Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Baśnie z tysiąca i jednej nocy

Redakcja
Po solidnej dawce muzyki współczesnej, jaką przyniósł ostatnio festiwal Witolda Lutosławskiego, upamiętniający 10. rocznicę śmierci tego wybitnego kompozytora, Filharmonia w Krakowie zaoferowała słuchaczom program lżejszy, raczej relaksowy. Tadeusz Wojciechowski, pełniący obecnie funkcję dyrektora artystycznego Filharmonii Rzeszowskiej, poprowadził dwa utwory bardzo znane i zawsze chętnie słuchane: scherzo symfoniczne "Uczeń czarnoksiężnika" Paula Dukasa i "Szeherezadę" Rimskiego-Korsakowa. Oba utwory należą do muzyki programowej i bywają nazywane poematami symfonicznymi, choć Rimski-Korsakow także dał w podtytule inne określenie - suita symfoniczna.

Smyczkiem i pałką

   Dukas niezwykle zręcznie połączył precyzyjnie zarysowaną formę z niemal dosłowną miejscami ilustracyjnością. Moment, kiedy przepołowiona tykwa zaczyna podrygiwać przy niskich odzywkach kontrafagotu, jest zarazem cezurą, doskonale umiejscowioną w przebiegu muzycznej narracji. Wątek ballady Goethego potraktował kompozytor z lekkim przymrużeniem oka jako pretekst do rozwinięcia zdynamizowanego ruchu i narastających fal dźwięków, które oczywiście można tłumaczyć programowo jako obraz strumieni wody zalewających pracownię czarnoksiężnika, czy też - bardziej symbolicznie - jako grozę żywiołu rozpętanego lekkomyślnym gestem.
   "Uczeń czarnoksiężnika" mniej mi się podobał, wydał mi się trochę zanadto hałaśliwy, jakby dyrygent zbytnio się starał, by wypadł jak najefektowniej. Natomiast bez zastrzeżeń i krytycznych grymasów przyjąłem jego interpretację "Szeherezady", barwną i ładnie wydobywającą jej egzotyczny koloryt. Wschodnia piękność rzadziej już odwiedza nasze sale koncertowe, więc tym chętniej powitali ją słuchacze, zwłaszcza że zjawiła się w bardzo efektownej szacie dźwiękowej, starannie "upiętej i ułożonej" przez Tadeusza Wojciechowskiego, jeśli można użyć takiego porównania ze świata mody.
   Zwiewne sola skrzypcowe wprowadzające motyw Szeherezady, rozbudowane do prawie koncertowych kadencji, grał pięknym dźwiękiem Wiesław Kwaśny, ale inne instrumenty, choć nie tak mocno wysunięte na pierwszy plan, też miały okazję do popisu: subtelnie zabrzmiało solo oboju, a klarnet błysnął techniczną sprawnością. Dyrygent bardzo dobrze wyważył proporcje brzmieniowe we fragmentach tutti, a w epizodach przejrzyście kameralnych pozwolił solistom z grupy dętej swobodnie rozwinąć skrzydła. Znowu nasunęła mi się obrazowa metafora - oto skutki słuchania muzyki programowej!
   Z utworami Paula Dukasa i Nikołaja Rimskiego-Korsakowa dobrze zestroił się I Koncert wiolonczelowy Camille’a Saint-Sa¨ensa. Zagrał go Andrzej Bauer, uważany słusznie za jednego z najwybitniejszych polskich wiolonczelistów. W stosunku do muzyki Saint-Sae¨nsa zachował pewien dystans; podkreślił jej elegancką wirtuozerię i wzorową gładkość formy, natomiast bardziej intensywne uczucia zachował raczej na inną okazję. Próbkę odmiennego ujęcia interpretacyjnego pokazał w dwóch fragmentach ze suity solowej Bacha zagranych na bis. Chętnie posłuchalibyśmy Andrzeja Bauera w pełnym recitalu solowym, bo repertuar ma bogaty i urozmaicony.
ADAM WALACIŃSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski