- Po głośnej wypowiedzi Pana kolegi po fachu Adama Kszczota mam wątpliwości, jak sformułować pytanie. Pogratulować Panu bycia 16. półmaratończykiem w Europie, czy jednak skierować pytanie na inne tory i podnieść temat niedosytu?
- Biorąc po uwagę, że były to moje pierwsze mistrzostwa Europy seniorów, można mówić o dość wysokiej lokacie, zwłaszcza że startowali najmocniejsi zawodnicy na kontynencie. Wszyscy rywale, z którymi przegrałem, mieli „życiówki” lepsze od mojej. Ponadto bardzo wiele krajów znaturalizowało zawodników z Erytrei, Somalii, Maroka... Licząc rodowitych europejczyków, zająłbym znacznie wyższe miejsce. I jeszcze jedno: byłem najmłodszym zawodnikiem tak wysoko sklasyfikowanym.
- Rozumiem, że wynik jest bardzo cenny.
- Tak, mogę pozytywnie odbierać ten start.
- I kompletnie nie odczuwa Pan niedosytu?
- Gdybym pobiegł w granicach rekordy życiowego, czyli 1.03,36, to zająłbym 6. miejsce. Muszę przyznać, że na ostatnich pięciu kilometrach miałem problem, bo dostałem lekkiego skurczu łydek. W związku z tym ostatnią „piątkę” pobiegłem trochę poniżej oczekiwań, pogarszając wynik i opuszczając się w klasyfikacji generalnej. Innymi słowy, miejsce było okay, ale czas mógł być trochę lepszy.
- Czym spowodowane były skurcze?
- Myślę, że dosyć ciężkim profilem trasy, bo jeszcze nigdy nie biegałem po tak trudnym i selektywnym terenie. A ja dopiero w tym roku przyłożyłem się do treningu na tak długie dystanse. Wcześniej biegałem 5 km i 10 km, więc mogło zabraknąć mi rutyny, a także kompletnego przygotowania i umiejętności rozłożenia sił.
- Gdzie drzemią w Panu jeszcze największe możliwości?
- Mimo postępu, wciąż w wytrzymałości. Myślę, że jestem zawodnikiem z bardzo dużymi rezerwami, ponieważ nie jeżdżę na obozy klimatyczne i wysokogórskie. Wszystkie przygotowania odbywam na nizinach.
- Z powodu braku środków finansowych?
- No tak, nie mogę sobie pozwolić, aby wyjechać przykładowo do St. Moritz, bo nie jestem zamożnym człowiekiem. Również ciężko znaleźć sponsorów, dlatego póki co mogę zapomnieć o takich treningach.
- Łączą Pana jakieś związki z Krakowem?
- Zasadniczo nie, chociaż czasami trenuję na stadionie AWF.
- Na co dzień gdzie buduje Pan formę?
- W miejscowości Ropa, koło Gorlic.
- Ma Pan jakiegoś kompana?
- Problem polega na tym, że muszę sam sobie narzucać reżim pracy.
- Nie towarzyszy Panu trener Janusz Wąsowski?
- Mieszka w Warszawie, więc zaocznie układa mi plan. Przy czym regularnie rozmawiamy, omawiamy treningi i w taki sposób pracujemy.
- Jaki start jest najbliższym celem?
- Będę chciał przygotować się pod przyszłoroczny maraton w Londynie, ale ostateczna decyzja dopiero przede mną. Na razie chcę poprawiać swoje „życiówki”, a po drodze może zdecyduję się na grudniowe mistrzostwa Europy w przełajach. Póki co zakończyłem pierwszą część sezonu.
- Oprócz sportu wykonuje Pan pracę zarobkową?
- Tak, od niespełna dwóch lat służę w policji, bo z czegoś trzeba się utrzymywać. Trudno to pogodzić z jednym, a czasem dwoma treningami dziennie, ale mocno się sprężam i wystarcza mi doby.
- Jaki ma Pan stopień?
- Ostatnio zostałem awansowany na starszego posterunkowego.
- Gratuluję nominacji. Jakie wykonuje Pan obowiązki?
- Pracuję na posterunku w Ujściu Gorlickim, gdzie służę w każdym obszarze. U nas nie ma podziału na drogówkę lub prewencję. Zakres powinności jest pełny, w zależności, co się wydarzy.
- Umiejętności biegowe, na krótkim lub dłuższym dystansie, już się Panu przydały w akcji?
- Raz mi się tak zdarzyło, a żeby było śmieszniej, to w Krakowie, gdzie przebywałem na doskonaleniu zawodowym. Natomiast nie chciałbym o tym opowiedzieć, ponieważ sprawa była dosyć poważna. Powiem tylko, że akcja zakończyła się powodzeniem, razem z kolegą dorwaliśmy gościa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?