Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bartek "Fisz" Waglewski: Znajdujemy się w duchowym kryzysie

Rozmawiał Paweł Gzyl
Fisz i Tworzywo wystąpią 18 marca, o godz. 20, w klubie ZetPeTe
Fisz i Tworzywo wystąpią 18 marca, o godz. 20, w klubie ZetPeTe Fot. archiwum
Rozmowa z wokalistą Bartkiem „Fiszem” Waglewskim, o płycie jego grupy, Tworzywo Sztuczne, zatytułowanej „Drony”.

- Wasze nowe utwory są bardzo melodyjne. Ludzie będą je śpiewać z Wami w klubach. Dlaczego tym razem postawiliście na taki mocno piosenkowy ton?

- Działamy teraz z Emade na zasadzie braterskiej intuicji. A nie zawsze tak było. Jeszcze przy „Piątek Trzynastego” Piotrek był zdecydowanym purystą hip-hopowym - a ja już byłem gotowy na eksperymenty. Ale po „Mamucie” wszystko się zmieniło - pojawiły się punkty, w których możemy się swobodnie spotkać. Po prostu znudziliśmy się formą opartą o rytm - przecież mój debiut - „Polepione dźwięki” - mają aż siedem naście lat. Naszym pożegnaniem z formą gadania była płyta „Zwierzę bez nogi”, która powstała w dziesiątą rocznicę działalności.

- Na „Dronach” można znaleźć sporo odniesień do trip-hopu z połowy lat 90. Lubiłeś wtedy Massive Attack, Tricky’ego lub Portishead?

- Jest coś takiego na rzeczy. Choć Piotrek, który odpowiada za produkcję, dużo słucha nowych rzeczy. Ponieważ podróżujemy razem w trasach koncertowych, czasem próbuje mi przemycać dźwięki, które go inspirują. Nie wszystko jednak mi odpowiada i nie wszystko rozumiem - choćby ostatnie dokonania Drake’a. Są jednak też rzeczy, które nas bardzo łączą - jak nowa płyta Radiohead.

Na „Dronach” nie mieliśmy jakoś specjalnie zamiaru wracać do lat 90., ale przecież od pewnego czasu cała współczesna muzyka krąży wokół tego, co już było. Zmieniają się tylko narzędzia - i nie ukrywam, że jesteśmy na to zawsze otwarci. Lata 90. to dla mnie przede wszystkim rewolucja samplerów i komputerów, ale też eklektyczna muzyka. Bo z jednej strony to elektronika, a z drugiej - różne języki, od angielskiego, przez francuski, po polski. To wszystko wyniosło nas pod koniec tamtej dekady na scenę i zawsze będzie słyszalne w naszej muzyce.

- Trip-hop tak naprawdę różnił się od hip-hopu tym, że nie było w nim raperskiego rymowania, tylko tradycyjny śpiew. Ciekawiło Cię to?

- Wielu muzyków w tamtym czasie próbowało sięgać po elektronikę. Wykorzystywali sample i loopy, zapraszali didżejów i raperów, ale często działo się to w sposób nieumiejętny. Były jednak zespoły bardzo autentyczne - dla mnie przede wszystkim Portishead i Tricky na dwóch pierwszych płytach. Oni potrafili podkreślić to, co w trip-hopie było najbardziej rewolucyjne - mocną sekcję rytmiczną oraz ponure sample - i połączyć to wszystko z melodią i harmonią, ale też w sposób zupełnie inny niż w czasach Beatlesów. Te płyty do dzisiaj świetnie brzmią, bo nie było na nich tej ściemy, gotowego „loopa” perkusyjnego, który pojawiał się w tamtym czasie na płytach popowych, rockowych czy jazzowych. Takie pomysły mieli przecież też David Bowie, Miles Davis czy Herbie Hancock - ale moim zdaniem to nie były zbyt udane eksperymenty.

- W tekstach nowych piosenek pojawia się dużo odniesień do nowoczesnych technologii: komórki, komputery, drony. Jesteś mocno zanurzony w tym wirtualnym świecie?

- Tak. Przez to, że tworzymy muzykę na komputerach. I chociaż nie jestem człowiekiem podatnym na nałogi, mocno się wkręciłem w ten świat, który bywa neurotyczny. Bo z jednej strony świetnie nam służy jako narzędzie pracy i pozyskiwania informacji, ale z drugiej tworzy autystyczną i utopijną rzeczywistość. Mam dzieci - dlatego zastanawiam się, jak będzie ten świat wyglądał za kilka czy kilkanaście lat.

Podobnie zresztą moi znajomi, którzy pozakładali rodziny. To dzieje się już teraz - bo właśnie niedawno dzieci pytały mnie czy mogą sobie założyć konta na Facebooku. Ten świat wirtualny jest bardzo wypolerowany, bo dominują w nim reklamy, które pokazują tylko ludzi pięknych, bogatych i uśmiechniętych. Daje on też możliwość kreowania siebie - photoshop i tego typu kwestie. No i oczywiście teorie spiskowe, które lotem błyskawicy rozchodzą się po internecie.

- Do tego dochodzi kwestia kontroli, której jesteśmy poprzez naszą obecność w tym cyfrowym świecie nieustannie poddawani. Śpiewasz o tym w utworze „Sarny”. Żyjemy już w świecie orwellowskiego Wielkiego Brata?

- To za dużo powiedziane. Trzeba tylko pamiętać, że udostępniając informacje o sobie w internecie, one tam zostają. Tymczasem nawet ja pamiętam jeszcze czasy, kiedy były specjalne jednostki szpiegów, które pracowały dnie i noce, aby zdobyć jakiekolwiek dane o tych czy innych osobach. A dzisiaj wystarczy kliknąć - i sami je podajemy.

To spowodowało, że szukałem takiego miejsca, w którym nie ma zasięgu - i znalazłem je na wsi, gdzie powstał cały materiał na „Drony”. Przez pierwszy tydzień miałem wszystkie objawy typowe dla odstawienia narkotyku: drżenie rąk, szuranie butami, drapanie się po głowie, lekkie poczucie zagubienia. A potem doszły do głosu atawizmy. Zaczęliśmy palić ogniska z dzieciakami, biegaliśmy po całej wsi z kijami. I dopiero po tym wszystkim w głowach pojawiały się pytania, które w wirtualnym świecie są zazwyczaj przygniecione nawałem zbędnych informacji. O sens życia i śmierci chociażby. To świadczyło o pewnym kryzysie duchowym, w którym od jakiegoś czasu się znajdujemy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski