Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Barwne życie najemnego żołnierza Bartłomieja Nowodworskiego

Paweł Stachnik
Bartłomiej Nowodworski na rysunku z epoki
Bartłomiej Nowodworski na rysunku z epoki fot. archiwum
Życie Bartłomieja Nowodworskiego mogłoby posłużyć za scenariusz do sensacyjno-wojennego filmu. Jeden z najlepszych polskich żołnierzy XVII w. stał się patronem jednej z najlepszych krakowskich szkół.

Patronem znanego w Krakowie I Liceum Ogólnokształcącego, a także jednego z uniwersyteckich budynków przy ul. św. Anny jest Bartłomiej Nowodworski. Nie był on założycielem tej szkoły ani twórcą czy fundatorem gmachu. Mimo to zostały one nazwane jego imieniem. Kim był i w jaki sposób człowiek ten zasłużył się dla krakowskiej edukacji, że imię jego nosi jedna z najstarszych nieprzerwanie działających w Polsce szkół średnich? Odpowiedź znaleźć można w wydanej przez krakowski Znak książce Marcina Szymaniaka „Fighterzy. Najlepsi polscy wojownicy od Zawiszy Czarnego do komandosów z Iraku”, w której autor przedstawił sylwetkę i dokonania Nowodworskiego.

Zawołany żołnierz

Urodził się około 1552 r. w Tucholi, w średniozamożnej rodzinie szlacheckiej. Za młodu zaciągnął się do wojska i służył w chorągwiach książąt Zasławskich jako towarzysz pancerny. Zdobył spore doświadczenie w walkach z Kozakami i Tatarami. Jako ceniony żołnierz wyjechał do Siedmiogrodu i wstąpił tam na służbę księcia Stefana Batorego. Gdy parę lat później Batory został wybrany na króla Polski, Nowodworski na jego prośbę pozostał w Siedmiogrodzie i opiekował się bratankami księcia.

Do kraju wrócił w 1580 r., w sam raz, by wziąć udział w wyprawie Batorego na Moskwę. Mężnie stawał pod Pskowem i zasłużył się w królewskiej służbie. Batory wysłał go za to z misją dyplomatyczną do sułtana. Dobrze rozwijająca się kariera Nowodworskiego została jednak niespodziewanie przerwana i to przez niego samego.

Podczas pobytu w Grodnie wdał się mianowicie w pojedynek z pokojowcem królewskim i zabił go. Musiał z tego powodu uciekać z Polski. Zbiegł do Francji i podjął służbę u króla Henryka Walezego. Ten chętnie przyjmował Polaków, uważając ich za swoich poddanych. Doświadczony żołnierz, jakim był Nowodworski, stanowił tym cenniejszy nabytek, że Henryk prowadził nieustanne wojny z protestantami i potrzebował fachowych ludzi do walki. Bartłomiej zdobywał we Francji kolejne umiejętności, tym razem związane z obleganiem i bronieniem twierdz, budowaniem petard i wysadzaniem murów. Wyróżnił się, odniósł ranę i doczekał pochwały ze strony króla.

- Nauczył się tam innego sposobu wojowania. Zupełnie odmiennego od tego, który znał z Polski, gdzie liczyła się ruchliwość i szybkość w przemieszczaniu po stepie. We Francji poznał zachodnioeuropejski sposób walki - mówi autor książki.

Po śmierci Walezego tron objął Henryk Nawarski, pod którego sztandarami służył teraz Bartłomiej. Władcy temu udało się z czasem przerwać krwawą wojnę domową i zaprowadzić w kraju względny spokój. Z tego powodu, Nowodworski - w końcu zawodowy żołnierz - opuścił Francję i wyruszył szukać wojennych przygód w bardziej niespokojnych miejscach.

Przeciw Turkom

Zatrzymał się na Malcie, rządzonej przez kawalerów maltańskich (czyli joannitów) i zmagającej się z tureckim naporem. Dołączył tam do kilku polskich rycerzy służących zakonowi i zaczął brać udział w wyprawach przeciwko tureckim posiadłościom na wybrzeżach Morza Śródziemnego. Wykazał się tam umiejętnościami saperskimi.

Podczas ataku na twierdzę Mahumetta w dzisiejszej Tunezji, wysadził bramę przy pomocy petardy. Drugi raz dokonał tej sztuki podczas nocnego rajdu na twierdzę Lepanto w Zatoce Korynckiej. Z niewielką grupą towarzyszy podkradł się pod mury, zainstalował petardę i podpalił. Wybuch wyrwał w bramie potężny otwór. Do środka wdarli się maltańscy żołnierze i zdobyli twierdzę. Te wyczyny przysporzyły Nowodworskiemu sławy i otworzyły drogę do zakonu. 23 października 1605 r. w kościele na Malcie złożył śluby zakonne.

Bartomiej miał już wtedy ponad 50 lat. Dwie dekady spędził poza ojczyzną i zaczął tęsknić do kraju. Los chciał, że na Malcie spotkał Piotra Kochanowskiego, bratanka poety z Czarnolasu i sekretarza królewskiego, któremu zwierzył się ze swych marzeń o powrocie. Kochanowski wstawił się za Bartłomiejem u króla Zygmunta III Wazy, a ten pozwolił mu wrócić.

Niebawem wojskowe umiejętności Nowodworskiego znów znalazły zastosowanie. W 1609 r. Zygmunt III wyprawił się na Moskwę. Polska armia stanęła pod Smoleńskiem i obległa tę jedną z najpotężniejszych rosyjskich twierdz. Rychło też sięgnięto po doświadczenie Bartłomieja. 12 października razem z grupą swoich ludzi zbliżył się do baszty Abramowskiej i podłożył petardę pod bramę. Wybuch wyrwał wrota i otworzył drogę do miasta. Niestety, wbrew wcześniejszym ustaleniom za ludźmi Nowodworskiego nie ruszyła polska piechota. Garść minerów i ich dowódcę Rosjanie szybko odepchnęli od murów. Szansa na łatwe zdobycie twierdzy przepadła.

Atak na Smoleńsk przekształcił się w długotrwałe oblężenie. Strona polsko-litewska budowała okopy i umocnienia, drążyła też tunele, które miały umożliwić skryte zbliżenie się do murów i ich wysadzenie ich. Nowodworski cały czas zastanawiał się jak ugryźć potężne fortyfikacje. W trakcie jednej z wycieczek pod mury dostrzegł zakratowane ujście kanału odprowadzającego ścieki z miasta. To nasunęło mu pewien plan.

Klęska pod Moskwą

10 czerwca 1610 r. na mury ruszył kolejny polski atak. W tym czasie pod kanał podkradła się grupa dowodzona przez Nowodworskiego. Wyłamali kratę i niosąc na ramionach beczki z prochem zagłębili się w wypełniony do połowy wodą tunel. W odpowiednim miejscu złożyli swój ciężar i podpalili lonty. Wielki wybuch (podobno Nowodworski użył aż 60 beczek z prochem) wyrwał w murach kilkunastometrową dziurę, przez którą do miasta wdarli się Polacy i Litwini. Smoleńsk został zdobyty. - To był największy sukces Nowodworskiego - mówi autor książki Marcin Szymaniak.

Sześć lat później, w 1617 r., Nowodworski miał już 65 lat, był więc jak na owe czasy człowiekiem starym. Nie przeszkodziło mu to jednak wziąć udział w jeszcze jednej poważnej wyprawie wojennej. Tym razem na Moskwę wyprawił się królewicz Władysław Waza, chcący zdobyć dla siebie carską koronę. W lipcu polskie siły podeszły pod Borysów. Bartłomiej jak zawsze chciał tam wysadzić mury jedną ze swoich petard. Niestety, jej moc była zbyt słaba i mury Borysowa ocalały.

Nie lepiej poszło mu pod Moskwą. Tam z grupą swoich minerów ruszył do szturmu w nocy z 10 na 11 października 1618 r. Najpierw dotarł do niewielkiej, wysuniętej przez mury fortyfikacji, czegoś w rodzaju ostrogu bramnego. Wysadził bramę, a jego ludzie wysiekli załogę. Potem saperska ekipa dobiegła do bramy Arbackiej i zaczęła tam montować petardę. Na ten widok wśród Rosjan wybuchła panika i obrońcy rzucili się do ucieczki, chcąc ratować życie przed spodziewanym wybuchem. Wydawało się, że lada chwila brama wyleci w powietrze, a Polacy wedrą się do miasta.

Wtedyz odsieczą obrońcom nadbiegła zaciężna piechota niemiecka, która szybko obsadziła pozycje i otworzyła gęsty ogień do ludzi Nowodworskiego. On sam został ciężko ranny w prawe ramię, a z pola walki wynieśli go żołnierze. Przeżył, ale władzy w ramieniu nie odzyskał nigdy.

- Nowodworskiego obwiniano, że atak nie powiódł się właśnie przez niego. Insynuowano, że chciał sam wedrzeć się do Moskwy, powtórzyć swój sukces spod Smoleńska i dołożyć kolejny kamyczek do gmachu sławy - opowiada Marcin Szymaniak.

Dobrodziej szkół

Na starość Nowodworski osiadł w Warszawie. Jako że podczas służby zgromadził spory majątek, na emeryturze mógł pozwolić sobie na hojne fundacje. W 1617 r. ofiarował 8 tys. złotych na uposażenie trzech profesorów uczących w tzw. szkołach prywatnych działających przy Akademii Krakowskiej. Szkoły te, kształcące na poziomie średnim, miały przygotowywać przyszłych studentów Akademii. Z owych 8 tys. fundowane miały być także stypendia dla czterech studentów z powiatu tucholskiego (trzech szlachciców i jednego plebejusza).

Darowizna Nowodworskiego była tak znaczna, że przyczyniła się do znacznego rozwoju uniwersyteckich szkół. Odtąd zaczęto je nazywać Szkołami Nowodworskimi, a wybudowany w latach 1639-1643 naprzeciw kościoła św. Anny budynek szkolny nosi nazwę Collegium Nowodworskiego. Mieszcząca się w nim niegdyś szkoła średnia nieprzerwanie istnieje do dziś. Ona również nosi imię Bartłomieja Nowodworskiego (potocznie zwana jest Nowodworkiem), mieści się przy pl. Na Groblach i należy do najlepszych krakowskich liceów.

A co z samym Nowodworskim? Zmarł 13 lutego 1624 r. i po bogatym pogrzebie został pochowany w podziemiach kościoła św. Jana w Warszawie. Jego awanturnicze życie nadawałoby się świetnie na scenariusz filmu. - Bez wątpienia byłby z tego świetny film płaszcza i szpady. Jedyny mankament to brak wątku romansowego, bo Nowodworski, który prowadził życie wędrownego żołnierza, nigdy się nie ożenił. Ale to scenarzyści mogliby jakoś uzupełnić - uśmiecha się Marcin Szymaniak.

Profesor Jerzy Sadowski - lekarz z powołania

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski