Beskid stracił wszystko w ostatnim kwadransie

Beskid Andrychów 1 (0)
Granat Skarżysko– K. 3 (0)
Bramki: 1:0 Ł. Rupa 61 karny, 1:1 Fryc 77, 1:2 Sala 80, 1:3 Chrzanowski 87.

Beskid: Kurzyniec – Kaczmarczyk, Jurczak, Kapera, Święs – Karcz (70 Młynarczyk), Słup­s­ki (65 Adamus), Ł. Rupa, Moskała – Pająk, D. Rupa (75 Piszczek).

Granat: P. Michalski – Chrzanowski, Gębura, Styczyński, Kupczyk (65 Wolski) – Sala, Imiela (68 Malinowski), B. Michalski, Marković (64 Dziubek) – Kowalski, Fryc (85 Ostrowski).

Sędziował: Tomasz Kita (Brzesko). Widzów: 450.

– Nie mam zastrzeżeń do tej „jedenastki” – ocenił Ireneusz Pietrzykowski, trener Granatu. – Byłem tylko wściekły na los, że tak nas skarcił. Przecież w pierwszej połowie moi chłopcy powinni byli strzelić kilka bramek.

Mówiąc te słowa, szkoleniowiec miał na myśli minimalnie niecelny strzał Mateusza Fryca, czy uderzenie Chrzanowskiego, po którym piłka odbiła się od słupka.

Gospodarze sami prosili się o „klapsa”, bo po prostej stracie Rafała Piszczka piłkę przejął Fryc, uderzając w dalszy róg.

Okrasą meczu był jednak gol Dawida Sali, zdobyty płaskim strzałem z 40 metrów. Piłka wylądowała w siatce tuż przy słupku. W końcówce gry wzdłuż linii bocznej „urwał” się Chrzanowski, wbiegł w pole karne i strzałem w przeciwny róg bramki ustalił wynik meczu.

ZDANIEM TRENERÓW

Krzysztof Wądrzyk, Beskid:
– Bardzo liczyliśmy na pierwsze zwycięstwo. Ostatecznie to jednak rywalom przypadła pełna pula, bo mieli w swoich szeregach więcej od nas doświadczonych zawodników.

Ireneusz Pietrzykowski, Granat:
– Wydaje mi się, że mecz toczył się pod naszą kontrolą. Owszem, gospodarze groźnie kontrowali, ale rewelacyjnie w naszej defensywie zaprezentował się Bartosz Gębura. Nie mam komfortu kad­rowego, ponieważ od początku jesiennej rundy gramy bez Marcina Kołodziej­czyka. (ZAB)