MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bez sztabu nie ma medalu

Redakcja
Józef Łuszczek Fot. Wacław Klag
Józef Łuszczek Fot. Wacław Klag
1 311 800 złotych w roku ubiegłym, 432 tysiące na pierwszy kwartał roku obecnego - to pieniądze, które Ministerstwo Sportu i Turystyki przeznaczyło w formie grantów szkoleniowych na przygotowania do igrzysk w Vancouver Justyny Kowalczyk.

Józef Łuszczek Fot. Wacław Klag

IGRZYSKA OLIMPIJSKIE. Józefowi Łuszczkowi przed 30 laty pomagał tylko trener, ekipa Justyny Kowalczyk liczy siedem osób

Biegaczka z Kasiny Wielkiej znalazła się wśród trójki polskich sportowców, których minister Adam Giersz nazwał zawodnikami o największym potencjale medalowym. Podobnie jak Kowalczyk, priorytetowo potraktowani zostali Adam Małysz i Tomasz Sikora. Na przygotowania skoczka z Wisły ministerstwo od początku 2009 roku wyłożyło w sumie 1,03 mln zł, na biathlonistę z Wodzisławia Śląskiego - 1,51 mln. Dodatkowe pieniądze wysupłały na swoje gwiazdy Polski Związek Narciarski oraz Polski Związek Biathlonu. W przypadku PZN to kolejne setki tysięcy złotych.

Spore budżety pozwoliły na zbudowanie wokół zawodników sztabów ludzi, pracujących tylko dla nich, na ich indywidualny olimpijski sukces. W teamie Małysza są trzy takie osoby, w zespole Kowalczyk aż siedem. Sikorze towarzyszy sześć osób, które jednak zajmują się nie tylko liderem biathlonowej ekipy. - Trener Bondaruk pracuje nie tylko z nim, serwismeni przygotowują narty również dla pozostałych zawodników. Faktem jest jednak, że gdyby w igrzyskach miał startować sam Sikora, te wszystkie osoby i tak poleciałyby do Vancouver razem z nim - mówi Dagmara Gerasimiuk, sekretarz generalny PZBiath.

W przypadku kadr biegaczy narciarskich i skoczków podział na zespoły Justyny Kowalczyk i Adama Małysza oraz resztę zawodników jest wyraźny. W teamie Kowalczyk, na czele którego stoi trener Aleksander Wierietielny, są fizjoterapeuta, lekarz i aż czterej specjaliści od przygotowania nart.

- Jak było za moim czasów? Nie ma co porównywać: trener smarował narty, a ja sprawdzałem, jak się spisują. Przed zawodami myślałem nie o tym, jak pobiegnę, tylko żeby narty były dobrze posmarowane - mówi Józef Łuszczek, mistrz świata z Lahti (1978) na 15 km, zdobywca 5. i 6. miejsca podczas igrzysk w Lake Placid (1980). - Serwismenów mieli wtedy Rosjanie, Skandynawowie, ale to były duże ekipy, po dziesięciu zawodników. A ja byłem sam. Na większości zawodów tylko z trenerem, na największych imprezach był jeszcze lekarz, drugi trener. I tyle. A ci ludzie z otoczenia bardzo przydają się też w trakcie zawodów. Dziś biegający zawodnicy w każdej chwili wiedzą, jaki mają czas, na które miejsce mają szanse, co dzieje się na trasie. Mnie takich informacji nie miał kto przekazywać. Biegłem - i nie wiedziałem, który jestem, jak biegną inni - dodaje Łuszczek.

Na zawodach miał do dyspozycji 5-6 par nart, z nich wybierał najlepsze. Biegało się wówczas tylko jednym stylem - klasycznym, teraz jest także dowolny (łyżwowy), w którym używane są inne narty. Justyna Kowalczyk ma do dyspozycji w Whistler 60 par nart plus 20 dodatkowych, których jej pomocnicy używają do testowania. Obecność aż czterech serwismenów w sztabie podyktowana jest daleko posuniętą specjalizacją: Rafał Węgrzyn i Mateusz Nuciak zajmują się nartami do biegów w stylu dowolnym, a Estończycy Are Mets i Peep Koivu do biegów "klasykiem". To fachowcy światowej klasy, na posmarowanych przez nich nartach cztery lata temu w Turynie po mistrzostwo olimpijskie pobiegł estoński biegacz Andrus Veerpalu. Mets i Koivu zastąpili w ekipie Kowalczyk Ulfa Olssona, także "smarowacza" mistrzów.
- Smarowanie w biegach jest tak samo ważne jak przygotowanie fizyczne zawodnika. Nie smarujesz, nie pojedziesz - jasno stawia sprawę Józef Łuszczek.

Polaków stać już na profesjonalny sztab, wciąż jednak ustępują czołowym ekipom pod względem zaplecza serwisowego. Marzeniem Wierietielnego i jego ekipy jest taka ciężarówka, jakimi dysponują Szwedzi i Norwegowie. W pojeździe znajduje się klimatyzowane pomieszczenie o powierzchni 60 metrów, w którym znajduje się wszystko, co potrzeba do przygotowania nart.

Adamowi Małyszowi wystarczy jeden serwismen - Maciej Maciusiak. Poza tym kolega-skoczek Robert Mateja, który jest teraz drugim trenerem. No i przede wszystkim fiński trener, wychowawca wielu mistrzów świata Hannu Lepistoe, zatrudniony na wyraźne życzenie Małysza. - Zaufałem mu bezgranicznie - powiedział polski skoczek w minioną sobotę, po zdobyciu pierwszego srebrnego medalu w Whistler.

Tomasz Bochenek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski