Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Biegi i malarstwo

Redakcja
Dwie pasje Antoniego Chrzanowskiego

U najstarszego sportowca Krakowa

U najstarszego sportowca Krakowa

Dwie pasje Antoniego Chrzanowskiego

     Blisko Plant, blisko Wawelu - to wymarzone miejsce zamieszkania dla artysty. Zwłaszcza takiego, który lubi malować zabytkowe budowle, historyczne pejzaże. Pięknem zamku, urokiem starych krakowskich ulic zachwycał się Antoni Chrzanowski i przenosił na płótno od dawna. Od bardzo dawna.
     Urodzony 13 czerwca 1905 r. należy nie tylko do nestorów malarzy. Jest też obecnie, a była to jego kolejna pasja, najstarszym ze sportowców Krakowa.
     Uprawiał lekkoatletykę. To były lata dwudzieste, lata trzydzieste... Został długoletnim działaczem sekcji lekkoatletycznej TS Wisła. Jeszcze rok temu przybył do klubu na doroczne spotkanie dawnych wiślaków. Teraz, choć trzyma się krzepko, wolał już nie ryzykować wychodzenia w wietrzną, zimową pogodę. Pan Antoni ma swoje lata, jest o rok starszy od klubów Cracovii i Wisły, dobrze pamięta Kraków jeszcze pod austriackim zaborem.
     Pochodzi ze Zwierzyńca, mieszkał blisko Błoń, gdzie już przed 1914 r. tętniło sportowe życie. Ojciec Antoniego pracował w elektrowni przy ul. Dajwór. Potem parokrotnie zmieniał mieszkanie, ale zawsze w pobliżu Błoń. A także Oleandrów i budynku Sokoła. Wyrastał więc Antoni Chrzanowski w miejscach, w których towarzyła się historia. Ta wielka i ta dotycząca sportu. Podopiecznym komendanta biegał po drobne zakupy, naoglądał się ich ćwiczeń, musztry. Widział też samego Piłsudskiego. A przebiegając ulicą Wolską zaglądał do Sokoła, gdzie gromadzili się sportowcy...
     - Był rok 1918, kończyła się wojna światowa - wspomina pan Antoni. - Spadły wtedy na moją rodzinę wielkie nieszczęścia. W jednym dniu zmarły, godzina po godzinie, matka i siostra. Szalała wtedy po Europie groźna odmiana grypy, tak zwana hiszpanka. Nie było dobrych lekarstw, ludzie umierali masowo, to była epidemia. Kiedy one umarły, leżałem w domu też chory. Mieszkanie znajdowało się na niskim parterze, przez okno zaglądali do mnie koledzy. Pamiętam, jak przyszedł do nas znany__na Zwierzyńcu doktor Komorowski. Popatrzył na mnie, bez ruchu leżącego i powiedział: - z niego też nic nie będzie. - Może myślał, że tego nie słyszę? W każdym razie utkwiły mi w pamięci jego słowa, miałem żal o to. Rok później ojciec zginął w wypadku w elektrowni. Wcześniej zostałem bez rodziców, pomagał mi starszy brat, już zarabiający. Niebawem też poszukałem sobie pracy.
     Bracia pracowali razem, w zakładzie chemigrafii. Antoni Chrzanowski spędził w koncernie "IKC"-a, największej polskiej gazety przed wojną, dwa i pół roku. Wykazał się zdolnością
retuszowania. Potem dostał się do Państwowej Wyższej Szkoły Przemysłowej przy al. Mickiewicza.
     Sport był mu bliski. Kiedy mieszkał przy ul. Filareckiej, często spotykał Antoniego Poznańskiego, znanego wtedy piłkarza Cracovii. Imponował kibicom szybkością, a w dodatku swym zawodem. Poznański był lotnikiem. Niestety, w 1921 roku zginął w wypadku samolotowym.
     - Poznański przyjaźnie do nas podchodził, pooglądał jak gramy w piłkę i zachęcał, by wstąpić do Cracovii - wspomina nestor krakowskich sportowców. - Toteż całą paczką poszliśmy na pobliski stadion "pasiaków". Niby nas przyjęto, siedmiu, ośmiu chłopaków, ale przez dwa lata nie pozwalano piłki dotknąć. Cierpliwie przychodziliśmy na boisko, by doczekać się wymarzonej gry, ale traktowano nas z góry. Widzieliśmy z bliska gwiazdy ówczesnej Cracovii Józefa Kałużę, Leona Sperlinga, obecny był jeden z założycieli klubu dr Lustgarten. Mogliśm_y _ich podziwiać, ale piłki nam nie dawano. Na nasze zapytania, odpowiadano, że jeszcze nie jesteśmy zarejestrowani. W końcu nasza cierpliwość się wyczerpała.
     Chrzanowski z kolegami udał się do lokalu Wisły, mieszczącego się przy ul. Stolarskiej. Tam się zapisali do klubu "Białej Gwiazdy". Pozwolono im grać i biegać. Był to rok 1921.
     Chociaż grał codziennie w piłkę, to bardziej lubiał biegać. Skoro tylko ruszyła sekcja lekkoatletyczna Wisły, Antoni Chrzanowski do niej przystał. Sekcja od razu miała spore osiągnięcia. W 1924 r. wiślak Stanisław Ziffer został jednym z dwóch na początek lekkoatletycznych mistrzów Polski z Krakowa. Wygrał bieg na 10 km. Tym drugim mistrzem w tym roku był w skoku w dal Wojciech Florkiewicz z Cracovii. Później kolejnym lekkoatletycznym mistrzem kraju został inny wiślak, ale - ciekawostka - na co dzień piłkarz: Mieczysław Balcer. Należał on do czołowych graczy, występował w reprezentacji. Jego pozycją w drużynie było lewe skrzydło. Odznaczał się wielką szybkością. Startował więc nieraz w zawodach lekkoatletycznych.
     W 1931 r. po dramatycznym boju wywalczył we Lwowie mistrzostwo kraju w dziesięcioboju. W tym samym dniu Wisła rozgrywała ligowy mecz z piłkarzami Czarnych Lwów. Sądzono, że wyczerpany zwycięzca nie założy piłkarskich butów. Ale Balcer wybiegł na boisko i celnym strzałem rozstrzygnął losy ligowego spotkania.
     Takich ludzi miała sekcja l.a. "Białej Gwiazdy". Antoni Chrzanowski startował, ale też stał się jej działaczem. Potrzebowała sekcja każdej pary rąk. Nie było dotacji, sponsorów, każdy wyjazd na zawody stanowił problem.
     - Trenowaliśmy z reguły na deptaku koło parku Jordana
- mówi Antoni Chrzanowski.
- Na stadionie Wisły rzadziej, bieżnia nie była kompletna, ponadto zbyt miękka. Biegałem najczęściej 200 i 400 metrów. Wyjeżdżaliśmy też często na zawody do Lwowa.
     - Który start ukwił Panu najbardziej w pamięci?
     - To było w pierwszej połowie lat dwudziestych. Służyłem w wojsku, w piątym pułku saperów. Pojechaliśmy do Warszawy na mistrzostwa saperów. Faworytem na 100 metrów był Sośnicki. Tymczasem to ja wygrałem. Kwestionowali to warszawiacy, iż popełniłem falstart. Sędziowie jednak byli za mną. Bowiem to nie był falstart, tylko miałem wrodzone umiejętności szybkiego startu.
     Długie lata spędził pan Antoni w sekcji Wisły. Pamięta go z czasów przedwojennych ówczesny kierownik sekcji Janusz Korosadowicz:
     - Kiedy przyszedłem do Wisły, to on już w niej był. Razem pracowaliśmy. Był zawsze uczynny, pomocny, wspierał nas czynem i radą. Dziś jest najstarszy w naszym środowisku. Co roku składamy sobie życzenia, by lekkoatletyka powróciła do Wisły.
     Od 7 lat sekcja bowiem jest zawieszona. Brakło funduszy i ta jedna z najstarszych sekcji istnieje tylko formalnie. Treningi lekkoatletyczne w klubie zamarły. Nie ma już nawet bieżni, bo stadion przebudowano na obiekt typowo piłkarski. Starzy działacze i trenerzy myślą, jak reaktywować sekcję, skąd wziąć na to pieniądze?...
     - Teraz pasjonuję się tylko malowaniem - mówi Antoni Chrzanowski. - Lubiłem malować od dziecka. Postanowiłem doskonalić kunszt, studiowałem u Alfreda Terleckiego w prywatnej Szkole Sztuk Pieknych przy ul. Smoleńsk. Bywałem też u Leona Wyczółkowskiego. Malowałem całe lata, najchętniej akwarele, ale bliski jest mi też rysunek.
     Mieszkanie pana Antoniego, to bliskie Plant, obwieszone jest jego licznymi malowidłami. Królują na ścianach kwiaty, zabytkowe budowle. Obok motywów krakowskich na obrazach także widoki Wenecji. Do Włoch bowiem otrzymał kiedyś stypendium państwowe i tam malował. Ostatnio w Krakowie zajmowałem się rysowaniem kościoła św. Katarzyny. W mieszkaniu wisi tylko cząstka kolekcji dzieł. Wiele obrazów sprzedał, dawało mu to jakieś utrzymanie, część też znajduje się w galeriach.
     Pracował też pan Antoni przy renowacji Wawelu, a ściślej w katedrze królewskiej. Kiedy raz (lata 50.) szkicował coś w kaplicy Świętokrzyskiej, podszedł do niego konserwator miejski z zapytaniem, czemu nie startuje w konkursie plastyków na odnowienie kaplicy Zygmuntowskiej? Zostało już trzy dni. Antoni Chrzanowski pospiesznie przenosił ze ściany na karton wizerunek świętego i wygrał konkurs. Następnie otrzymał pracę przy konserwacji renesansowej kaplicy i długi czas pracował jako dokumentalista. Przerysował całą kaplicę na papier.
     Malując wiele tematów, jednak na płótno nigdy nie przenosił sportu. Pewnie szkoda... Pytany o to, mówi o rozróżnieniu obu zainteresowań. Był bowiem przed wojną w Krakowie sławny malarz, który specjalizował się w malowaniu sportowców, szczególnie Wisły. To Wlastimil Hofman. Pozował mu do obrazów choćby Mieczysław Balcer. Hofman bywał na meczach, namalował m.in. całą drużynę Wisły, kiedy zdobyła piłkarski Puchar Polski.
     Pan Antoni zaglądał czasem do pracowni Hofmana na ulicę Spadzistą. Był zaszczycony poznaniem mistrza, ale postanowił w dziedzinie sztuki iść własną drogą.
Jan OtaŁĘga

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski