Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bez gminy nie umiem żyć

Redakcja
Fot. Kuba Toporkiewicz
Fot. Kuba Toporkiewicz
LUDZIE. CZESŁAWA RZADKOSZ rządzi gminą Łukowica nieprzerwanie od roku 1981, gdy została jej naczelnikiem. Najpierw na wójta wybierali ją radni, potem mieszkańcy. W niedzielnych wyborach pokonała dwóch przeciwników, otrzymując prawie 78 procent poparcia. W rozmowie z "Dziennikiem Polskim" mówi o tym, jak rządzić gminą, żeby wygrywać wybory.

Fot. Kuba Toporkiewicz

Czy była Pani pew na zwycięstwa?

- Ależ skąd. Wynikiem - na dodatek tak wysokim - jestem zaskoczona. Do samego końca miałam bardzo duże obawy i nie byłam niczego pewna. Zwłaszcza że jeden z moich kontrkandydatów prowadził bardzo mocną kampanię, podczas gdy ja nie miałam żadnej. Dopiero pod koniec rozwiesiliśmy plakaty informujące o tym, że kandyduję. Oczywiście jestem bardzo szczęśliwa, że osiągnęliśmy sukces - bo pragnę podkreślić, że pracowało na niego wiele osób.

No i wygrała Pani w pierwszej turze. Jaka jest Pani recepta na sukces?

- Naprawdę nie wiem, skąd to się bierze. Staram się być normalna, kontaktowa i przede wszystkim szanuję ludzi - mam z nimi dobry kontakt, łączą nas mocne więzi. Każdy, kto przychodzi do gminy, może liczyć na życzliwe przyjęcie. Faktem jest, że kocham swoją gminę i nie umiem bez niej żyć. Nie wiem, jak bym się oby ła bez tej pracy - gdybym teraz nie wygrała, poszłabym na emeryturę, ale na pewno nie przestałabym się interesować samorządem. Myślę, że jak ktoś jest dobry w tym, co robi, ma szansę na wykonywanie swojej pracy przez długie lata - i nie mówię tego tylko w odniesieniu do własnego podwórka.

Czy po tylu latach pracy uważa się Pani za "zawodowego" wójta?

- Jestem po prostu normalnym wójtem - wybranym przez mieszkańców, wypełniającym swoje obowiązki. Na pewno moim atutem jest doświadczenie, a moim zapleczem - mieszkańcy.

Czy pamięta Pani swoje pierwsze kroki na stanowisku naczelnika? Czy coś Panią wówczas szczególnie stresowało?

- Naczelnikiem zostałam przypadkowo i przyznam szczerze, że wcale tego nie chciałam. Byłam wtedy zwykłym pracownikiem gminy, pracowałam z dala od urzędu i taka sytuacja mi odpowiadała. Kiedy ówczesny naczelnik zapytał mnie, czy zechcę go zastąpić na czas urlopu, nie chciałam się zgodzić. Ostatecznie uległam, a potem okazało się, że muszę objąć stanowisko na dłużej. Nie były to dobre czasy, ogłoszono stan wojenny. Tak naprawdę - każdy dzień był ogromnym stresem.

Z wykształcenia jest Pani inżynierem zootechnikiem. Czy pracowała Pani kiedyś w wyuczonym zawodzie?

- Przed objęciem stanowiska naczelnika pracowałam w służbie rolnej i Państwowym Gospodarstwie Rolnym na terenie gminy.

Jak wygląda Pani dzień pracy? Podobno dotar cie do urzędu zajmuje Pani ponad godzinę?

- Czasem dłużej, bo - chociaż jadę samochodem - to zawsze się po drodze zatrzymuję, by przywitać się z ludźmi i porozmawiać. Właśnie na tym polega praca wójta - na stałym kontakcie z mieszkańcami. Na przykład po niedzielnych wyborach przez prawie całą dobę rozmawiałam i dyskutowałam z ludźmi m.in. o ich oczekiwaniach, o tym, z czego są niezadowoleni. A mój dzień wygląda normalnie - kiedy już dotrę do biura, to siadam i pracuję.

Poświęca Pani gminie sporo uwagi. Czy znajduje Pani czas na domowe życie, choćby na ugotowanie obiadu?
- Na co dzień nie mam komu tego obiadu gotować - jestem wdową, a dzieci już się wyprowadziły z domu. Jedynie w so botę i w niedzielę, kiedy przyjeżdża do mnie rodzina, wcielam się w gospodynię i urządzam wielkie gotowanie.

Jak zwracają się do Pani mieszkańcy - "wójcie" czy "wójcino"?

- Pracownicy mówią do mnie "szefowo". Mieszkańcy "pani wójt", chociaż zdarza się też "wójcino". Starsze pokolenie tytułuje mnie czasem "naczelniczko".

Jako szefowa-kobieta zatrudnia Pani więcej kobiet czy mężczyzn?

- Wśród zatrudnionych przeze mnie w urzędzie gminy pracowników zdecydowanie dominują kobiety. Jest to jednak zupełny przypadek, bo przy zatrudnianiu nie biorę pod uwagę płci kandydata, lecz jego kompetencje. Nieważne - czy pracownik jest kobietą, czy mężczyzną. Najważniejsze, by był dobrym fachowcem. Chcę podkreślić, że nie mam wpływu na zatrudnianie pracowników w podległych gminie instytucjach, np. w szkołach. Pełnię władzy w tym zakresie mają kierownicy poszczególnych wydziałów urzędu gminy.

Czy - Pani zdaniem - pracujący dla Pani mężczyźni mają problem, że rządzi nimi kobieta?

- Wydaje mi się, że ani kobiety, ani mężczyźni nie mają takiego problemu. Nie jestem zwolennikiem jakiejś strasznej dyscy pliny. Każdy musi się sam zdyscyplinować, jest królem swego stanowiska. Chociaż to ja odpowiadam za ewentualne błędy.

Rozmawiała

Izabela Frączek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski