Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bezpieczeństwo ważniejsze od pokoju

Redakcja
Piotr Weiser Fot. archiwum
Piotr Weiser Fot. archiwum
- Zacznijmy trochę prowokacyjnie. Kto wygra wtorkowe wybory w Izraelu i dlaczego będzie to Beniamin Netanjahu?

Piotr Weiser Fot. archiwum

ROZMOWA. Dr PIOTR WEISER z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ o stawce jutrzejszych wyborów w Izraelu

- Dlatego że dla społeczeństwa izraelskiego najważniejsze są sprawy bezpieczeństwa. Pojęcie pokoju zniknęło zjęzyka izraelskiej ulicy. Teraz mówimy przede wszystkim ozabezpieczeniu swoich granic. Szczególnie poostatnim konflikcie ze Strefą Gazy. Ado**tego Netanjahu, zdaniem połowy Izraelczyków, nadaje się najlepiej.

Sytuacja jest cały czas napięta, aobecny premier wydaje się politykiem twardym izdeterminowanym. Myślę, że tak rozumuje teraz wielu wyborców.

W kampanii wyborczej stosunki wewnętrzne i**sprawy społeczne miały drugorzędne znaczenie.

- Czyli Netanjahu, nakręcając ostatnią wymianę ognia ze Strefą Gazą, wiedział dobrze, że to wyborczo mu się opłaci?

- Netanjahu jest cyniczny, nie oznacza to jednak, że jest gotów wikłać Izrael wwojnę najego własnym terenie dla doraźnych korzyści wyborczych. Wiedział, że wojna konsoliduje społeczeństwo, miał szczęście, że system Kipat Barzel (tarcza antyrakietowa) zadziałał ibył mądrzejszy odoświadczenia poprzedniej kampanii przeciw Gazie. Natej wojnie wsondażach nie zyskał ani nie stracił.

- Można powiedzieć, że Netanjahu powstał z popiołów, bo kiedy po raz pierwszy był premierem, jeszcze w latach 90., afera korupcyjna wymiotła go z polityki. Tymczasem w ostatnich 40 latach na prawicy tylko Arielowi Szaronowi udało się ponownie wygrać wybory. "Bibi", jak popularnie nazywają premiera, jest takim dobrym strategiem czy rywale są słabi?

- To zbieg kilku okoliczności. Napewno Netanjahu jest sprawny wdoraźnych rozgrywkach politycznych. Myślę szczególnie odiagnozowaniu niebezpieczeństw izapewnieniu chwilowego bezpieczeństwa mieszkańcom. Nawet tam, gdzie tych niebezpieczeństw często nie ma... Jeśli nie zmiotła go korupcja, to nie zmiecie również katastrofa dyplomatyczna, którą prowadzi na**arenie międzynarodowej.

Z drugiej strony, Netanjahu nie ma wielkiej konkurencji naprawicy. Avigdor Lieberman, jego koalicjant zpartii Israel Beiteinu, ma zpewnością ambicje, żeby stanąć naczele wielkiej koalicji zLikudem, ale narazie jest oskarżany onadużycie władzy. Doprocesu jeszcze daleko, ale sytuacja może wyglądać podobnie jak zNetanjahu. Obecne problemy Liebermana nie zmiotą go zpolityki. Jeśli już, to tylko na**jakiś czas.

- To znaczy z dużym prawdopodobieństwem możemy stwierdzić, że obecna koalicja Likudu i Israel Beiteinu będzie dalej rządzić, choć do uzyskania większości będzie jeszcze musiała mieć wsparcie drobniejszych ugrupowań.

- Tak wynika zsondaży. Ja też nie mam co dotego wątpliwości. Przewaga nadcentrową ilewicową opozycją może wynieść odkilku dokilkunastu głosów w120-osobowym Knesecie. Raczej kilkunastu. Warto jednak dodać, że mówimy ocałym bloku prawicowo-radykalnym, bo jest jeszcze partia Szas, która wydaje się naturalnym sojusznikiem, i**inne ugrupowania religijne.
-
A Naftali Bennett, który prowadził agresywną kampanię i ma szansę na trzeci wynik wyborczy? To dawny dyrektor gabinetu Netanjahu. M.in. z jego powodu premier wyraźnie przesuwa się coraz bardziej na prawo.**

- Naftali Bennett jest sprawny medialnie. Paradoksalnie ma coś zNetanjahu. Widać uniego zarówno stanowczość, jak ipodobne definiowanie izraelskich problemów dotyczących przede wszystkim bezpieczeństwa. Anadodatek dobrze zdaje sobie sprawę zkłopotów społecznych. Poza tym, poodejściu odNetanjahu jest zraniony. Być może dlatego ten trochę się go obawia.

- W takim razie jest możliwa koalicja po wyborach?

- Mimo wszystko tak. Zresztą, żaden z**polityków temu nie zaprzecza.

- Sondaże wskazują jednoznacznie, że szeroko rozumiana prawica zgarnie ponad 70 proc. głosów. Lewica jest taka słaba?

- Przede wszystkim opozycja jest podzielona ibez wyrazu, więc ma małe szanse nadobry wynik. Nie sądzę, żeby była wstanie przyciągnąć dosiebie zbyt wielu umiarkowanych, ale przestraszonych wyborców.

- Spróbujmy popatrzeć na te wybory w szerszym kontekście. Jaka jest ich stawka?

- Są ważne, ale nie przesadzałbym zich znaczeniem. Szczególnie wporównaniu zczasami, wktórych rzeczywiście decydował się los Izraela. Mam na**myśli lata 60. czy 70.

Z drugiej strony, nie można też ich umniejszać, bo przedwładzami jest co najmniej kilka wyzwań. Po pierwsze, Izrael cały czas stoi wobliczu zagrożenia irańskiego. Netanjahu ciągle sprawia wrażenie, jakby jedyne rozwiązanie tego problemu widział w**użyciu siły.

Po drugie, sprawy społeczne, które obecny rząd wyraźnie lekceważy. Myślę olikwidowaniu biedy, która jest widoczna bardziej niż nam się wydaje albo opowstrzymywaniu studentów szkół wyższych, którzy wyjeżdżają doEuropy Zachodniej oraz Stanów Zjednoczonych icoraz częściej tam zostają. Poza tym, ciągle tyka bomba demograficzna, bo zmienia się struktura społeczeństwa. Np. namarginesie pozostają ultrareligijni Żydzi, którzy wmałym stopniu uczestniczą wżyciu społecznym kraju. To konkretne problemy, które dotyczą Izraela. Apamiętajmy, że przed**kilkunastoma miesiącami były wielkie manifestacje niezadowolonych mieszkańców.

Trzecim wyzwaniem jest wreszcie plan pokojowy, który tak naprawdę nie istnieje.

- Do tego za chwilę przejdziemy, ale najpierw porozmawiajmy o Iranie. Myśli Pan, że konflikt jest dzisiaj bardzo prawdopodobny? Czy może konfrontacyjny język w ostatnim czasie był tylko używany na potrzeby kampanii wyborczej?

- Moim zdaniem konflikt zIranem jest realny, adotychczas był jednak łagodzony przez Ehuda Baraka, ministra obrony.

- ...który już zapowiedział odejście z polityki i nie startuje w wyborach.
- Nagłe odejścia iszybkie powroty to tradycja izraelskiej polityki. Ale tak naprawdę różnica zdań między Barakiem iNetanjahu polegała natym, że ten pierwszy nie godził się nakonfrontację bez udziału Stanów Zjednoczonych, które, jak wiadomo, niechętnie dotego podchodziły. Natomiast wsporze zIranem trzeba sobie zdać sprawę, że broń atomowa wrękach tego kraju jest rzeczywistym zagrożeniem dla Izraela. Powiem nawet więcej, jeśli Iran przeprowadziłby projekt budowy atomu dokońca, to wojna stanie się nieuchronna. Izrael będzie musiał reagować, bo takie są jego żywotne interesy. Niezależnie odtego, czy premierem byłby Netanjahu, Barak czy ktokolwiek inny.

- Procesu pokojowego z Palestyńczykami, jak Pan mówi, nie ma. Mamy do czynienia z dwoma podstawowymi problemami: osadnictwem żydowskim na terenach okupowanych i związaną z tym sporną kwestią wschodniej Jerozolimy, którą Palestyńczycy uważają za historyczną stolicę. Przy tych przywódcach kolejny krok w stronę pokoju wydaje się mało prawdopodobny, by wręcz powiedzieć nierealny. Tak Pan to odbiera?

- Pokój wtakich warunkach jest całkowicie nieprawdopodobny. Ani Likud, ani Israel Beiteinu nie są zainteresowani jakimkolwiek procesem pokojowym zZachodnim Brzegiem, nie mówiąc już o**Gazie, gdzie rządzi Hamas. Zamrożenie rozbudowy osiedli żydowskich może być tylko wymuszone przez wspólnotę międzynarodową, czyli przede wszystkim Stany Zjednoczone. Innej możliwości nie widzę.

- A może z Autonomią Palestyńską jakaś forma procesu pokojowego byłaby możliwa?

- Problem polega natym, że to rząd Netanjahu zniszczył autorytet Abu Mazena, czyli Mahmuda Abbasa, prezydenta Autonomii. Inie chodzi tylko odrobne złośliwości, ale np. negowanie jego działań naarenie międzynarodowej. Paradoksalnie to dla Izraela jest szkodliwe, bo wpycha ten kraj jeszcze bardziej wkonflikt zHamasem, który podejmuje pewne inicjatywy dyplomatyczne i- mówiąc obrazowo - zaczyna pojawiać się nasalonach Bliskiego Wschodu. Innymi słowy, także przez izolację Abbasa, Hamas urósł wsiłę, co wostatniej konfrontacji było widoczne.

- Ale chyba nie można powiedzieć, że Hamas tę konfrontację wygrał? Nawet jeśli jego przywódcy głośno to ogłosili .

- Wgrudniowym konflikcie wStrefie Gazy korzyści odniosły obydwie strony. Hamas stał się partnerem, zktórym Izrael musi się liczyć. Mówię oscenie dyplomatycznej, choć jest jasne, że to bardziej dyplomacja zakulisowa, bo państwo żydowskie nie prowadzi bezpośrednich rozmów zPalestyńczykami zHamasu.

Zwycięstwem Izraela można natomiast określić system obrony przeciwrakietowej (tzw. Żelazna Kopuła), który znakomicie zdał egzamin. To bezcenna wiedza przedewentualnym kolejnym konfliktem.
Z przykrością twierdzę jednak, że to nie była ostatnia próba sił. Na
kolejną konfrontację przyjdzie nam poczekać pewnie niedługo.

- Jeśli Bennett doszedłby do władzy, o pokój może być jeszcze trudniej, bo jednym z jego pomysłów jest zaanektowanie znacznej części Zachodniego Brzegu, tzw. strefy C, gdzie jest 350 tys. osadników żydowskich i propozycja dla mieszkających tam Palestyńczyków, żeby przyjęli żydowskie obywatelstwo.

- To jedna ztych propozycji, które nie mają większego znaczenia, bo nie zostaną zrealizowane. Ma pewnie nacelu przyciągnięcie umiarkowanych wyborców prawicy, którym takie rozwiązanie może wydać się kompromisem. Natomiast realnie nikt ztrójki - Netanjahu, Lieberman, Bennett - nie myśli oporozumieniu zPalestyńczykami wjakiejkolwiek formie. Zresztą, wtradycji izraelskiej prawicy jest takie przekonanie, żeby wtym sporze zdominować jak największą przestrzeń ijeśli już Palestyńczycy muszą tam zostać, bo nie ma ich gdzie wyrzucić, to trzeba iim dać trochę praw, np. izraelskie obywatelstwo.

- Nawiązywał Pan do współpracy Izraela ze Stanami Zjednoczonymi. Jak to jest dzisiaj z tym strategicznym partnerstwem miedzy oboma krajami. Netanjahu, który otwarcie popierał niedawno Mitta Romneya w wyścigu do Białego Domu, i Barack Obama są z zupełnie innych bajek. To może mieć znaczenie dla układu sił na Bliskim Wschodzie?

- Mówiąc obrazowo, gdyby Netanjahu zajmował się polityką w Stanach, byłby pewnie "twardogłowym" republikaninem. Ale nawet to, jak się wydaje, ma drugorzędne znaczenie. Poza tym obydwaj rządzą już od kilku lat. Większym problemem jest sposób uprawiania polityki przez Netanjahu już nie tyle wobec, ile w samych Stanach Zjednoczonych. Prasa, często w ironiczny sposób przedstawiała, że to premier Izraela jest twórcą polityki amerykańskiej na Bliskim Wschodzie. Co tylko świadczy o tym, jak zręcznym politykiem jest Netanjahu.

Inna sprawa, że Obama nie chce być nadaktywny w polityce bliskowschodniej, bo zdaje sobie sprawę z błędów, które popełniali jego poprzednicy. Przede wszystkim jednak nie ma spójnej wizji dla tego regionu.

Z drugiej strony wycofanie się Stanów z Bliskiego Wschodu nie wchodzi w grę. Sojusz strategiczny z Izraelem jest niezagrożony i nie ma co bić na alarm. Widać to było podczas głosowania w ONZ nad statusem Palestyny. USA pokazały tam, kto jest dla nich naprawdę ważny.

Rozmawiał Remigiusz Półtorak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski