona przy rozpatrywaniu prośby. Prezydium związku ma się tym zająć na posiedzeniu 23 lutego i, jeśli przychyli się do wniosku zawodników, przekaże sprawę WD. Być może już od następnego sezonu Warszawski i Lewna znów zagrają w lidze. Wcześniej na boisko wróci współpracujący z PZPN Peskovic, gdyż 12 lutego zawieszono mu roczną dyskwalifikację (można to było uczynić po upływie połowy kary).
   Piłkarze chyba zrozumieli, że związek idzie w zaparte i wykorzysta wszelkie prawne możliwości, by bronić swych racji. W PZPN zaś mają świadomość, że skrucha części ukaranych de facto potwierdza ustalenia Wydziału Dyscypliny. Nawet jeśli dochodzenie do prawdy nie stało w zgodzie z wszystkimi procedurami. Dopóki jednak nie zostaną ujawnione wszystkie zebrane w trakcie śledztwa dowody, pozostanie niepewność co do słuszności podjętych przez ekipę Michała Listkiewicza decyzji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski