Paweł Gzyl

Bartosz Chajdecki: Moja muzyka jest dosyć bezczelna

- Nie marzę o Hollywood. Ale jeśli ktoś stamtąd zapuka do moich drzwi, to go nie wyrzucę - śmieje się Bartosz Chajdecki. Fot. Andrzej Banaś - Nie marzę o Hollywood. Ale jeśli ktoś stamtąd zapuka do moich drzwi, to go nie wyrzucę - śmieje się Bartosz Chajdecki.
Paweł Gzyl

- Lubię, kiedy robienie muzyki do filmu zamienia się w pewnego rodzaju labirynt między oczekiwaniami reżysera i producenta a moimi aspiracjami -mówi Bartosz Chajdecki, krakowski kompozytor.

Właśnie otrzymał pan nagrodę tegorocznej edycji Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie za najlepszą oryginalną ścieżkę dźwiękową do serialu „Kruk. Szepty słychać o zmroku”. To dla pana było wyjątkowe przedsięwzięcie?

Tak - i to na wielu płaszczyznach. Reżyserem serialu był Maciej Pieprzyca, który ma bardzo precyzyjny sposób pracy. To wymagało ode mnie zaangażowania na dwieście procent. Producentem „Kruka” był z kolei Opus Film - czyli oscarowa firma mająca w dorobku „Idę” i „Zimną wojnę”. To też wyjątkowi ludzie, którzy dają poczucie zaufania i wsparcia, a przy tym - wolności. Wszyscy schodziliśmy się i razem tworzyliśmy serial.

Poza „Krukiem” ma pan na koncie kilka innych seriali. Jak bardzo różni się komponowanie muzyki do serialu od komponowania na potrzeby kinowego filmu?

W Polsce zasadniczo, na świecie nie bardzo. U nas nie pisze się muzyki do każdego odcinka oddzielnie, tylko tworzy się bazę motywów, z których ilustrator muzyczny wybiera już konkretne fragmenty do opracowania kolejnych odcinków. Kompozytor spędza przy serialu mniej czasu, ponieważ nie robi muzyki do scen. Praca przy serialu jest więc bardziej łamigłówkowa.

Muzyka do „Kruka” też tak powstawała?

Nie. To był wyjątek. Była baza motywów - ale potem wspólnie opracowywaliśmy każdy odcinek osobno.

Seriale są dziś bardzo modne. Trudno jest zdobyć kompozytorowi muzyki filmowej zamówienie na taki soundtrack?

Generalnie jest bardzo trudno zdobyć jakiekolwiek zamówienie. Mamy bowiem nadprodukcję kompozytorów muzyki filmowej. Kiedyś wszyscy chcieli być twórcami muzyki symfonicznej, a teraz - filmowej. Tłok na rynku jest więc gigantyczny. Na każdą produkcję jest co najmniej kilkudziesięciu chętnych. Jest jednak niewielka grupa kompozytorów, którzy zagospodarowali pewną część rynku - i mają bardziej tradycyjne podejście do tworzenia soundtracków. To znaczy, że nie nadużywają komputerów. To działa na ich korzyść. Kiedy na kursach czy festiwalach spotykam się z młodymi twórcami, widzę, że uzależnili się oni od tego narzędzia. Nie wychodzą poza to, co można zrobić na tzw. samplach. Starsi kompozytorzy tego nie mają: ich wyobraźnia może iść w inne rejony, bo na żywych instrumentach da się osiągnąć znacznie więcej. Ja też staram się tego trzymać.

Czytaj więcej kompozytorze i jego muzyce.

Artykuł dostępny wyłącznie dla prenumeratorów

  • dostęp do wszystkich treści Dziennika Polskiego,
  • codzienne wydanie Dziennika Polskiego,
  • artykuły, reportaże, wywiady i multimedia,
  • co tydzień nowy numer Ekstra Magazynu.
Kup dostęp
Masz już konto? Zaloguj się
Paweł Gzyl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.