Na ogół ich życie toczy się w czterech ścianach. Te same sprzęty, lista tabletek i syropów. Zmienia się tylko menu na stołówce i otoczenie na mniej przyjemne, gdy ktoś przenosi się do szpitala.
Podczas wycieczki te z pozoru pogrążone we własnym świecie osoby były aktywne i radosne. - Pomyślałam, że takich ich nie znam; że osób niepełnosprawnych nie zna większość z nas, więc może powinni się nam przedstawić. Niech sami opowiedzą o tym, jak żyją, co lubią, z czego czerpią radość - opowiada Gabriela Maruszczak.
To był początek wielomiesięcznej pracy, która zaowocowała 23-minutowym filmem. - Udało się nam zajrzeć w życie człowieka z DPS-u. I trochę w tym życiu namieszać - mówi Gabriela Maruszczak.
Chęci do pracy ekipie nie brakowało, ale trzeba było nauczyć adeptów sztuki filmowej nie tylko podstaw obsługi sprzętu, a więc prowadzenia kamery, ustawiania statywu, wykorzystania mikrofonu, przygotowania planu zdjęciowego, ale też bardzo trudnej sztuki porozumiewania się i zasad wzajemnej komunikacji.
- Film był eksperymentem, bo moją ekipą filmową zostali niepełnosprawni. Każdy dzień zdjęciowy przynosił niespodzianki. Trudno było przewidzieć, kto stanie za kamerą, kto będzie realizował materiał i kogo przyjdzie nam nagrywać - mówi reżyserka. - Bywało, że przyjeżdżałam z kamerą, a tu niespodzianka, bo ktoś zapomniał o zdjęciach i właśnie wyszedł. Albo bohater filmu odnalazł się w izbie wytrzeźwień. Samo życie.
Czasami wyznaczeni do zdjęć realizatorzy z kimś się pokłócili i bojkotowali pracę. Trzeba było szybko uzupełniać skład drużyny. W takich okolicznościach do ekipy dołączył pan Jacek. - Powiedziałam mu, że musi trzymać mikrofon i zadawać pytania. Wszedł w temat jak w masło. Ale po swojemu - mówi Maruszczak.
Trzeba się było dostosować. Wymagało to cierpliwości i pokory. Ale z czasem powstała ekipa, z którą udało się dobrnąć do finału.
Do DPS-u trafia się na ogół nie z własnej winy i woli. W większości mieszkają tam ludzie niepełnosprawni, samotni i chorzy. Nie potrzebują jednak litości. Raczej pomocy i szacunku. Każdy z nich ma własne życie; lepsze lub gorsze.
Pani Janina od lat szydełkuje. Ma talent i wprawę. Robi przepiękne serwetki, obrusy, firanki, ale też wyjątkowej urody spódnice. Zgromadziła w swoim pokoju kolekcję szydełkowych dzieł sztuki. Dyrekcja DPS-u przydzieliła jej własny pokój; sama się utrzymuje, gotuje sobie i sprząta. Jest, jak ktoś powiedział, eksportową mieszkanką ul. Łanowej; dzieli życie między chorobę a pasję.
Inspiracją dla pana Wojciecha, który z zapałem maluje, stały się rysunki z filmów animowanych. W swej twórczości używa ciepłych i wesołych kolorów, więc korytarze domu pomocy społecznej zdobią jego pogodne prace.
Pani Lidia ma kłopoty ze wzrokiem, ale nie z wrażliwością. Opowiada o tym, co jej w duszy gra poprzez wiersze; z wdziękiem recytuje je przed kamerą.
Z kolei pan Antoni kocha media. Chętnie pokazuje kserokopie artykułów opatrzonych zdjęciami, na których można go zobaczyć. Z zawodu jest organistą. Z zamiłowania kolekcjonerem aparatów i kamer. Tę pasję zapoczątkował prezent - stara kamera - którą polubił i dokładnie poznał. Podczas kręcenia filmu jako jedyny od razu wiedział więc, jak się obchodzić ze sprzętem nagrywającym i był pomocny na planie.
Mikrofon zaś polubił pana Andrzeja, mężczyznę słusznej postury, który z wdziękiem i bardzo skutecznie namawiał do zwierzeń swoich sąsiadów zza ściany. Radził sobie, chociaż ma chory błędnik i czasami nie potrafi zachować równowagi. Owocnie współpracował z panią Basią, która kręciła wypowiedzi. Oboje swego czasu mieli duże problemy z alkoholem, ale sobie z tym poradzili. - Baśka, kameruj! - przypominał koleżance, gdy bardziej niż film pochłaniały ją rozmowy z koleżankami.
W depeesowskim mieszkanku pani Ani gości wita szczekanie. Lokatorka ma zgodę dyrektora na trzymanie w pokoju psa; do towarzystwa i w celach terapeutycznych. Na filmie elegancka pani Anna, ze złotymi klipsami w uszach i starannie ułożoną fryzurą, z miłością zaprasza swojego kudłatego towarzysza na obiad, który czeka na niego w misce. Kamera jej w tym nie przeszkadza, ani nie deprymuje. A gdy zdrowie dopisuje, zamieszcza artykuły w miejscowej gazetce.
- Niepełnosprawni prowadzą tu normalne życie. Raz jest im wesoło, innym razem los rzuca kłody pod nogi. Mają swoje pasje, swoje przyjaźnie i miłości. Wymykają się stereotypom. Nawet jeśli nie rozmawiają z nikim, i na pierwszy rzut oka nie ma z nimi kontaktu, bliższe poznanie weryfikuje pierwsze wrażenie - mówi pani Gabriela.
Pan Mirosław na przykład porusza się na wózku inwalidzkim. Na planie filmowym milczy. A to inteligentny człowiek; napisał dwie książki. Udziela się na FB, dużo czyta. Przez internet zawiera przyjaźnie i znajomości. Klawiatura komputera daje mu wolność i radość komunikowania się.
Kiedyś mieszkał w DPS-ie pan Gucio. - Niestety, nie doczekał się naszej ekipy. Bardzo tego żałuję - opowiada Gabriela Maruszczak. - Był wykształcony, elokwentny, znał niezwykłe historie o Krakowie, które zabrał ze sobą w zaświaty. Szkoda, bo jestem pewna, że czymś by nas zaskoczył - dodaje.
Dorota Suchan, kierowniczka działu terapeutyczno-socjalnego DPS przy Łanowej uważa, że dla podopiecznych placówki plan filmowy był nowym doświadczeniem i ciekawą przygodą. Minęło już sporo czasu, a oni chętnie wspominają tę nietypową odskocznię od codzienności.
Uczestnikami projektu filmowego były osoby borykające się z różnymi niepełnosprawnościami, w szczególności z psychiczną. Ci, którzy zostali włączeni do prac realizacyjnych, stali się głównymi bohaterami. Kiedy niepełnosprawni wykonywali swą pracę, druga kamera obserwowała ich zachowanie i relacje z otoczeniem. - Dzięki kamerze możecie przyjrzeć się życiu mieszkańców DPS-u. Ich troskom, pasjom, obawom, zachwytom. Ich życiu - zaprasza Gabriela Maruszczak.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?