Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bez cytatów z Camusa…

Ryszard Niemiec
Znakomity warszawski publicysta, kierownik działu sportowego w Kurierze Polskim, znawca światowego tenisa, światowiec i dżentelmen Andrzej Roman, w chwilach szczerości opowiadał, że w „lepszym towarzystwie” nie przyznaje się do uprawiania dziennikarstwa sportowego…

Na pierwszych okrążeniach mego zawodowego biegu z przeszkodami pogląd Romana wydawał mi się bliski. Mimo zaliczenia dwu dekad w koszykarskim wyczynie, sport postrzegałem jako zajęcie na wskroś ludyczne, a opisywanie jego problemów mało poważne, żeby nie powiedzieć - poniżej średniej aspiracji i ambicji. Wybierając trudną specjalizację w dziedzinie reportażu społecznego, lokowałem się w ogonie stawki, na czele której stali Kapuściński z Kąkolewskim, mocno naciskani przez Krallówną, Strońską i juniorkę Torańską. Dziś wiadomo, że polski reportaż był prymusem dziennikarstwa w podzielonym świecie. Publikacja owocu własnego warsztatu w Polityce, Literaturze, Życiu Literackim, było złapaniem Pana Boga za nogi, przy którym nawet kongenialne sprawozdanie z meczu stawało się wypocinami grafomana.

Kapuścińskiemu do pięt nie sięgnąłem, ale kilkanaście nagród w ogólnopolskich konkursach na reportaż zgarnąłem. W 1980 roku wygrałem mocno obsadzony, konkurs poświęcony rocznicy Powstań Śląskich. Przez dwie kadencje koledzy powierzali mi zaszczytną funkcję wiceprzewodniczącego Klubu Reportażu SDP. Aż przyszedł stan wojenny i trzy rundy weryfikacyjne, na finiszu których padło sakramentalne: odtąd nie będziecie pisać o zmaganiach partii z Solidarnością, ale o rywalizacji Wisły z Legią, a jako były sportowiec pójdziecie do Tempa!

Po latach wypada podziękować panu sekretarzowi KC Janowi Główczykowi. Nie tylko za to, że ominęły mnie zgniłe kompromisy epoki dogorywania systemu, a i za to, że lądując w tematyce sportowej, nie musiałem żyrować nieprawdy, wszak w wyniki na boisku cenzura nie miała zwyczaju ingerować. „Zero” do „zera” było niezmienialne, zaś w życiu społeczno-politycznym na porządku stało przerabianie „regresu” w „progres”!

Piszę niniejszy felieton w Światowym Dniu Dziennikarza Sportowego, mając poczucie pełnej tożsamości z tym środowiskiem, przeżywając jednocześnie swoiste deja vu. Znowu mam satysfakcję, że nie muszę obsługiwać kongresu rządzącej partii, ani komentować serioznych zapowiedzi ustrojowych Grzegorza Schetyny, którego przecież lubiłem jako szefa ekipy koszykarzy Śląska. Nie muszę sprawiać nikomu przykrości, kwestionując tylko na własny użytek poglądy o Polsce jako „zielonej wyspie” wszelakiej szczęśliwości, albo o „kraju w totalnej ruinie”… Nie muszę weryfikować tezy o pięciu stówkach, które definitywnie wyparły biedę, ani sprawdzać podejrzeń o planach wyprowadzania Polski z Europy. Cieszę się, że sport umacnia swoją rolę jako (jedynego de facto) lepiszcza i zwornika jednoczącego Polaków, dostarcza powodów do dumy z osiągnięć w rywalizacji międzynarodowej, podnosi poziom krytycyzmu tam, gdzie nasze pozycje wyznaczają manowce ariergardy światowej.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski