Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Będę skuteczniejszy [WIDEO]

Cezary Kowalski, Mateusz Borek, Komentatorzy Polsatu Sport
Rozmowa z ROBERTEM LEWANDOWSKIM, napastnikiem Bayernu Monachium i kapitanem reprezentacji Polski.

– Panie Robercie, zapytamy nieco wzniośle: czy to, co udało się Panu przez te ostatnie lata zrobić w Bundeslidze, świetnie grać w Borussii Dortmund, zdobyć koronę króla strzelców, strzelić cztery gole Realowi Madryt w Lidze Mistrzów, podpisać intratny kontrakt z Bayernem Monachium i stać się autentyczną gwiazdą, wpłynęło na postrzeganie zwykłych Polaków przez Niemców?

– Nigdy bym takiej tezy nie postawił, bo my piłkarze, żyjemy w trochę innej rzeczywistości i taki codzienny kontakt z rodakami, którzy pracują w Niemczech, mamy znikomy. Ale przekonałem się o tym, jeszcze będąc w Borussii. Tankowałem samochód na stacji benzynowej i jej pracownicy – Polacy powiedzieli mi wprost: odkąd trójka Polaków rządzi na boisku w Dortmundzie, my mamy łatwiej.

Szef patrzy na nas innym okiem, inaczej z nami rozmawia, jak gra Borussia, dostajemy wolne. Niemcy doceniają i dostrzegają tych, którzy robią coś dobrze. Dlatego ja od początku wiedziałem, że tu trzeba mieć otwartą przyłbicę. Nie ma żadnych powodów, abyśmy w Niemczech wstydzili się, że jesteśmy Polakami, a niestety można się spotkać z takimi zachowaniami.

Źródło: x-news/Foto Olimpik

Pamiętam jak po meczu, kiedy byłem w towarzystwie innych zawodników, podeszli do mnie ludzie i zaczęli rozmowę po niemiecku. Ale jakoś ten niemiecki miał dziwny akcent. Oczywiście mogę mówić po niemiecku, nauczyłem się po pół roku. Ale pytam, o co tu chodzi, po co ta szopka, czy Polak nie może do Polaka mówić po swojemu?

– Od początku tak rozpychał się Pan łokciami?

– Tak, od kiedy przyszedłem do Niemiec, musiałem ostro walczyć o swoje. Pamiętacie przecież, że wcale nie miałem mocnej pozycji. I nie chodzi mi tylko o rywalizację o miejsce w zespole. Byłem jednak przekonany, że nie mogę sobie dać w kaszę dmuchać, bo nie jestem tu od nikogo gorszy.

– Taka postawa pomogła także w negocjacjach uposażenia z Bayernem. Gdyby dał Pan sobie w kaszę dmuchać, pozostałby Pan z tymi „marnymi” sześcioma milionami euro rocznie…

– (śmiech) No pewnie, że tak. Po co brać dwa złote, jak można mieć cztery?

– I tym sposobem dowiedzieliśmy się, na ile ostatecznie opiewa Pana kontrakt. Sześć razy dwa, czyli dwanaście milionów euro!

– (śmiech). To wy to powiedzieliście. Niczego nie potwierdzam.

– Październikowe zwycięstwo naszej reprezentacji nad Niemcami jest traktowane tam jako wypadek przy pracy, czy jest jakiś przełom w postrzeganiu polskiej drużyny, polskich piłkarzy?

– Chyba jednak przełom. Widziałem, jak to na nich wpłynęło. Zabolało na pewno. Jak nie na rękę było im poruszanie tego tematu. Schweinsteiger tylko coś tam zapowiadał, że jak wróci, to w rewanżowym meczu będzie zupełnie inaczej.

Oni dobrze wiedzieli, że my mamy dobrych piłkarzy, tyle że zawsze coś stawało na przeszkodzie, aby ci dobrzy piłkarze, dobrze przecież grający na co dzień w swoich klubach, tak samo zaczęli grać także w reprezentacji. Moim zdaniem, dotąd brakowało nam jakichś trzech procent, aby wygrywać mecze, które powinniśmy wygrać, a jednak ich nie wygrywaliśmy.

– Przyznajmy jednak, że mieliśmy mnóstwo szczęścia, oni oddali 18 strzałów na bramkę, my 4. Niemcy nic nie mówili o pechu?

– Ale kogo to obchodzi? Było 2:0 dla nas i koniec kropka. Nikt już nie pamięta, jak to było w szczegółach i statystycznie. Ja też, mówię poważnie, już tego nie pamiętam.

– Myśli Pan, że Eugen Polanski zrezygnował z powrotu do reprezentacji Polski, bo nie chciał grać przeciwko Niemcom? Kiedyś był kapitanem niemieckiej młodzieżówki…

– Nie wiem, dlaczego odmówił trenerowi. Mogłem się tylko domyślać. Pewne jest, że Eugen ma umiejętności, które uprawniają go do gry w reprezentacji. Ale dlaczego się nie dogadali, nie mam pojęcia. Wyszło jak wyszło.

– Fakt, że tak radykalnie zmieniły się nasze wyniki w eliminacjach, to kwestia trenera?

– Nie będę atakować Waldemara Fornalika, bo w sumie to w trudnym czasie przejął drużynę. Nie miał łatwo, niemal z marszu zaczął grać eliminacje. Teraz, nie oszukujmy się, w większości grają ci sami zawodnicy, ale jednak jesteśmy dojrzali. Ja byłem już dawno przekonany, że w końcu zaczniemy wygrywać.

Coraz lepiej rozumiemy się na boisku i poza nim. Na boisku jest dyscyplina i konsekwencja w działaniu. Mamy taką świadomość, że każdy mecz jest na wagę awansu do mistrzostw Europy. Nie kalkulujemy, że jak się teraz nie uda, to się odrobi później. Wiecznie się łudziliśmy.

– Uwierzyliście Nawałce?

– Rola trenera w tych dobrych meczach jesienią jest bardzo duża. Gołym okiem widać, że lepiej wyglądamy taktycznie. Gramy odważniej, teraz jak atakujemy, to momentami w polu karnym rywala jest nawet nas ze czterech, wcześniej byłem ja, ewentualnie ktoś jeszcze. Teraz bez względu na to, czy wygrywamy, czy przegrywamy, mamy chęć na kolejne gole. Jest coś takiego, czego jakoś tak racjonalnie nie da się wytłumaczyć.

– Siła trenera tkwi w taktyce czy w psychologii?

– I w jednym, i w drugim. Każdy trener musi być trochę psychologiem. On znalazł sposób na nas, a my to podłapaliśmy. Dzięki temu wszyscy czujemy, że w przyszłym roku może być jeszcze lepiej. Nawałka z nami dużo rozmawia, nie tylko ze mną, ale z każdym chłopakiem. Istnieje bardzo dobra komunikacja. To dużo lepsza sytuacja niż taka, kiedy trener jest zamknięty i nie dochodzi do niego to, co myślimy, jak czujemy i jak to wszystko widzimy.

– Lewandowski, Krychowiak, Szczęsny… Stolik gwiazdorski, grupa trzymająca władzę w reprezentacji. Tak o was mówią.

– Nie ma czegoś takiego. Trzymamy się razem. Każdy z każdym potrafi się dogadać. Bywa bardzo śmiesznie. Nikt nie boi się zabrać głosu, powiedzieć tego, co myśli. Jestem już w tej reprezentacji z sześć lat i mogę stwierdzić, że tak jeszcze nie było. Kiedyś niektórzy zawodnicy woleli przemilczeć pewne sprawy, nie wychylać się.

– Jak daleko jesteśmy od awansu do finałów mistrzostw Europy we Francji?

– Daleko. Po takim początku podejście rywali do nas będzie inne. Ten mecz w marcu z Irlandią w Dublinie da nam klarowną odpowiedź, w jakim miejscu się znajdujemy, czy jesteśmy dalej czy bliżej.

– Co się zmieniło w Robercie Lewandowskim po założeniu opaski kapitana reprezentacji?

– Jak zakładałem pierwszy raz tę opaskę w towarzyskim meczu z Litwą, to sobie myślałem, że to nic wielkiego. Ot, zagram z opaską, wszystko będzie po staremu. Ale szybko poczułem coś innego. Tę odpowiedzialność, która we mnie wstąpiła. Wcześniej zastanawiałem się, czy jest sens pełnić taką funkcję, czy potrzebne mi te dodatkowe obowiązki, które na mnie spadną.

Nigdy się przecież do takich rzeczy nie pchałem, przez głowę przelatywało mi pytanie, czy ja się do tego nadaję. Coś, co mnie przekonało ostatecznie, to wyniki. Nie mówię, że wygrywaliśmy, bo to ja byłem kapitanem, ale okoliczności. Po prostu chciałem, żeby tak zostało.

– Były kapitan Jakub Błaszczykowski, który wraca po kontuzji, nie jest, najdelikatniej mówiąc, zachwycony utratą opaski…

–Pewnie, że nie jest w komfortowej sytuacji, ale media trochę zbyt mocno kreują rzeczywistość. Nie ma między nami żadnego konfliktu. Nie jesteśmy wielkimi przyjaciółmi, ale mamy bardzo dobry kontakt. Nigdy na temat Kuby złego słowa nie powiedziałem. Cel mamy wspólny: wygrywanie z reprezentacją.

Tyle lat walczyliśmy i jakoś nie wychodziło. Utrzymajmy tę obecną tendencję. Tematu opaski nie warto już rozdmuchiwać. Odpowiedzialność mam większą, ale pozostali też ją powinni brać na siebie w większym stopniu. Czekam na Kubę w pełni formy i wierzę, że pomoże. Nie chcę, by Kuba po powrocie poczuł się gorzej. Możemy tylko zyskać.

– O diecie cud, którą Pan stosuje, krążą legendy. Podobno pół naszej ekstraklasy o nią zabiega i chce się odżywiać jak Lewandowski…

–To nie dieta, tylko sposób odżywiania. Zaczęło się od mojej żony Ani. W wieku 21 lat byłem szczupły, nie miałem nadwagi, ale łapałem się na tym, że nawet dopiero wychodząc na trening, czułem się zmęczony. Wy-tłumaczyła mi, że pewne rzeczy nie są już dla mnie. Piłem mleko, a wiadomo, że laktoza w nim zawarta jest tolerowana tylko do pewnego wieku. Uwielbiałem słodycze, które także mnie osłabiały. Teraz nabrałem takich przyzwyczajeń, że po kawałku czegoś słodkiego od razu bez żalu dziękuję.

– Czy jako król strzelców Bundesligi jest Pan zadowolony z tych siedmiu bramek, które strzelił Pan dla Bayernu jesienią?

– Z dziesięciu byłbym zadowolony. Patrząc na to, ile mam sytuacji, mogę założyć, że wiosną strzelę więcej.

Długą rozmowę z Robertem Lewandowskim będzie można zobaczyć w „Cafe Futbol” w Polsacie Sport w niedzielę, 28 grudnia o godz. 11.00

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski