Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bić czy nie bić?

Redakcja
"Zanim się ożeniłem, miałem sześć teorii na temat wychowywania dzieci. Dzisiaj mam sześcioro dzieci i ani jednej teorii" - mawiał lord Rochester. Gdyby był Polakiem, zapewne nie zdobyłby się na taką szczerość. U nas bowiem na ekonomii, medycynie, bankowości centralnej oraz właśnie na wychowywaniu dzieci znają się wszyscy, bez względu na wykształcenie i stan rodzinny.

ZDANIEM TATY
Podstawowy, najbardziej drażliwy problem wyraża się pytaniem: bić czy nie bić? Oficjalnie obowiązująca odpowiedź brzmi oczywiście: nie bić. No bo jakże to? Używać siły fizycznej wobec słabych, bezbronnych dziatek? Narażać je na stres, który fatalnie odciśnie się na ich całym późniejszym życiu? Gdy mowa o biciu dzieci, od razu staje nam przed oczami obraz trafiających do szpitali kilkulatków, maltretowanych przez zwyrodniałych ojców i bezduszne matki. Dlatego z obrzydzeniem odrzucamy przemoc jako metodę wychowawczą, ufając sile miłości, łagodnej perswazji, rodzicielskiej cierpliwości i mądrości, pozwalającej wyprostować każdy młodociany charakter.
Społeczna opinia na temat bicia dzieci jest tak jednoznaczna, że ci, którzy mają odwagę się jej przeciwstawić, są natychmiast odsądzani od czci i wiary. Tymczasem dla ludzi starszego i średniego pokolenia owe dyskusje muszą wydawać się co najmniej dziwaczne, gdyż w czasach ich dzieciństwa kary cielesne były pedagogiczną codziennością.
W moim rodzinnym domu w widocznym miejscu wisiał na gwoździu służący ich wymierzaniu specjalny przyrząd, zwany "dyscypliną" - kawałek solidnego rzemienia z drewnianą rączką. Tylko wisiał, gdyż funkcjonował na zasadzie dzisiejszej broni nuklearnej, która wystarczająco odstrasza samym swoim istnieniem. Wcale nie trzeba jej używać.
O ile pamiętam (a takie rzeczy zwykle pamięta się dobrze i długo), osobiście oberwałem tylko raz i to nie "dyscypliną", lecz gołą ręką, zupełnie spontanicznie, gdy pomimo napominań hałaśliwą zabawą zagłuszałem audycję Wolnej Europy, i bez tego przecież zagłuszaną. W szkole było gorzej. Pani od geografii waliła linijką po rękach, historyk rozdawał bolesne kuksańce, a wuefista lubił przejechać krnąbrnym uczniom po plecach pękiem kluczy. I nikt z tego powodu nie wzywał policji, nie biegł na skargę do kuratorium i nie wzywał dziennikarzy programu "Pod napięciem".
A najśmieszniejsze jest to, że najzagorzalsi orędownicy pokojowych metod wychowawczych wracają do domu i piorą dzieciaki, aż kości trzeszczą. A później tłumaczą się, że wcale nie chcieli, że po prostu "puściły im nerwy"…
ADAM
__

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski