– Wystąpił Pan po raz pierwszy w Treningu Noworocznym, jakie on wywarł na Panu wrażenie?
– Bardzo pozytywne. To wspaniała tradycja przyjeżdżać 1 stycznia i spotykać się, a potem mieć znów chwilę odpoczynku. Spędzałem Sylwestra u przyjaciół we Wrocławiu, nie miałem więc daleko, dojechałem na czas.
– To był dla Pana pierwszy mecz od dłuższego czasu. Nie ma Pan już żadnych kłopotów zdrowotnych?
– Zobaczymy, wszystko się okaże w praniu, gdy treningi zaczną się na siebie nakładać w okresie przygotowawczym. Ten czas jest bardzo intensywny. Wtedy będę mógł stwierdzić, czy wszystko jest w porządku. Nie miałem przerwy świątecznej, cały czas trenowałem sam, przechodziłem rehabilitację.
– A na czym polega rehabilitacja po takim schorzeniu, jakie się Panu przyplątało – zapalenie spojenia łonowego?
– Przy tej okazji wyszło niestety bardzo dużo komplikacji i dlatego to tyle trwało. Przywodziciele, jak również mięśnie brzucha są osłabione. Trzeba je z powrotem odbudowywać.
– Jaka była przyczyna tej dolegliwości?
– Jest sporo przyczyn. Głównie kwestie przeciążeniowe. Ciągle człowiek jest w treningu, jedne mięśnie przywodziciela są mocniejsze, drugie słabsze. Pobolewały mnie i wyniknęło z tego zapalenie. Cały ciężar opierał się tylko i wyłącznie na brzuchu, aż wszystko przestało działać.
– Takie mocne były obciążenia treningowe?
– Nie obciążenia, tylko nastąpiło zmęczenie materiału. To jest normalna rzecz, wielu zawodników to miało.
– Poddany Pan został zabiegowi?
– Nie, chociaż byłem w szpitalu i musiałem w nim dłużej pobyć, bo nastąpiły komplikacje, o których nie chciałbym szerzej mówić.
– Wystraszył się Pan, trafiając do szpitala z wysoką gorączką?
– To są normalne objawy dla tego schorzenia, musiałem karetką pojechać do szpitala. To nic przyjemnego, bo w jeden dzień jeszcze trenowałem, by nazajutrz trafić do szpitala i potem oglądać mecze tylko w telewizji.
– Wraca Pan już do normalnych treningów?
– Tak, dostałem rozpiskę na przerwę świąteczną i trenowałem w rodzinnej Kolbuszowej, teraz zaś wracam już do zajęć z kolegami.
– Jesień była więc dla Pana smutna, tylko przyglądał się Pan jak grają koledzy.
– Tak, trzy miesiące nie grałem, tylko się kurowałem.
– Przez kibiców może Pan być traktowany jako nowy zawodnik, bo jesienią zaliczył Pan tylko osiem spotkań. Na nowo musi Pan wchodzić do zespołu.
– Będę się musiał znów przypomnieć. Dla mnie te trzy miesiące to był bardzo trudny okres, mam nadzieję, że się szybko odbuduję i przypomnę o sobie.
– Jak Pan patrzył z boku na Cracovię, która ledwo, ledwo znalazła się nad strefą spadkową, to pomyślał Pan: „Przeprowadzka tutaj, to nie był dobry ruch”?
– Nigdy tak nie pomyślałem. Cracovia jest dobrym zespołem. Wiary nie stracę, jesteśmy kompanią i musimy sobie pomagać. Wiele spotkań graliśmy bardzo dobrych, ale pechowo gubiliśmy punkty. Uważam, że ten zespół ma duży potencjał.
– Po letnich sparingach można się było zastanawiać, czy para Marcin Budziński – Mateusz Cetnarski zawojuje ligę, może więc wiosną?
– Miejmy nadzieję, że tak się stanie. Cel został ten sam, walczymy o ósemkę. Musimy trochę powalczyć, ale liga jest taka, że jak się wygra kilka spotkań z rzędu, to można to osiągnąć.
– Miał Pan momenty zwątpienia, gdy nie mógł Pan pomóc kolegom? 2014 rok nie był dla Pan udany – wiosna zakończona spadkiem do I ligi z Widzewem Łódź, jesień stracona przez kontuzję.
– Czy to był nieudany rok? Nie nazywałbym go tak. Trafiłem do Widzewa po to, by więcej grać i po to, żeby utrzymać ten klub w ekstraklasie. Tam było jednak dużo problemów, nie do końca czysto piłkarskich. Chciałem więc zdobyć poprzez dobre występy kontrakt w innym zespole. Trafiła się Cracovia, która chciała podpisać ze mną umowę, to nie był krok do tyłu.
– W porównaniu z Widzewem to w Cracovii jest eldorado.
– Cracovia jest wyróżniającym się klubem w Polsce w tej kwestii. Mam wielu kolegów w innych klubach i wiem, jak to się odbywa. Są przestoje płacowe. Cracovia jest klubem stabilnym. W porównaniu do Widzewa, to niebo, a ziemia.
– Kibice „Pasów” zastanawiają się, dlaczego więc, skoro jest tak dobrze, wyniki nie idą w parze z ich oczekiwaniami?
– Dlaczego tak dobrze nie gramy? Tak czasami jest... Są zespoły na świecie, które mają pieniądze i też mają swoje małe kryzysy, jakieś pechowe mecze. To mogę powiedzieć. To jest normalne. Pracujemy nad tym, by wygrywać, a to, że punktów nie zdobywamy tyle ile byśmy chcieli? O tym decyduje też łut szczęścia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?