Ponieważ poza oskarżonym Zbigniewem W. nie ma bezpośrednich świadków tragicznego zajścia, w którym zginął jego zięć Jacek K., potrzebna jest bardziej szczegółowa ekspertyza biegłych określająca m.in. tor ciosu zadanego w okolice wątroby. Istotne będzie też rozstrzygnięcie kwestii leworęczności Zbigniewa W., które może mieć znaczenie w rozwikłaniu tej kwestii. Sąd chce przesłuchać biegłego, który w swojej ekspertyzie stanowczo stwierdził, że rana ofiary nie mogła powstać wskutek nadziania się na nóż. A taką właśnie wersję wydarzeń prezentował na początku oskarżony.
Jak już informowaliśmy, do tragicznej w skutkach sprzeczki pomiędzy teściem i zięciem doszło w lipcu 2009 r. Była ona skutkiem narastającego przez lata konfliktu, którego podłożem była rzekoma niechęć do pracy Jacka K. Oskarżony utrzymywał, że zięć pił alkohol, unikał stałego zatrudnienia i znęcał się nad córką i trójką ich dzieci. Feralnego dnia doszło między nimi do gwałtownej sprzeczki. Zbigniew W. utrzymywał, że popchnął zięcia na drzwi, ten upadł i zaczął krwawić. Okazało się, że w jego ciele utkwił nóż masarski.
Ostatecznie, w pierwszych dniach procesu toczącego się przed Sądem Okręgowym w Nowym Sączu, 56-letni Zbigniew W. przyznał się do zarzucanego mu czynu i odmówił składania wyjaśnień. W drugim dniu postępowania sądowego wysłuchano m.in. zeznań sąsiada, do którego bezpośrednio po zdarzeniu poszedł Zbigniew W., by zadzwonić po pogotowie. Miał wtedy powiedzieć, że prawdopodobnie zabił zięcia nożem, choć wzywając pomoc lekarską zasugerował, że Jacek K. sam przewrócił się na nóż. Już po przyjeździe na miejsce karetki oskarżony zasugerował, że zdruzgotany tym, co się wydarzyło, pójdzie się powiesić. Dlatego, gdy ratownicy weszli do domu, Zbigniewa W. pilnował kierowca karetki. Ekipa pogotowia była zdziwiona porządkiem jaki panował w kuchni. To dlatego, że wcześniej ciało obmyła żona oskarżonego Anna W. W procesie jest ona oskarżona o poplecznictwo, czyli zacieranie śladów przestępstwa. Ona sama utrzymuje, że nie robiła tego celowo.
Wyrok w tej sprawie ma zapaść na początku kwietnia. Annie W. grozi do pięciu lat pozbawienia wolności, natomiast jej mąż może trafić do więzienia na nie mniej niż osiem lat. W tym przypadku kodeks dopuszcza jednak także poważniejsze sankcje z karą dożywotniego pozbawienia wolności włącznie. Sąd będzie jednak musiał uwzględnić opinię biegłych, którzy orzekli, że w chwili popełnienia czynu Zbigniew W. miał w znacznym stopniu ograniczoną zdolność rozpoznania znaczenia swojego postępowania. (SZEL)