Jak Pan zapamiętał grudzień 1981 r.?
Byłem wtedy w Polsce, pamiętam tamten okres bardzo dobrze. Od początku grudnia sytuacja między Solidarnością i rządem stawała się coraz bardziej napięta. Na Zachodzie narastało przekonanie, że wkrótce - pewnie jeszcze przed Bożym Narodzeniem - do Polski wkroczy radziecka armia.
Później w archiwach radzieckiego Politbiura nie znaleziono żadnego śladu przygotowań do interwencji wojskowej w Polsce.
Intuicja wtedy też mi podpowiadała, że nie wkroczą. Byłem przekonany, że Polacy by się przeciwstawili nowej inwazji, także część armii stanęłaby przeciwko Sowietom. Scenariusz czechosłowacki z 1968 r. by się nie powtórzył - tym bardziej, że w 1981 r. Rosjanie byli zaangażowani w Afganistanie. Chodziło więc raczej o to, jak sytuacja rozwinie się w Polsce. Nie było to czytelne. Kościół próbował mediować między władzą z jednej strony, a Wałęsą, Geremkiem i Mazowieckim z drugiej. Tyle że wypracowanie czegokolwiek było niemożliwe. Jaruzelski wyraźnie dążył do tego, żeby wygasić działalność Solidarności - czego związek zaakceptować nie chciał. Sytuacja pogarszała się z dnia na dzień.