Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bez domu, ale z przyjaciółmi [WIDEO]

Marzena Rogozik
Marzena Rogozik
Na dworcu na Lisowskich czekali przyjaciele. Jedni z kwiatami, inni ze słowami otuchy i wsparcia
Na dworcu na Lisowskich czekali przyjaciele. Jedni z kwiatami, inni ze słowami otuchy i wsparcia Anna Kaczmarz
Kraków. Znani podróżnicy Elżbieta i Andrzej Lisowscy wrócili wczoraj z podróży do Kambodży. Nie był to jednak zwykły powrót do domu, bo z niego zostały tylko zgliszcza. Ich przyjaciele zadbali o to, aby łatwiej im było pozbierać się po tragedii i budować nowe życie na gruzach

Na przyjazd pociągu, którym Elżbieta i Andrzej Lisowscy wracali w sobotę do Krakowa na Dworcu Głównym stawiło się kilkunastu najbliższych przyjaciół podróżników. Niektórzy przynieśli kwiaty, ale większość miała dla nich coś więcej: słowa wsparcia i otuchy. Wielu było bardzo wzruszonych.

Tymczasem krakowscy podróżnicy, którym 7 sierpnia doszczętnie spłonęło mieszkanie przy ul. Jakuba na Kazimierzu prawie przez cały czas się uśmiechali.

- Żartujemy, że jesteśmy wiekowymi, bezdomnymi pogorzelcami - mówił Andrzej Lisowski. - Uśmiechamy się, bo nie chcemy być męczennikami przez sytuację, w której mógł się znaleźć każdy. To, że nam się to nie przytrafiło przez 40 lat można nazwać szczęściem - dodawał.

Przypomnijmy, że Lisowscy byli w stolicy Kambodży, gdy dowiedzieli się, że ich mieszkanie strawiły płomienie, natomiast oni stracili dobytek gromadzony przez całe życie: pamiątki z podróży, zdjęcia oraz... koty. Nie było to koniec złych wiadomości. Tego samego dnia zostali okradzeni. Stracili gotówkę, aparat, a przede wszystkim paszporty, bez których nie mogli wrócić do kraju.

Autor:Marzena Rogozik

Sytuacja bez wyjścia

Podróżnicy już teraz z dystansem podchodzą do tragicznych wydarzeń tamtego dnia, choć jest to dla nich wciąż trudny temat. Nigdy wcześniej nie znaleźli się w takich okolicznościach - w sytuacji bez wyjścia.

Moment, w którym dowiedzieli się o pożarze mieszkania pamiętają bardzo dobrze. Wrócili do hotelu po północy i usiedli do komputera, aby zablokować kartę płatniczą, która została im skradziona. Zamiast tego przeczytali wiadomość: „Na Jakuba był pożar”. To był szok. Potem zaczęły do nich napływać kolejne wiadomości w miarę jak przyjaciele przeszukiwali zgliszcza domu. Największym ciosem była śmierć czterech kotów, które były dla nich jak rodzina.

- Gdy dowiedzieliśmy się, że zginęły, przytuliliśmy się i długo płakaliśmy - wspomina feralny dzień Elżbieta Lisowska. Nazajutrz zaczęła się walka o powrót do kraju. Procedury związane z wyrabianiem dokumentów trwały jednak bardzo długo.

W tym czasie nie siedzieli z założonymi rękami, ale jeździli po mieście i zwiedzali, tak jak robią to podczas każdej podróży. - Nie mogliśmy inaczej - twierdzi podróżniczka.- Pojedyncze sytuacje w życiu nie zmieniają całej jego filozofii i naszego spojrzenia na świat - podkreśla.

Pomoc nie do ocenienia

Podróżnicy przyznają jednak, że przez pierwsze dni odcięli się od internetu, bali się czytać wiadomości, które napływały z Krakowa. Gdy w końcu się odważyli, zobaczyli, że ich przyjaciele zorganizowali już szeroką akcję pomocy dla nich.

- Wciąż nie wierzymy, że tylu ludzi nas wspomogło i okazało nam serce - mówi Elżbieta Lisowska.

- Prawdziwymi południkami szczęścia okazali się ludzie, nasi przyjaciele, znajomi, rodzina - dodaje Andrzej Lisowski, nawiązując do ich wydanej kilka miesięcy temu podróżniczej książki pod takim tytułem. - Patrząc na to, co dla nas robili płakaliśmy - nie wstydzi się przyznać podróżnik.

Oboje zgodnie mówią, że wiele osób zazdrości im takich przyjaciół. - Nie starczy nam życia, by im się odwdzięczyć - zapewnia Elżbieta Lisowska. Podróżnicy chcą, żeby grupa wsparcia, która powstała dla nich przetrwała i niosła pomoc innym. Aby to dobro rozszerzało się dalej.

Nie wykluczają, że napiszą kolejną część „Południków szczęścia”, w której podziękuję wszystkim za okazane serce.

Trzeba zacząć od nowa

Największą stratą dla podróżników były koty, ale żal im także książek naukowych, pamiątek z podróży i zdjęć.

Przyznają, że nigdy nie byli przywiązani do rzeczy materialnych, ale cieszą się z każdego uratowanego przedmiotu. - Ocalały np. nasze czapeczki i moje jedwabne szaliczki - opowiada podróżniczka. - To jest naprawdę dobry początek, by na tym budować - dodaje.

Podróżnicy byli już na gruzach spalonego mieszkania, by stanąć w jego drzwiach i pożegnać się emocjonalnie z tym, co było. To nie to samo, co zdjęcia spalonego domu, które widzieli.

Dziś od godz. 6 rano ze strawionego ogniem mieszkania jest wywożony gruz. Wciąż nie ma jeszcze ekspertyzy, na razie nie wiadomo jaka była przyczyna pożaru. Podróżnicy zatrzymali się w mieszkaniu przyjaciółki na Grzegórzkach. W tym tygodniu zdecydują, gdzie będą mieszkać do czasu wyremontowania lokalu przy ul. Jakuba.

***

Akcję wsparcia dla krakowskich podróżników rozpoczęła dziennikarka i bliska przyjaciółka Lisowskich - Katarzyna Wierzba. Gdy dowiedziała się o pożarze, zaczęła błyskawicznie działać. Chciała wsiąść w pociąg i jeszcze tego samego dnia przyjechać z Warszawy do Krakowa, ale dowiedziała się, że policja na miejsce nie wpuszcza nikogo. Nie mogła jednak siedzieć z założonymi rękami. Postanowiła założyć grupę na Facebooku „Wsparcie dla Lisów”. Teraz liczy ona prawie 800 członków, którzy zaangażowali się w pomoc dla podróżników. Najwięcej robią przyjaciele i znajomi, ale nie brakuje też obcych osób, które chcą ich wesprzeć w trudnej sytuacji.

Powstała m.in. długa lista osób, które chcą podróżnikom przekazać przedmioty niezbędne do urządzenia mieszkania na starcie: meble, sprzęt domowy, książki, a nawet afgański dywan oraz kandaharską czapeczkę.

Poza zbiórką przyjaciele ratowali wszystko, co nie zostało doszczętnie zniszczone: próbują odzyskać dane z dysków komputerowych, uratować nadpalone książki czy negatywy, które zostały oddane do ekspertyzy.

- Pierwsze etapy remontu pokryją pewnie fundusze z ubezpieczenia, natomiast to co udało się zebrać, zostanie przeznaczone na dodatkowe wyposażenie - wyjaśnia Katarzyna Wierzba. Podkreśla, że liczy się każda złotówka, bo trudno jest w krótkim czasie odbudować dom, w którym dobytek gromadziło się przez lata. Konto, na które można wpłacać darowizny dla podróżników wciąż jest otwarte.

Jednak teraz, gdy muszą zacząć wszystko od nowa, to nie pieniądze, ale wsparcie najbliższych przyjaciół będzie dla Elżbiety i Andrzeja Lisowskich najcenniejsze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski