Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bez Polaków spod Monte Cassino

Rozmawiał: Paweł Stachnik
Przed ofensywą, drugi od prawej gen. Mark Wayne Clark
Przed ofensywą, drugi od prawej gen. Mark Wayne Clark fot. Archiwum
Rozmowa z dr. Peterem Caddickiem-Adamsem. 5 czerwca 1944 * Defilada w Rzymie 8 Polaków, Greków i strażaków nie potrzebujemy – tak na propozycję udziału II korpusu odpowiedział zdobywca miasta gen. Mark. W. Clark

– 4 czerwca 1944 r., prawie po roku walk od wylądowania na Sycylii, siły amerykańskie zajęły Rzym. Następnego dnia dowódca amerykańskiej 5. Armii gen. Mark W. Clark na propozycję uczestnictwa w defiladzie oddziałów II Korpusu Polskiego powiedział: „Polaków, Greków i strażaków nie potrzebujemy”. W efekcie Polacy w defiladzie nie poszli. A przecież Wieczne Miasto zostało zdobyte także dzięki ich walce pod Monte Cassino.

– Po przełamaniu Linii Gustawa (czyli m.in. właśnie pozycji Monte Cassino) Amerykanie idący na północ wzdłuż brzegu Morza Tyrreńskiego połączyli się ze swymi rodakami na przyczółku pod Anzio. Oddziały te miały teraz wyjść na drogę odwrotu wycofujących się wojsk niemieckich. Ale gen. Clark zamierzał przede wszystkim wkroczyć do Rzymu i zebrać należne za to laury. Wbrew otrzymanym rozkazom, zamiast zamknąć drogę wycofującym się Niemcom, skierował się na Rzym i zajął go 4 czerwca.

10. armia niemiecka, której nie zagrodzono drogi, zdołała odejść na północ. Clark wiedział, że lada chwila rozpocznie się inwazja we Francji i uwaga całego świata skieruje się w tamtą stronę. Dlatego zlekceważył rozkazy i poszedł na Rzym, by wejść do historii jako jego zdobywca. Zakończona niedawno bitwa o Cassino kosztowała aliantów ok. 120 tys. ludzi, wiele wysiłku i sprzętu. W efekcie samowoli amerykańskiego generała nie zakończyła się niestety sukcesem w skali strategicznej.

– No właśnie, dlaczego alianccy dowódcy we Włoszech zdecydowali się na zdobywanie silnie umocnionej niemieckiej linii w masywie Monte Cassino i dlaczego mimo wysokich strat i braku postępów robili to z takim uporem?

– Alianci zdecydowali się kontynuować kampanię we Włoszech po to, by odciągnąć niemieckie oddziały z frontu wschodniego i z Normandii, gdzie zamierzali wylądować w lecie 1944 r. Później zaś doszła do tego potrzeba odciągnięcia niemieckich rezerw spod Anzio, gdzie wylądował amerykański desant, który był silnie atakowany przez Niemców. Z kolei warunki geograficzne dyktowały aliantom, że należało atakować w górę doliny rzeki Liri aż do Rzymu: tam po prostu nie było innego terenu, na którym duże alianckie siły mogłyby manewrować. To wszystko sprawiło, że alianci musieli pokonać leżącą tam właśnie bardzo silnie umocnioną niemiecką Linię Gustawa.

– Czy bardziej sensowny nie byłby manewr obejścia pozycji Monte Cassino, co próbowały w pewnym momencie zrealizować siły francuskie?

– To prawda. Manewr desantowy wzdłuż wybrzeża byłby najlepszy, ale alianci właśnie wycofali większość jednostek desantowych i okrętów wojennych do Anglii, aby przygotować się do lądowania w Normandii, więc to akurat nie było możliwe. Francuski manewr [natarcie Francuskiego Korpusu Ekspedycyjnego złożonego m.in. z dywizji górskiej, w której służyli obeznani z górami Marokań-zycy – przyp. PS] zmierzający do oskrzydlenia pozycji Monte Cassino był bardzo dobry, choć nie do końca się powiódł.

Niestety, alianci nie mieli innych wyszkolonych jednostek górskich i niechętnie kierowali innych żołnierzy do walki w tak trudnych warunkach. Niemcy za to wykorzystali własnych Gebirgsjäger (strzelców górskich) w Cassino, którzy okazali się bardzo trudnym przeciwnikiem.

Za pokonanie Francuzów częściowo odpowiedzialne były też trudne warunki zimowe: temperatura minus 20 stopni i więcej, śnieg, deszcz, zadymki i zamiecie.

– Jak silne były niemieckie umocnienia Linii Gustawa? Co się na nie składało? Jakie oddziały ich broniły?

– Niemcy mieli cztery miesiące między lądowaniem sił alianckich w Salerno na Sycylii a ich przybyciem i rozmieszczeniem w okolicach Cassino, by wybudować Linię Gustawa. W przeciwieństwie do Wału Atlantyckiego złożonego z bunkrów i sztucznych przeszkód, tutaj Niemcy wykorzystali jak tylko się dało geologię i naturalne przeszkody – rzeki, skały, jaskinie, bagna, góry – tak aby pomogły im stworzyć linię defensywy.

Wszędzie gdzie się tylko dało, kontrolowali teren za pomocą artylerii strzelającej z ukrytych pozycji, a aby spowolnić przeciwnika, zmienili koryta rzeki, zalewając niektóre obszary. Położyli też pola minowe. Tych pozycji broniły ich najlepsze jednostki: Fallschirmjäger (spadochroniarze) i oddziały górskie, które miały duże doświadczenie zdobyte podczas działań w basenie Morza Śródziemnego, Afryce Północnej i Rosji.

– Jaki był przebieg pierwszych ataków z udziałem wojsk amerykańskich, hinduskich i nowozelandzkich rozpoczętych w styczniu 1944 r.? Dlaczego zakończyły się one niepowodzeniem?

– Amerykanie, Nowozelandczycy i wojska indyjskie zostały pokonane w takim samym stopniu przez Niemców, jak i przez pogodę. Warto zauważyć, że gdy Amerykanie i Hindusi ponownie zaatakowali przy dobrej pogodzie w maju, ich natarcia były bardziej udane. Ważnym czynnikiem była także liczebność wojsk alianckich. We wcześniejszych atakach wzięło udział zbyt mało żołnierzy. W ostatniej bitwie o Monte Cassino zaangażowanych było natomiast dwa razy więcej żołnierzy niż w pierwszej, a siły niemieckie były znacznie mniej liczne, bo nie byli oni w stanie zastąpić zabitych uzupełnieniami. To również miało wpływ na sukces aliantów w ostatniej bitwie.

– Jak ocenia Pan zbombardowanie klasztoru przez lotnictwo alianckie w lutym 1944 r.? Czy było sensowne i czy przyniosło jakieś efekty?

– To było fatalne i bezcelowe. Alianci wiedzieli, że kiedyś będą musieli zdecydować, czy zbombardować klasztor i odkładali tę trudną decyzję do ostatniej chwili. W dodatku nie wszyscy alianccy dowódcy byli przekonani, że Niemcy są w klasztorze… Bombardowanie spowodowało więcej ofiar wśród aliantów i włoskich cywilów niż wśród Niemców. Nalot został wówczas słusznie potępiony przez wolny świat i do dzisiaj jest tak oceniany. Nie przyniósł nic aliantom, a Niemcom pozwolił (zgodnie z regułami wojny) ufortyfikować ruiny klasztoru i przysposobić je do obrony.

– A jak Pan ocenia ataki przeprowadzone na klasztor przez polski II Korpus? Jaka jest Pańska ocena dowodzenia gen. Władysława Andersa?
– Polacy pod Monte Cassino zachowali się wspaniale. Byli bardzo zmotywowani, chcąc pomścić inwazję na ich kraj z 1939 r., dużo bardziej zmotywowani niż Brytyjczycy czy Kanadyjczycy. Okazali się zdolni do ataku na terenie, na którym bez powodzenia atakowali wcześniej Amerykanie, Brytyjczycy i Hindusi. Pomogła im dobra pogoda, ale wielu Polaków znało też niemiecki i mogło monitorować niemieckie częstotliwości radiowe.

Żołnierze Andersa byli również bardzo odporni, przeżywszy wędrówkę z Syberii, przez Persję, Irak i Palestynę. Sam Anders był bardzo profesjonalnym dowódcą. Budzi jeszcze większy podziw, gdy się pamięta, że działał zarówno jako przywódca polityczny, jak i wojskowy Polski po śmierci generała Sikorskiego.

– Dla Polaków zdobycie Monte Cassino stało się narodową legendą. A czy na Zachodzie istnieje świadomość udziału polskich żołnierzy w tej bitwie?

– Zachód dobrze wie o obecności polskich żołnierzy na Monte Cassino. Polska flaga na ruinach klasztoru i trębacz grający hejnał mariacki były w owym czasie głośne na całym świecie. Brytyjczycy i generał Harold Alexander, dowódca naczelny sił alianckich we Włoszech, odczuwali dumę z polskich osiągnięć – także dlatego, że polscy żołnierze zostali wyszkoleni i wyposażeni przez Wielką Brytanię. Alexander i Anders dzielili wspólną nienawiść do Rosjan. „Alex” dowodził batalionem Niemców bałtyckich podczas walk z bolszewikami w 1920 r. na Łotwie. Od 1945 r. polskie społeczności w Wielkiej Brytanii (z Instytutem Sikorskiego w Londynie na czele), Kanadzie i USA podtrzymywały pamięć o Monte Cassino.

Jednak Zachód nie ma wiedzy o losach Polaków w Rosji po 1939 r., ich cierpieniach na Syberii i wielkiej wędrówce, by opuścić ZSRR i przedostać się do Persji, która w końcu przywiodła ich do Monte Cassino. W swojej książce starałem się opowiedzieć także tę historię.

– Jaka jest Pańska ocena bitwy o Monte Cassino? Jakie było jej znaczenie w działaniach II wojny światowej?

– Monte Cassino jest bardzo ważne. W tamtym czasie bitwy o zdobycie klasztornego wzgórza i przełamanie Linii Gustawa były interpretowane jako zachodni odpowiednik Stalingra-du. Po wojnie Cassino stało się skrótem i symbolem całej kampanii włoskiej, choć walka we Włoszech prowadzona była także później, dopóki Niemcy nie poddali się cały rok później, w dniu 1 maja 1945 r.

***

Dr Peter Caddick- -Adams, brytyjski historyk, były oficer. Specjalista w zakresie wojskowości współczesnej i historycznej. Wykłada w Akademii Obrony Narodowej Zjednoczonego Królestwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski