Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bicie dzwonu, bicie serca

Redakcja
Fot. Anna Kaczmarz
Fot. Anna Kaczmarz
Magnificencjo, Wysoki Senacie, Panowie Rektorzy, Panie Prezesie PAU, Panie Sekretarzu Generalny PAU, Wielce Szanowni Państwo!

Fot. Anna Kaczmarz

Cztery lata temu, w dzień święta Uniwersytetu Jagiellońskiego, 12 maja 2005 roku, doktorat honoris causa odbierał laureat Nagrody Nobla, poeta Seamus Heaney. Powiedział wówczas, z tej katedry: "W języku angielskim nazwa uniwersytetu, Jagiellonian, brzmi jak niskie bicie dzwonu ze starej wieży. Oznajmia ono godzinę, lecz zarazem każe pamiętać o tym, co ponadczasowe". Lekarzowi to bicie dzwonu, ten wybijany rytm, przywodzi na myśl rytm i bicie serca, zwłaszcza tu, gdzie za sprawą genius loci, od wieków bije serce kultury polskiej. Uprzytamnia mi to wyraziście rangę zaszczytu, jakiego dzisiaj dostępuję. Chciałbym zatem wyrazić wdzięczność Magnificencji i Wysokiemu Senatowi. Panu profesorowi Jackowi Musiałowi dziękuję za laudację. Dziękuję również moim recenzentom. Czynię to bez lęku, jaki towarzyszy doktorantowi, bo wiem, że publicznie nie zadadzą mi dziś trudnych pytań.
W tym uroczystym dniu myśl moja biegnie do tych, którym w życiu wiele zawdzięczam. Do rodziców. Oni pierwsi dali mi poznać miłość i wszczepili wzorzec postępowania tak, iż kiedy stawałem na rozdrożu, bezwiednie niemal wybierałem drogę. Do ojca, który uczył mnie medycyny. Do moich nauczycieli gimnazjalnych, do żony Marysi i dzieci naszych, do przyjaciół, tak licznie dziś zebranych, do chorych wreszcie. A chorzy - prowadzą nas wprost do medycyny.
Tak wielkie zmiany
Jakże się medycyna za mojego życia zmieniła! Spójrzmy tylko. Moje pierwsze lata studiów. Dziecięcy oddział zakaźny. Mali pacjenci zamknięci w potężnych metalowych skrzyniach. Sterczą tylko główki i nóżki. Żelazne płuca cisną na drobne, porażone piersi, które nie potrafią same oddychać. Respiratorów nie znano. Leczenia też nie. Nie ma dziś choroby Heine-Medina, próżno szukać żelaznych płuc.
Kończę studia. Do kliniki przywożą zawał serca za zawałem. Kładziemy chorych do łóżka, zabraniamy wstawać przez cztery tygodnie, podajemy morfinę. To wszystko czym dysponujemy. Ach, jeszcze upust krwi. Wielu nie przeżywa. Dziś, kiedy rano w klinice odbieram raport, dyżurny lekarz melduje mi: w nocy przyjęliśmy chorego ze świeżym zawałem, wykonaliśmy koronografię, otworzyliśmy zamkniętą tętnicę wieńcową balonikiem i zabezpieczyliśmy trzema stentami. Po czterech dniach ten chory, o własnych siłach, opuszcza szpital.
Mija kilka lat. Uczę się do specjalizacji. Czytam najprzeróżniejsze teorie powstania wrzodu żołądka, z którego powikłaniami leży co piąty, szósty chory na oddziale. Tych samych teorii pytam, w parę lat później, studentów. Ale upłynie dwadzieścia lat i okaże się, że przyczyną choroby jest bakteria. Wprowadzone zostaną arcyskuteczne leki i dziś trudno nawet takich chorych znaleźć, by ich pokazać studentom.
Jestem już po specjalizacji, po habilitacji. Nie wiem jeszcze, że w najbliższych latach wejdą do kliniki ultrasonografy i elektrokardiografy, a za nimi tomograf komputerowy, i wreszcie - rezonans magnetyczny. Ruszą badania kliniczne DNA, zejdziemy na głębszy poziom poznania. Medycyna, przyswoiwszy sobie biochemię, zacznie nabierać barw molekularnych. Czas życia w XX wieku wydłuży się o 25 lat.
Marzenia, pokusy, cuda
Wreszcie, wchodzimy w nowe milenium. Z niebotycznymi nadziejami. Marzymy o medycynie regeneracyjnej, o implantowaniu komórek macierzystych zdolnych zastąpić każdą - wydaje się - komórkę uszkodzonego narządu. I nawet problemy etyczne związane z klonowaniem czy użyciem zarodków ludzkich odejdą zapewne niedługo w cień. Od niespełna bowiem dwóch lat potrafimy reprogramować dojrzałe, wykształcone komórki, pobrane np. ze skóry twarzy czy ręki, w komórki najmłodsze, macierzyste. Cofamy dorosłe komórki do najwcześniejszego okresu ich istnienia, by zaczęły swoje życie od nowa.
Z tą chwilą w nauce dokonał się wstrząs. Jest on częścią eksplozji medycyny. Stajemy się świadkami zuchwałych prób odtworzenia fragmentów człowieka, w przyszłości - wytworzenia go poza siłami natury, de novo. Wszyscy ci, którzy tego próbowali lub próbują, wśród protoplastów mają Fausta. Dr Georg Faust, posiadłszy na niemieckich uniwersytetach wszelką wiedzę, jaka była komukolwiek dostępna, udał się około 1515 roku do Krakowa, aby opanować arkana magii, alchemii, przywoływania umarłych i przewidywania przyszłości. Gdzie zawarł pakt z diabłem - nie wiadomo. Jak słusznie przypuszcza Christopher Marlowe, mógł to zrobić wszędzie, zważywszy na wszechobecność grzechu. Jednak to pewne, że pierwsze pertraktacje toczyły się kilkanaście kroków stąd. Jeszcze przed pół wiekiem można było oglądać w Collegium Maius ślad szatańskiej łapy, wypalonej na stole alchemika. Należała ona - kto wie? - do piekielnego psa Mefista, w którego paszczy zginął, jak wiadomo, potępiony doktor. Ale wcześniej, w jego bajecznym laboratorium alchemicznym, w retorcie, z chaosu nieukształtowanej materii, wyłonił się maleńki, zgrabnych kształtów człowieczek - homunkulus. Z miejsca, rzecz jasna, wdał się w filozoficzną dysputę. Czy w tej historii, nie majaczy gdzieś na horyzoncie sen medycyny, który współcześnie tak się przybliżył?
Pcha nas ku niemu hybris - pycha, zuchwałość, grzech nieposłuszeństwa, nieodparta chęć przekroczenia wszelkich granic. Jawi się ona już u zarania medycyny. Asklepios runął rażony piorunem przez Zeusa, za to, iż wskrzeszając zmarłych swoją sztuką lekarską, przekroczył ludzki krąg istnienia. Ale medycyna uczy nas, lekarzy, także skromności. Nie da się zapomnieć o naszych pomyłkach. Ileż to razy mylimy się! I jeśli (ufamy) przez błędy nasze, niewiele mniej ludzi chodzi po ziemi, to dlatego, że w sukurs przychodzi nam przypadek, szczęśliwy traf, niekiedy - niemal cud. Oczywiście, nikt z nas, także i ja, nie chciałby się leczyć u lekarza, który czeka tylko na cuda. Ale, na szerszej płaszczyźnie, jak pisał Conrad-Korzeniowski - tajemnice i cuda czekają na nas w świecie. I dodawał, iż usprawiedliwiają one niemal koncepcję życia w krainie czarów. Czyż nie mamy prawa dać wiary cudom my, którzy doczekaliśmy papieża-polaka i wybiliśmy się na niepodległość.
Spotkanie, bez którego nie ma medycyny
Medycyna odmienia się, jak odmieniają się w metabolizmie ciała ludzkie, które ona bada. Wymieniają się atomy, które nas tworzą rozpadają molekuły i rodzą nowe. Te obroty, ta metanoia rozpoczyna się w pierwszych chwilach życia i znajduje kres w śmierci. A przecież istota każdego z nas trwa, mimo iż klocki, które nas budują, wciąż są wymieniane. A istota medycyny? Czym jest? Gdzie jej szukać? W każdym zawodzie istnieją sytuacje esencjalne, które odsłaniają jego istotę. W medycynie jest to spotkanie dwóch ludzi. Chorego z lekarzem. Chory przychodzi ze swoim bólem, cierpieniem, zgryzotą i woła o pomoc. Wołanie to rzadko, oczywiście, jest dosłowne. Ma różne formy wyrazu. Może to być potok słów, aby zażegnać trwogę, albo skamieniałe rysy twarzy, za którymi kryje się nieufność wobec lekarza. I chory opowiada. Trzeba słuchać, wysłuchać opowieści. Dla opowiadającego ta historia to rzecz pierwszorzędna. A słuchający niech pamięta, że któreś z tych opowiadań stanie się jego własnym, któraś z tych chorób dotknie i lekarza. Podczas zbierania anamnezy, bo tak za Platonem nazywamy pierwszą z chorym rozmowę, nawiązuje się nić porozumienia, odsłaniają się więzy łączące dwóch ludzi. Rodzi się zaufanie. Bez niego nie ma medycyny. Te więzy, ta esencja medycyny, rwą się dziś często, zanim powstaną. W krajach wysokorozwiniętych chorzy skarżą się na jedno: brak kontaktu z lekarzem. I gdyby dziś Hipokrates zobaczył lekarzy, mógłby nie rozpoznać w nas swoich uczniów. Uznałby, iż inną uprawiamy sztukę, niż ta, którą on stworzył i na którą składamy przysięgę jego słowami, kończąc studia. Mógłby pomyśleć, iż bliższe nam są testy, badania laboratoryjne czy obrazowe niż sam chory.
Kiedy wchodzimy na korytarze szpitalne, do sal chorych, doświadczamy w dramatyczny sposób słabości i ułomności ludzkiej natury. Tu czekać na nas może bezmiar ludzkiego cierpienia i samotności. Ale to miejsce jest także miejscem nadziei. Nadziei samych chorych, ich krewnych i przyjaciół, pokładających ufność w nadejście poprawy. W tej nadziei mają swój udział lekarze, pielęgniarki i cały personel szpitalny. Dążą oni do przywrócenia naruszonych bądź zerwanych przez chorobę, łączy z resztą zdrowego świata. I jeśli w tym dążeniu potrafią zespolić umiejętności i talent, wytrwałość i życzliwość, to są na najlepszej drodze, by zbudować wspólnotę ludzi chorych i tych, którzy przychodzą, by ulżyć im w cierpieniach, wyzwolić z choroby do zdrowia. Klinika może oznaczać taką wspólnotę.
Nie wszystko płynie
W zawrotnym tempie zmienia się medycyna. Przemiany jej coraz są szybsze. Dają nam odczuć płynność świata, naszą bezdomność. W sporze Parmenidesa z Heraklitem, toczonym przez wieki, motyw heraklitejski bierze górę. A przecież, jak krakowscy alchemicy, u których wiedzę tajemną zdobywał Faust, pragniemy transmutacji z niższego w wyższe, pragniemy odnalezienia w przemijającym pierwiastków trwałych; w tym co ulotne, tego co ponadczasowe. W takich chwilach, z daleka - dochodzą do nas dźwięki dzwonu, o którym mówił Heaney. To muzyka, płynąca z głębi dziejów, niezmienna, stała, jak odwieczny wiersz, lub bicie serca. Ona mówi nam o uniwersytecie, który trwa, podczas gdy wszystko wokół - płynie. Za to, Magnificencjo, iż z tą muzyką dzwonu dziś w sposób szczególny i wyjątkowy zostaję złączony, raz jeszcze dziękuję.
Prof. Andrzej Szczeklik
Tekst wystąpienia podczas uroczystości nadania autorowi doktoratu honorowego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Andrzej Szczeklik jest profesorem Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Jagiellońskiego, wybitnym specjalistą w dziedzinie kardiologii i pulmonologii, autorem kilkuset prac naukowych oraz esejów literackich. Tytuł, śródtytuły i skróty w przedrukowanym tekście przemówienia prof. Andrzeja Szczeklika pochodzą od redakcji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski