Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bejbi blues

Redakcja
Zakręty naszej rzeczywistości są wymarzonym nawozem, na którym mogłoby wyrosnąć bujne kino społeczne. Tymczasem polscy twórcy wciąż wolą uciekać w dżunglę realizmu magicznego, najczęściej gubiąc się w jego gęstym lesie.

Rafał Stanowski: FILMOMAN

Kilka lat temu na tym tle zajaśniała Kasia Rosłaniec, która pokazała głośne "Galerianki”. Dziś oglądamy jej nowy film "Bejbi blues”.

Rosłaniec w swym debiucie pokazała, że ma niezaprzeczalny talent. Potrafiła wydobyć z młodych, niemających aktorskiego przygotowania dziewczyn zaskakujące niuanse gry scenicznej. Przypatrywała się meandrom życia młodej generacji bez karcącej linijki w ręku, nie zamierzała nikogo ustawiać w kącie, lecz zrobiła to, co należy do filmowca – podpatrywała i pokazywała. Dzięki temu "Galerianki”, choć ich tytuł odnosił się do wątpliwego precedensu społecznego, przyciągały jak magnes.

W "Bejbi blues” Rosłaniec podąża podobną ścieżką. Pod lupę znów trafia generacja Facebooka i Google’a. Główna bohaterka, choć nie skończyła jeszcze 20 lat (nie wiadomo nawet, czy posiada dowód osobisty), zdążyła już urodzić dziecko. Skupiona jest jednak przede wszystkim na sobie, na nowych ciuchach, imprezkach, zabawie. Jej partner wykazuje się podobną dojrzałością, przedkładając jazdę na deskorolce ponad obowiązki ojcowskie.

Rosłaniec zbudowała konkretny problem. Niestety, zapomniała go osadzić w usystematyzowanych realiach. Główna bohaterka porusza się w scenariuszowej próżni. Widzimy, że pochodzi z rozbitej rodziny, w której nie ma ojca, a matka pozostaje zagubiona w rzeczywistości. Tymczasem dziewczynie nie brakuje pieniędzy, czasami nie ma na ciuchy i imprezki, ale generalnie nie cierpi głodu. Pytanie, za co kupuje pampersy, jedzenie dla dziecka, za co chodzi z nim do lekarza, skąd bierze na opłaty za mieszkanie. Pieniądze dostaje, jak słyszymy – od matki, ale ta przecież nie ma stałej pracy... Jeśli zaczniemy zagłębiać się w scenariusz, okaże się, że zbyt wiele w nim czarnych dziur. Tymczasem kino społeczne musi być matematycznie precyzyjne. Jak w reportażu, nie ma tu miejsca na nierealność.

"Bejbi blues” brakuje też napięcia. Oglądamy zwyczajne życie nastolatków, którzy bawią się, piją, ćpają, kłócą się z rodzicami, czasami ze sobą. Idą do kina, klubu, skateparku. W codziennych wzlotach i upadkach nie odnajdujemy jednak takich emocji jak w filmach mistrzów tego typu kina – Mike’a Leigh, Kena Loacha czy Andrei Arnold. Gdyby narysować linię dramaturgiczną "Bejbi blues”, byłaby to prosta, horyzontalna kreska, w finale wznosząca się nagle do góry. Dramatyczne sceny, które kończą fabułę, faktycznie przyciągają uwagę. Szkoda, że efekt osłabia trywialne, niepasujące do całości filmu zakończenie.

Podtrzymuję, że Kasia Rosłaniec ma talent. Zabrakło go niestety większości grających tu nastoletnich aktorów – Magdalenie Berus, Nikodemowi Rozbickiemu czy Klaudii Bułce. W czasie napisów początkowych widzimy, że to ich pierwszy występ na ekranie; na następny, szczerze mówiąc, nie czekam. Ich sceniczne umiejętności to co najwyżej aktorstwo w wersji light, które odsłania wszystkie słabe punkty scenariusza. W tym bluesie nie płynie niestety dobra muzyka, maj bejbi.


FOT. ŁUKASZ NIEWIADOMSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski