Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bengalski ogień i polska woda Lisy Ray

ZBIGNIEW BARTUŚ
Śniada cera, kruczoczarne włosy, słowiańskie policzki, piwne oczy... Lisa Ray dziś FOT. ARCHIWUM LISY RAY
Śniada cera, kruczoczarne włosy, słowiańskie policzki, piwne oczy... Lisa Ray dziś FOT. ARCHIWUM LISY RAY
Kiedy Europa i Ameryka zachwycały się Lindą Evangelistą, Naomi Campbell i innymi top modelkami, wyobraźnią jednej piątej mieszkańców Ziemi zawładnęła Lisa Ray, tajemnicza miłośniczka curry, pierogów i krakowskiej suchej. Hindusów uwiodło "niewiarygodnie idealne piękno nastolatki", na które obok śniadej cery i kruczoczarnych włosów złożyły się "słowiańskie kości policzkowe i piwne oczy".

Śniada cera, kruczoczarne włosy, słowiańskie policzki, piwne oczy... Lisa Ray dziś FOT. ARCHIWUM LISY RAY

Dziennik Polski

Nikt w Polsce nie wie, że jej oczy spoglądały z okładek magazynów o wielomilionowym nakładzie, wielkich billboardów rozwieszonych w centrach miast i plakatów w co drugim domu, z opakowań kosmetyków i ręczników, telewizyjnych reklam i hitowych wideoklipów, w których przyćmiewała gwiazdy.

Największa anglojęzyczna gazeta świata umieściła ją w dziesiątce najpiękniejszych kobiet tysiąclecia. Film, w którym zagrała rolę niezłomnej wdowy, był nominowany do Oscara. Krytycy chwalili jej talent i okrzyknęli ją najpiękniejszą kobietą w historii kinematografii.

Niedawno Lisa Ray umieściła w internetowym serwisie vimeo.com zdjęcia ze swego ślubu i wesela w słynącej z win kalifornijskiej dolinie Napa. Na kilkunastu ujęciach 40-letnia piękność tuli się lub śmieje do niewysokiego szpakowatego pana w okularach. To jej tata, urodzony w Kalkucie Salil Ray, Bengalczyk, który w połowie lat 60. minionego stulecia, czyli za czasów późnego Gomułki (w Polsce) i Indiry Gandhi (w Indiach), przyjechał do Warszawy w ramach studenckiej wymiany młodzieżowej. Do dziś, ponoć na poważnie, upiera się, że powodem podróży była fascynacja komunizmem. "Oj, tato! Pojechałeś do Polski, bo wiedziałeś, że tam mieszkają piękne blondynki!" - śmieje się Lisa.

- Tata studiował w Anglii chemię i działał w Hinduskim Stowarzyszeniu Kulturalnym, które organizowało występy na Wschodzie. Studenci wykonywali Rabindra Sangeet, pieśni oparte na tradycyjnym bengalskim folklorze, stworzone przez Rabindranatha Tagore, laureata literackiego Nobla. Ostatniego wieczoru w Warszawie tata spotkał mamę w uniwersyteckim barze. Postawił jej drinka, nie wiedząc, że ona nie znosi alkoholu - opowiada Lisa.

Piękność nazywała się Basia Gallus. Lisa dyktuje swej agentce Shonie nazwę miasta pochodzenia mamy i po wielu powtórzeniach, literowaniu (oraz niedowierzaniu Shony) pojawiają się na kartce cztery litery: "WODJ". Wybuchamy z Lisą śmiechem, bo chodzi o Łódź. Mama spędziła tam dzieciństwo, jej piwne oczy codziennie zerkały na szyld słynnej Filmówki.

Basia i Salil zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia, miłością romantyczną, odporną na kulturowe i religijne uprzedzenia. Salil ściągnął ukochaną do Londynu i tam, w ślicznym małym kościółku pod Oksfordem, wzięli ślub, co - jak mówi Lisa z filuternym uśmiechem - "zakończyło się przejściową ekskomuniką". Kiedy Bengalczyk obiecywał Polce wierność po grób, jego rodzina w Indiach, zgodnie z tradycją, szukała mu "prawdziwej żony". Szybko jednak obie familie zaakceptowały wybór młodych. Zdolny Salil obronił doktorat z chemii i rozpoczął pracę w przemyśle petrochemicznym. Basia opanowała język i uczyła w prywatnej żeńskiej szkole. Mieszkali przez siedem lat w Abingdon niedaleko Oksfordu. - Oboje kochali przyrodę, a angielskie środowisko było coraz bardziej zanieczyszczone. W dodatku zaczęły się ksenofobiczne ekscesy. Kiedy Enoch Powell, wpływowy polityk Partii Konserwatywnej, wygłosił mowę przeciwko imigrantom, rodzice postanowili znaleźć bardziej tolerancyjne miejsce do życia - ciągnie Lisa.

Salil dostał pracę w firmie naftowej w Etobicoke. Ta obecnie zachodnia dzielnica Toronto, największej metropolii Kanady, była wówczas odrębnym dwustutysięcznym miastem zdominowanym przez białą klasę średnią. Ale to się miało wkrótce zmienić, bo Kanada, kraj powierzchniowo 30 razy większy, ale mniej ludny od Polski, otwierała się na imigrantów i jako pierwsza w świecie eksperymentowała z wielokulturowością. Premier Pierre Trudeau nosił się po hipisowsku, ale nie jego długie włosy i sandały doprowadzały konserwatystów do szału. Trudeau wykreślił z kodeksu karnego paragrafy uznające homoseksualizm za przestępstwo, rozszerzył prawa kobiet, promował wolności obywatelskie - i multikulti. W takiej właśnie atmosferze urodziła się w kwietniu 1972 roku, a potem dorastała Lisa Ray.

Babcia Polka

Dziś angielski jest językiem ojczystym dla mniej niż połowy mieszkańców Toronto. Polskie pochodzenie deklaruje ćwierć miliona osób. Na ulicach i w domach rozbrzmiewa ponad sto języków. Ale kiedy Lisa była dzieckiem, małżeństw mieszanych, z tak odległych kultur, prawie się nie spotykało. Była więc od początku wyjątkowa.

Z mamą i babcią rozmawiały po polsku. - To mój pierwszy język - deklaruje, śmiejąc się, że Halina Gallus, która często przyjeżdżała do Kanady i w praktyce opiekowała się Lisą przez pierwszych sześć lat jej życia, za pomocą polskich potraw, katolickich wartości i romantycznej ideologii próbowała wzniecić w niej miłość do Starego Kraju: - Uczyła mnie mówić, zabierała na koncerty wszystkich polskich artystów, jacy pojawili się w okolicy, regularnie odwiedzaliśmy Ronscesville, polską dzielnicę Toronto, żeby pojeść swojskiej kiełbasy i prawdziwego chleba. Całe moje dzieciństwo wypełnione było polską kulturą i smakowało Polską.

Babcia martwiła się też, by "wnusia nie stała się zbyt hinduska". - Czytała mi przerażające doniesienia z Indii. Chciała wzbudzić we mnie strach przed "wyjątkowo niebezpiecznym krajem". Podziałało to dokładnie odwrotnie. Byłam przekorną nastolatką, ciekawą świata i własnych korzeni - wspomina Ray. Z jednej strony miała zatem polskość z jej kulturalno-kulinarnymi argumentami, dzierganymi przez mamę na drutach swetrami i szalikami w jelonki, a z drugiej - kuchnię indyjską, poezję noblisty Tagore i filmy wielkiego Satyajita Raya, laureata festiwali w Wenecji i Berlinie. Pokochała "indyjską nieprzewidywalność i chaos", a jednocześnie wraz z tatą, zapalonym kinomanem, miłośnikiem Felliniego, oglądała dzieła europejskich klasyków. - Dostawałam szału, gdy ktoś próbował przypisać mnie do jednego gniazda. Stworzyłam sobie własną kulturę, czerpiąc najlepsze z obu światów - tłumaczy.

W szkole piękniejąca z każdym dniem poliglotka radziła sobie świetnie. Pięcioletni ogólniak zaliczyła w cztery lata. Zaczytywała się w Roaldzie Dahlu, Tomaszu Mannie, Hemingwayu i "nudnej prozie rosyjskiej". Nie przeczuwała, że niebawem jej życie całkowicie się odmieni.

Bollywood/Hollywood

Przed 16. urodzinami pojechała z rodzicami na wakacje. Na ulicach 17-milionowego Bombaju wypatrzył ją fotografik pracujący dla modnych magazynów. Niebawem zaszokowała konserwatywne Indie, występując w reklamie Bombay Dyeing, czołowego światowego producenta tekstyliów, w mocno wyciętym kostiumie kąpielowym. Jej twarz zdominowała okładki wszystkich liczących się pism. A sesja dla topowego magazynu "Gladrags", w stroju ze "Słonecznego patrolu", "uczyniła ją nieśmiertelną". "Times of India" umieścił ją w dziesiątce najpiękniejszych kobiet tysiąclecia.

Wróciła z rodzicami do Toronto. Kilka tygodni później, gdy wracali z pikniku za miastem, uderzyła w nich od tyłu furgonetka. Lisa pierwszy raz w życiu siedziała na przednim siedzeniu. Mama, na tylnej kanapie, ucierpiała najbardziej. W wieku 40 lat została inwalidką, z bezwładnymi rękami i nogami. Lisa była kompletnie załamana. Ale po burzliwej naradzie rodzice kategorycznie kazali jej wracać do Indii. "Nie zmarnuj życiowej szansy, córeczko" - powiedziała z uśmiechem Barbara.
Lisa zamierzała spędzić w Indiach rok. Została na dekadę, wiodąc życie bombajskiej księżniczki, indyjskiej Lindy Evangelisty, z luksusowym apartamentem, szoferem, dwoma perskimi kotami... - Wygodne, ale puste - wspomina. Królowała na wybiegach i w reklamach, występowała w TV, w wideoklipach gwiazdorów, w kolorowych magazynach. Dobijał się do niej Bollywood. W 2001 roku zagrała główną rolę - prawniczki - w thrillerze "Kasoor" ("Wina"). Ponieważ jej hindi nie był dobry (z polskim akcentem!), wszystkie kwestie Lisy zostały zdubbingowane przez inną aktorkę. Wypadła świetnie, zwracając uwagę Deepy Mehty, znanej kanadyjskiej reżyserki indyjskiego pochodzenia. Ta miała dla Ray idealną rolę: wychowanej na pograniczu kultur narzeczonej na niby w komediodramacie "Bollywood/Hollywood".

Po sukcesie tego filmu Ray mogła grać, gdzie chciała i co chciała, ale doszła do wniosku, że... nie ma pojęcia o aktorstwie i nie zasługuje na rozgłos. "Potwornie broniła się przed statusem gwiazdy" - wspomina Mehta. Gdy wrota do wielkiej sławy stanęły przed nią otworem, Ray rzuciła wszystko i wyjechała do Londynu, gdzie chodziła na kurs poezji i do szkoły... mimów. Przede wszystkim jednak studiowała aktorstwo. Przysięgła sobie, że póki nie skończy, nigdzie nie zagra. Deepa Mehta przesłała jej jednak scenariusz "Wody", trzeciej części swej trylogii ("Ogień", "Ziemia"...).

Nakręcony w 2005 roku na Sri Lance (w świętym mieście Varanasi, gdzie rozgrywa się akcja, nie dało się kręcić z uwagi na groźby i demonstracje fundamentalistów wspieranych przez lokalne władze) film opowiada o dramacie młodych hinduskich wdów, którym prawo nakazuje spędzić resztę życia w aśramie (pustelni). Lisa zagrała Kalyani, wywrotową piękność, która wbrew zasadom postanowiła powtórnie wyjść za mąż. Film zdobył rozgłos na całym świecie, a 2006 roku był nominowany do Oscara.

Agenci z Los Angeles zaproponowali jej rolę u boku Daniela Craiga w kolejnym Bondzie. Pojechała podekscytowana, ale... doszła do wniosku, że nie chce być gwiazdą popkultury, i wróciła do Toronto. W drzwiach domu rodziców zastała dziennikarkę popularnej gazety wypytującą, "jak mógłby wyglądać jej idealny dzień". Obok jogi, przejażdżki na rowerze i lunchu z mamą, tatą i chłopakiem Paolo Zambaldim (włoskim fotografem gwiazd) wymieniła "zakup pysznej polskiej kiełbasy w sklepiku za rogiem".

Kolejne role dobierała starannie, celując w te, które przełamywały obyczajowe i kulturowe tabu. W "Nie potrafię inaczej" wcieliła się w energiczną chrześcijankę kochającą z wzajemnością nieśmiałą muzułmankę. Grała rolniczki i femme fatale. - Zawsze po to by pokazać ogień i wodę, które się dopełniają, a czasem nawet, mimo przeciwności, potrafią połączyć w jedno - wyjaśnia. Kanadyjscy krytycy i widzowie uznali ją za jedną z najpiękniejszych kobiet wszech czasów, ale i "pionierkę odmieniającą oblicze kina".

Dzienniki walki i miłości

Krążyła między Mediolanem, Paryżem (gdzie mieszkał jej chłopak), Nowym Jorkiem a Toronto, aż w końcu, w 2007 roku, z uwagi na postępującą chorobę mamy, postanowiła osiąść blisko domu rodziców. Rok później mama zmarła. Lisa bardzo to przeżyła. I czuła się coraz gorzej. Po kilku miesiącach zdiagnozowano u niej szpiczaka mnogiego. W wywiadzie dla magazynu "More" wyznała, że wiadomość o raku, który w jej wieku jest rzadkością (zapada nań jedna na milion osób) i nie doczekał się dotąd skutecznej terapii, przyjęła z... ulgą. Była przybita po śmierci mamy, a przy tym wycieńczona; w show-biznesie pracowała już przecież ponad 20 lat!

"Nie miałam czasu zadać sobie pytania, czego naprawdę w życiu chcę. Wszechświat wysyłał mi sygnały, ale w zgiełku kolejnych show ich nie słyszałam. Musiałam się zatrzymać. Rak dał mi okazję" - mówiła. Początkowo chorowała w tajemnicy przed światem. Zdaniem Deepy Mehty, chciała przez to przejść "wzorem matki-Polki: z godnością, bagatelizując, jak zawsze, wszelkie niedogodności, ból i strach". Ale w trakcie terapii, gdy przez leki przytyła 20 kilo, była opuchnięta i traciła włosy, o spotkanie poprosił znany reżyser. Chciał ją obsadzić w filmie z Adrienem Brodym, zdobywcą Oscara za rolę w "Pianiście". Uległa i... dostrzegła w jego oczach przerażenie. Uznała, że musi wyjawić, z czym się zmaga. Zrobiła to na premierze kolejnego filmu Mehty, na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto, tym samym, który siedem lat wcześniej ogłosił ją gwiazdą jutra.

Zaczęła prowadzić bloga, "The Yellow Diaries" (Żółte dzienniki). Opisywała kolejne etapy terapii, przywoływała ulubione cytaty z poetów i pisarzy. Jej ostre pióro, wielkie poczucie humoru oraz dystans do samej siebie przykuły uwagę. Blog zyskał uznanie i rozgłos. Ray wykorzystała to do zbierania funduszy na badania nad szpiczakiem. Na początku 2010 roku przeszła przeszczep szpiku. Wiosną ogłosiła, że jej organizm jest wolny od nowotworu. Przywróciła nadzieję tysiącom chorych. Zjeździła pół Ameryki z odczytami promującymi profilaktykę antynowotworową. Była gospodynią lunchu z wizytującą Toronto królową Elżbietą II. Z meszkiem na głowie trafiła na okładki topowych magazynów, m.in. "People" i "The Man". Została twarzą i ambasadorką kampanii "Beautiful Lenghts", której celem jest "przekonanie ludzi, by hodowali sobie włosy w celu ofiarowania na peruki dla kobiet po chemioterapii". Na stronę akcji trafił właśnie filmik nadesłany przez dwunastoletnią dziewczynkę. Mała stoi przed kamerą, trzymając w dłoniach pukiel świeżo obciętych włosów, i mówi: "Dla ciebie". Na apel Lisy odpowiedziały tysiące osób.

W zeszłym roku Lisa została gospodynią kanadyjskiej edycji najpopularniejszego na świecie programu kulinarnego "Top Chef" (wersję amerykańską prowadzi słynna hinduska modelka Padma Lakshmi, była muza i żona Salmana Rushdiego). A w październiku poślubiła Jasona Dehniego, przystojnego finansistę i filantropa. Gdyby nie zachorowała, pewnie nigdy by się nie zeszli: poznali się dzięki wspólnej działalności charytatywnej.
- Spotkałam miłość życia - uśmiecha się Lisa, która zdołała w końcu połączyć ogień z wodą. Znaleźć dom.

Po polsku mówi dobrze, zdarza jej się - ku konsternacji otoczenia - rzucić polskim przekleństwem. Krakowską kiełbasę uważa za "comfort food", czyli jedzenie nie tylko przyjemne, ale i prozdrowotne. Żałuje, że nie ma w pobliżu nikogo, z kim mogłaby sobie przy krakowskiej pogawędzić, jak kiedyś z babcią. - W Polsce byłam tylko raz, na początku lat 90. , w odwiedzinach u babci, która niestety już nie żyje. Spacerowałam Nowym Światem, wjechałam na sam szczyt Pałacu Kultury. W powietrzu czułam wielkie zmiany. Bardzo mnie ciekawi, co wam z tego wyszło - mówi, pozdrawiając serdecznie Czytelników "Dziennika Polskiego".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski