Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bestie z południowych krain

Redakcja
Kiedy zobaczyłem, że ten film otrzymał nominację do Oscara, nie kryłem zdziwienia. Nie dlatego, że jest nieudany. Wprost przeciwnie, oglądamy dzieło wyjątkowe pod każdym niemal względem. I bardzo mało oscarowe.

Rafał Stanowski: FILMOMAN

Nazwisko reżysera Benha Zeitlina niewiele rozjaśnia. Ten twórca rodem z Nowego Jorku kręcił dotychczas jedynie krótkometrażówki. „Bestie” to jego debiut fabularny, który natychmiast rozgrzał krytykę i jurorów. Na festiwalach film zdążył zebrać już 50 nagród, w tym aż cztery w Cannes – m.in. od jury ekumenicznego i stowarzyszenia krytyków FIPRESCI. Cztery nominacje do Oscara – w tym dla najlepszego filmu i reżysera – to zwieńczenie światowych sukcesów.

A zatem mamy do czynienia z festiwalowym ulubieńcem. Takie filmy często okazują się trudnym do zgryzienia orzechem dla kinowej publiczności. Zeitlin nie ma na szczęście duszy wielkiego eksperymentatora, nie próbuje nas za wszelką cenę zaszokować. „Bestie” nie mają w sobie nic z artystowskiego (anty)manifestu. To film skromny, opowiadany w sposób prosty (ale nie prostacki), podejmujący uniwersalne wątki, z którymi wielu może się identyfikować.

Na pierwszym planie oglądamy burzliwe losy miłości ojca do córki. Ich wzajemna relacja składa się z nieustannych zgrzytów. On jest niedostosowanym do reguł świata outsiderem, który wraz z komuną innych uciekinierów zasiedla bliżej nieokreśloną lagunę u wybrzeży USA. Ona ma zaledwie kilka lat (w tej roli nominowana do Oscara 9-letnia Quvenzhané Wallis), ale wobec alkoholizmu ojca musi podejmować dorosłe wyzwania. Oboje czują się opuszczeni przez żonę i matkę, która porzuciła koczownicze życie i uciekła na stały ląd.

Oglądamy przypowieść o wzlotach i upadkach miłości, którą podtrzymują i napędzają życiowe upadki. Okazuje się, że nic tak nie łączy ludzi, jak wspólne tragedie. Gdy ojciec z córką znajdują się przed życiową ścianą, potrafią odbudować most między sobą i odnaleźć uczucie, które przygasło. Perspektywa wzajemnego oddalenia zbliża ich w sposób niezwykle silny.

Na drugim planie Zeitlin portretuje ludzi, którzy uciekli od świata. To plejada wykolejeńców, żyjących blisko natury, budujących swe domy z odpadów konsumpcjonizmu. Ludzie bardzo cieleśni, zespoleni z naturą i jej odwiecznymi prawami. Śmierć nie jest powodem do lamentu, lecz radości, że ktoś przeszedł na drugą stronę. Nie opłakuje się jej, a zajada owocami morza i zalewa alkoholem. Realność miesza się tu z fantasmagorią, fakty z legendą, a prawda z fikcją. Reżyser pozwala nam zgubić się w labiryncie scenariusza, opowiadając historię z punktu widzenia głównej bohaterki. Dziewięciolatka nie potrafi precyzyjnie rozróżnić, co dzieje się naprawdę, a co jest imaginacją rozwijającej się wyobraźni. Podobnie jak w „Labiryncie Fauna” Guillermo del Toro oglądamy fantastyczną historię, która podawana jest w sposób realistyczny, chwilami niemal dokumentalny.

Film nie próbuje oczarować nas morzem efektów specjalnych. Zeitlin używa prostych środków operatorskich, od czasu do czasu wspierając się grafiką komputerową. Otwiera drzwi do fantastycznego świata nie tyle na ekranie, co w naszej głowie. „Bestie” są jak pigułka, która po połknięciu rozpędza tryby wyobraźni.


Fot. Gutek Film

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski