Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Binarowianie obchodzą w tym roku 670. urodziny swojej bogatej w historię wsi. Lokował ją król Kazimierz Wielki, więc i jubileusz huczny

Halina Gajda
Halina Gajda
Życie wsi toczy się tutaj wokół kościoła. To w nim wisi cudowny obraz Maryi, przed którym binarowianie zanoszą swoje prośby i zostają wysłuchani
Życie wsi toczy się tutaj wokół kościoła. To w nim wisi cudowny obraz Maryi, przed którym binarowianie zanoszą swoje prośby i zostają wysłuchani fot.archiwum/parafia binarowa
Za kilka dni Binarowa będzie obchodziła 670. urodziny. Choć król Kazimierz Wielki zdecydował o lokacji osady dokładnie 23 czerwca 1348 roku, to współczesna wieś urodzinowe przyjęcie nieco przyspieszy. Trochę sobie żartujemy z proboszczem ks. Bogusławem Jurczakiem, jak to by miło było, gdyby można posłuchać wspomnień sprzed stuleci na żywo - gdy na Wawelu król wręczał w obecności świadków, sołtysom Mikołajowi Vlosniczar i Hermanowi przywilej na lokację wsi na 60 łanach. Akt lokacyjny nie wymieniał nazwy wsi, a jedynie nazwę rzeki, nad którą wieś lokowano - Szczytnice, dziś Sitniczankę.

W Binarowej wre jak w ulu. W końcu taki okrągły jubileusz to nie przelewki i wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Zofia Bielamowicz, która jest szefową koła gospodyń, coś o tym wie. Od kilku dni, wszystkie panie, członkinie koła, są skupione na pierogach. Wprawdzie nie będzie ich 670 - bo pewnie uczestnicy uroczystości tylko by się oblizali - a około trzech tysięcy. Będą i ruskie i z kapustą. Nie ma lodówki, zamrażarki, w której nie byłyby już zgromadzone zapasy.

- Będzie jeszcze kapusta po binarowsku - mówi tajemnico pani Zofia.

Dopytywana zdradza nieco szczegółów: to młoda kapusta, dużo koperku, żeberka. Opisuje to tak, że już na sam dźwięk słów, kręci się w głowie od zapachu, a ślinka cieknie na smak.

Będą jeszcze ciasta i inne domowe pyszności na słodko. Znając możliwości i talent gospodyń, na pewno będzie w czym wybierać.

Jak to z tą cebulą naprawdę w przeszłości bywało

Jakoś tak się złożyło, że binarowianie od lat mają przydomek „cebularze”. Pewnie, że nie brakuje takich, którzy mówią to z przekąsem, ale historia owego przydomku, ma poważne historyczne uzasadnienie. Ks. Bogusław Jurczak, proboszcza parafii pytany o nie, od ręki przytacza.

- Opieramy się na przypuszczeniach, ale wydają się one być uzasadnione - zaczyna tajemniczo. - Otóż, najpewniej wynika to z historii i faktu, że niegdyś w Binarowej osadzani byli jeńcy wojenni ze Wschodu, pewnie od Krymu po Tatarstan. I to właśnie oni przynieśli taką kulturę. Przetrwało to do czasów współczesnych - mieszkańcy Binarowej, jak wielu zresztą innych we wsi robili, co mogli, by mieć na utrzymanie. Uprawiali więc, co było tylko można, a że dominowała cebula i kapusta? Cóż, taki widać był popyt - mówi z uśmiechem.

Gdy tak rozmawiamy o kulturze agrarnej, szybko wychodzi na jaw, że nawet dzisiaj jeden z mieszkańców zaopatruje okolicę w… chrzan. - Po prostu uprawia go, by w sezonie sprzedawać na targowiskach - dodaje.

Przedsiębiorczość parafian chwali bardzo. Przede wszystkim to, że pola nie leżą odłogiem, co w okolicy jest częstym obrazkiem. Nawet jeśli ktoś uznaje, że dość, że czas na odpoczynek od traktora i motyki, to zawsze znajdzie się inny, gotowy, by ziemię zagospodarować.

Posiedzenie Rady Miejskiej na rynku w Gorlicach

Tak kiedyś wyglądały Gorlice! [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

- Miły to widok - podkreśla duchowny.

Nie tylko to cieszy proboszcza, ale na równi są tradycje, żywe tylko na tej ziemi, jak choćby doroczne święcenie traktorów i ziemniaków przeznaczonych do sadzenia.

- Nie jest tak, że do kościoła przynosimy pełne koszyki czy worki - opowiada pani Zofia. - Chodzi o symboliczne kilka sztuk - dodaje.

Ci, których akurat nie było na mszy, dzielą się z sąsiadami - tak, by wszyscy mieli. O ile ziemniaki można zrozumieć - wszak nie jest niczym dziwnym święcenie zbóż, ziół, kwiatów czy jabłek, to jednak ciągnik rolniczy to zupełnie inna sprawa. Proboszcz odrzuca sugestię, że być może kiedyś były to wozy konne.

- Raczej nie - mówi pewnym głosem. - Myślę, że kiedyś w przeszłości na taki pomysł wpadł któryś z księży tu posługujących, ludzie to podchwycili i tak zostało - dodaje.

Nieważne skąd się wzięło - tradycyjnie, w II niedzielę Wielkanocy, na plac kościelny przed kościół zajeżdżają ciągniki wszelkich marek i wieku. Obok nowoczesnych maszyn z klimatyzowanymi kabinami, są poczciwe, ale przecież też potrzebne ursusy.
Gdy woda z kropielnicy spada na sprzęt, mieszkańcy modlą się szczerze o bezpieczne i szczęśliwe prace w polu.

- U nas szacunek dla religijności zawsze był duży - podkreśla proboszcz. - Wiem, że czasem zdarza się, że w sobotę rolnicy do wieczora pracują w polu, a potem jeszcze dokładnie myją swoje traktory, by rano, przed kościół zajechać błyszczącym - dodaje z serdecznym uśmiechem.

Wieś to parafia, kościół tojej serce

W akcie lokacyjnym wsi jest wzmianka, że jeden łan ziemi ma zostać przeznaczony na uposażenie parafii, ale pierwsza wzmianka o funkcjonującym w Binarowej kościele pochodzi dopiero z 1415 roku. Obecna świątynia parafialna jest prawdopodobnie drugą z kolei, powstała około 1500 roku - tak mówią źródła historyczne. Z drugiej jednak strony nie da się myśleć „Binarowa”, by w głowie nie pojawiał się obraz kościoła. Tak po ludzku, wieś i kościół to dwie nierozerwalne sprawy, bo drewniany kościółek stojący pomiędzy wysokimi drzewami to serce wsi, serce mieszkańców. Małgorzata Sendecka-Juruś, która podzieliła się z nami swoją historią, jest tego najlepszym przykładem. Pani Małgorzata właśnie u Binarowskiej Pani wypraszała przed laty łaski, dla ciężko chorego syna. Chłopiec miał siedem lat, był tuż przed pierwszą komunią, gdy dotkliwie poparzył sobie nogę. Powikłania, infekcje, niegojące się tygodniami rany, potem groźba amputacji. Zrozpaczona matka, zmęczona do granic modliła się o cud.

- Ciągle wierzyłam, że wszystko ma sens. Te zawirowania, kłopoty, że Bóg wie, co robi. Zaufałam mu, bo już nic innego mi wtedy nie zostało. Trudno przecież objąć rozumem cierpienie dziecka. Chorobę, która ani przez chwilę nie dawała się pokonać. Doszło do tego, że przed ołtarzem modliłam się: Matko, jeśli go potrzebujesz, to zabierz, ale jeśli ma żyć, spraw by wyzdrowiał - opowiadała nam.

Na uroczystość komunii świętej, chłopca zaniósł do kościoła tata. O jego zdrowie modliła się cała wieś. Gdy wszystko wydawało się stracone, a lekarze byli o krok o decyzji o odjęciu nogi, stał się cud. Mam była akurat w ośrodku zdrowia, gdy zadzwonili ze szpitala, że musi szybko przyjechać do syna, który właśnie… chodzi po korytarzu.

Innych świadectw też nie brakuje. Wierni przychodzą przed ołtarz Binarowskiej Mateczki, wtykają karteczki ze swoimi intencjami - prośby są zazwyczaj zwykłe, bliskie ludziom: o zdrowie, o radość w rodzinie, o wieczny odpoczynek dla zmarłych bliskich.

ZOBACZ KONIECZNIE:

Polub nas na Facebooku i bądź zawsze na bieżąco!

WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 1. Dlaczego wychodzimy na pole?

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski