Jednak odpowiedzialny za twarde dane statystyczne Główny Urząd Statystyczny pokazuje, że policji w Krakowie udaje się złapać tylko co drugiego przestępcę. W innych małopolskich miastach jest trochę lepiej, bo w ręce organów ścigania wpada dwóch na trzech. Okazuje się też, że nasze województwo i jego stolicę upodobali sobie łamiący prawo karne, bo ich niecnych czynów jest u nas więcej niż gdzie indziej.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Policja skuteczna w połowie? Bandytom dobrze żyje się w dużych miastach
Komu wierzyć? Odpowiedź jest bardzo prosta - sobie. Jeśli ktoś ma na tyle odwagi, że nie straszni mu są nożownicy czy kibole z maczetami, niech idzie w Kraków. Nocą jest piękny, zwłaszcza w tych miejscach, których nie odwiedzają tłumy turystów. Jeżeli jednak obawa przed utratą własnego portfela (w najbardziej optymistycznej wersji) jest tak duża, że wszystko inne staje się nieważne, lepiej zostać w domu. Zwłaszcza, że tam chyba naprawdę jest bezpiecznie.
Okazuje się bowiem, że pod Wawelem wydawanych jest najmniej po Wrocławiu tzw. niebieskich kart, zakładanych, gdy istnieją przesłanki, że dochodzi do przemocy w rodzinie. Wprawdzie kilka miesięcy temu władze Krakowa te dane uznały za koronny dowód, że w mieście jest bezpiecznie, to jednak dają one tylko duże prawdopodobieństwo tego, że w domu nic nam nie grozi ze strony najbliższych.
Żadnym argumentem mającym przekonać nas, że jest bezpiecznie, nie może być fakt, że większość sprawców tych najcięższych przestępstw, a więc brutalnych pobić, gwałtów i morderstw, ląduje w końcu za kratkami. To małe pocieszenie dla kogoś, kto straci zdrowie albo co jeszcze gorsze - zginie na ulicy.
Follow https://twitter.com/dziennipolskiDołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?