Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Bismarck" idzie na dno. Marny koniec morskiego kolosa Rzeszy

Paweł Stachnik
Pancernik "Bismarck": prędkość do 30 węzłów, działa główne kalibru 380 mm, opancerzenie do 320 mm. Ani podwójne dno, ani system grodzi nie zapobiegły jego zatopieniu
Pancernik "Bismarck": prędkość do 30 węzłów, działa główne kalibru 380 mm, opancerzenie do 320 mm. Ani podwójne dno, ani system grodzi nie zapobiegły jego zatopieniu fot. archiwum
24 sierpnia 1940 niemiecki pancernik rozpoczyna służbę. Jest chlubą Kriegsmarine. Okręt zostaje zatopiony 27 maja 1941 już podczas pierwszego rejsu bojowego ginie 2106 marynarzy i oficerów.

W momencie wcielenia do służby 24 sierpnia 1940 r. niemiecki pancernik "Bismarck" był największym i najnowocześniejszym okrętem na świecie. Do jego budowy wykorzystano najlepsze materiały i technologie, jakimi dysponował wówczas niemiecki przemysł. Potężne silniki pozwalały mu rozwijać prędkość do 30 węzłów, gigantyczne działa głównie kalibru 380 mm czyniły zeń groźnego wojownika, a solidne opancerzenie (do 320 mm) chroniło go przed pociskami wroga. Podwójne dno, system grodzi i inne zabezpieczenia sprawiały, że był wyjątkowo trudny do zatopienia. W Niemczech nazywano go nawet "niezatapialnym".

Stalowy kolos otrzymał imię Żelaznego Kanclerza i tak jak on miał przynieść Niemcom szacunek i potęgę, tym razem na morzach i oceanach. "Bismarck" miał zapoczątkować serię potężnych liniowców, tworzących trzon sił uderzeniowych Krigsmarine.

Pancerniki miały być gigantyczne, bo zgodnie z manią Hitlera, dobre było to, co wielkie i efektowne. Rzeczywistość nader szybko zweryfikowała te ambicje. Podczas swojej pierwszej misji "Bismarck" został zatopiony przez Brytyjczyków. Jego przypadek pokazał, że na morzach skończył się czas panowania potężnych i drogich okrętów liniowych. Teraz władcą mórz i oceanów stał się lotniskowiec i jego samoloty. Jeszcze dobitniej pokaże to wojna na Pacyfiku i jakże zbliżony do "Bismarckowego" los dwóch - również "niezatapialnych" - japońskich superpancerników: "Musashi" i "Yamato".

16 listopada 1935 r. stocznia Blohm und Voss w Hamburgu otrzymała zlecenie na budowę wielkiego okrętu wojennego dla marynarki niemieckiej. Miał to być tzw. pancernik "F", największy, najsilniejszy i najnowocześniejszy spośród jednostek liniowych będących dotąd na wyposażeniu Kriegsmarine. Parametry pancernika rzeczywiście mogły zaimponować: 251 metrów długości, 36 metrów szerokości, standardowa wyporność 45 tys. ton. Uzbrojenie główne okrętu miało stanowić osiem dział kalibru 380 mm, umieszczonych w czterech podwójnych wieżach. Artyleria średnia miała się składać z dwunastu dział kalibru 150 mm, a ciężka artyleria przeciwlotnicza z dwunastu dział kalibru 105 mm.

Wielki, szybki i niezatapialny
Przewidywano też, że opancerzenie okrętu powinno wytrzymać uderzenie pocisku 380 mm z odległości 20-30 tys. metrów oraz detonację torpedy o masie 250 kg. Pancerz na burtach miał mieć grubość 320 mm, na pokładzie pancernym 80-170 mm, a na pokładzie górnym 50 mm. Do tego jednostka miała rozwijać imponującą szybkość 30 węzłów.

Trzeba dodać, że parametry planowanej jednostki grubo przekraczały ustalenia zawarte w niemiecko-brytyjskiej umowie o zbrojeniach morskich, zawartej w Londynie w 1935 r. Ograniczała ona wyporność nowych niemieckich liniowców do 35 tys. ton, ustanawiała też granice dla grubości pancerza i siły ognia. Z tego właśnie powodu, na polecenie dowódcy Kriegsmarine Ericha Raedera, w dokumentacji technicznej okrętu "F" stosowano dane dla wyporności 35 tys. ton, choć w rzeczywistości była ona dużo większa. Prawdziwe rozmiary jednostki zamierzano jak najdłużej utrzymać w tajemnicy przed państwami zachodnimi w obawie przed ich reakcją. Klamka zapadła - stępkę pod pancernik położono 1 lipca 1935 r. w obecności pracowników stoczni i przedstawicieli biura konstrukcyjnego. Projekt oznaczono numerem 509.

"Bismarck" trafia w "Vaterland"
Budowa kolosa trwała cztery lata. Twórcy starali się umieścić w nim najlepsze i najnowocześniejsze rozwiązania, jakimi dysponował niemiecki przemysł, a całość postanowiono wykonać z najlepszych materiałów. Pancernik otrzymał nowoczesne silniki dużej mocy, dobrej klasy systemy optyczne (ze znanej firmy Zeiss), świetne działa i najlepszą stal pancerną z zakładów Kruppa. Hamburska stocznia dokładała wszelkich wysiłków, by roboty szły jak najszybciej i były wykonywane jak najsolidniej. Końcowe prace przeprowadzono w styczniu 1939 r., a 14 lutego odbyło się uroczyste wodowanie okrętu w obecności kanclerza Rzeszy Adolfa Hitlera.

Potężny pancernik miał otrzymać imię "Bismarck" na część Żelaznego Kanclerza, zjednoczyciela Niemiec i twórcy ich potęgi w drugiej połowie XIX wieku. Matką chrzestną jednostki została wnuczka Ottona von Bismarcka, Dorothea von Löwenfeld. Na uroczystość przybyło wielu dostojników państwowych i partyjnych. Małym zgrzytem był sam przebieg wodowania. Spuszczony z pochylni "Bismarck" uderzył w zacumowany obok statek pasażerski "Vaterland". Uderzenie wgniotło rufę pancernika, ale uszkodzenie dało się szybko naprawić.

Po uroczystości "Bismarck" wrócił do stoczni, gdzie przeprowadzono prace wykończeniowe i wyposażeniowe. Do służby jednostkę przekazano 24 sierpnia 1940 r. Tego dnia załoga zebrała się na pokładzie, na maszt wciągnięto banderę, a na okręt wszedł jego dowódca, 46-letni komandor Ernst Lindemann, doświadczony oficer cesarskiej i niemieckiej marynarki, mający za sobą pierwszowojenną i powojenną służbę na pancernikach, w tym na znanym skądinąd liniowcu "Schleswig-Holstein". "Bismarck" i budowany równolegle w stoczni w Wilhelmshaven jego bliźniak "Tirpitz" (do służby wszedł 25 lutego 1941 r.), stały się największymi okrętami w historii niemieckiej marynarki wojennej i największymi pancernikami, jakie zbudowano w Europie. Większe od nich będą tylko japońskie superpancerniki "Yamato" i "Musashi" (wyporność około 65 tys. ton, działa kalibru 460 mm), największe okręty, jakie kiedykolwiek zbudowano.

Do czego potrzebne były Hitlerowi tak wielkie jednostki? Otóż w planie uczynienia z Niemiec światowej potęgi ważną rolę odegrać miała marynarka wojenna. Jej dowódca, wspomniany już Erich Raeder, przedstawił Führerowi dwie koncepcje rozwoju Kriegsmarine. Pierwszą były siły tanie, lekkie i elastyczne, opierające się na okrętach podwodnych oraz silnie uzbrojonych ciężkich krążownikach o dużym zasięgu. Wprawdzie taka flota nie dorównałaby marynarce brytyjskiej, ale w razie konfliktu miała szanse na wyrządzenie jej poważnych szkód.

Koncepcja druga przewidywała zbudowanie olbrzymiej floty wielkich i nowoczesnych okrętów nawodnych, która uczyniłaby z Niemiec mocarstwo morskie na skalę światową. Znany z gigantomanii Hitler wybrał wariant drugi. Opracowany przez Raedera plan przewidywał zatem budowę dziesięciu pancerników oraz czterech lotniskowców, mających być trzonem niemieckich sił. Wsparciem miało być 15 pancerników kieszonkowych, ponad 100 lekkich krążowników i niszczycieli oraz flota okrętów podwodnych, licząca co najmniej 250 jednostek! Zakładano, że nowe niemieckie jednostki będą większe, szybsze, lepiej uzbrojone i opancerzone od odpowiadających im okrętów brytyjskich.

Podczas budowy "Bismarcka" i "Tirpitza" szczególną uwagę zwracano na ich odporność na zatopienie. "Po wojnie konstruktorzy przyznawali, że dowództwo Kriegsmarine nieraz interweniowało podczas budowy »Tirpitza« oraz »Bismarcka«, domagając się »podniesienia poziomu niezatapialności« obu jednostek. W rezultacie 40 proc. całkowitej masy tego pierwszego stanowił pancerz. Zaczęło się rodzić przekonanie, że »Tirpitz« i »Bismarck« są w stanie wytrzymać uderzenie każdej torpedy, bomby czy pocisku, jakie mogą wystrzelić brytyjskie jednostki (…)" - pisał w książce "Cel Tirpitz" brytyjski historyk Patrick Bishop.

Korsarskie rajdy Niemców
Na razie jednak wielka niemiecka flota była dopiero w powijakach, a przewagę na morzach i oceanach miała Wielka Brytania. W grę nie wchodziła więc duża bitwa morska, taka jak ta pod Skagerrakiem podczas I wojny światowej, w której starłyby się główne siły przeciwników. Dla Niemców znacznie korzystniejsze było wysyłanie pancerników i krążowników w korsarskie rejsy na Atlantyk, gdzie polowały na alianckie konwoje i samotne statki płynące z USA i Kanady do Wielkiej Brytanii.

I tak np. dwa pancerniki "Scharnhorst" i "Gneisenau" operujące od stycznia do marca 1941 r. na Atlantyku zatopiły aż 22 brytyjskie jednostki, dezorganizując aliancką żeglugę i wprowadzając poczucie nieustannego zagrożenia. Z kolei krążownik ciężki "Admirał Hipper" w ciągu zaledwie dwunastu dni lutego 1941 r. zatopił na zachód od Zatoki Biskajskiej osiem transportowców. Dla Niemców doświadczenia były więc obiecujące, a Brytyjczycy zaczęli bardziej obawiać się niemieckich jednostek nawodnych niż U-Bootów. I do takiego właśnie korsarskiego zdania został skierowany świeżo wcielony do służby "Bismarck".

Akcję pod nazwą "Rheinübung" (Ćwiczenia reńskie) miał przeprowadzić zespół złożony z "Bismarcka" i ciężkiego krążownika "Prinz Eugen" oraz niszczycieli eskorty. Dowódcą całości został admirał Günther Lütjens, który wcześniej przeprowadził wspomniany pełen sukcesów rajd "Scharnhorsta" i "Gneisenaua". 19 maja 1941 r. jego grupa wyszła w morze z portu w Gdyni i po przejściu Cieśnin Duńskich zacumowała w norweskim fiordzie Bergen. Wyprawa już na samym początku miała pecha - podczas postoju w fiordzie została wykryta przez zwiad lotniczy RAF-u. Wiadomość postawiła dowództwo Royal Navy na równe nogi. Do zniszczenia niemieckiej grupy wyznaczyło duże siły złożone z najnowszego pancernika "Prince of Wales", największego brytyjskiego krążownika pancernego "Hood" (do momentu zwodowania "Bismarcka" był on największym okrętem świata), pancerników "King George V" i "Repulse", lotniskowca "Victorious" z 45 samolotami na pokładzie, pięciu krążowników lekkich oraz sześciu niszczycieli. Ponadto Cieśninę Duńską patrolowały dwa ciężkie krążowniki "Suffolk" i "Norfolk". Pokazuje to z jak dużym respektem Brytyjczycy traktowali dwa niemieckie okręty.

Tymczasem zespół adm. Lütjensa wyszedł z Bergen i skierował się na zachód, chcąc jak najszybciej przedrzeć się na Atlantyk przez cieśninę między Islandią a Grenlandią. Podczas tego manewru Niemcy zostali wykryci przez krążowniki "Suffolk" i "Norfolk", które jednak nie odważyły się zaatakować i tylko śledziły niemiecki zespół z bezpiecznej odległości. 24 maja po godz. 2 w nocy Niemców zobaczył na radarze wydzielony zespół wiceadmirała Lancelota Hollanda, złożony z "Hooda" i "Prince'a of Wales". Obie grupy szły na przecięcie kursu. O godz. 5.53 Brytyjczycy jako pierwsi otworzyli ogień. Rozpoczęła się bitwa morska, w której wielkie okręty manewrowały i strzelały do siebie. O godz. 6.01 jeden z pocisków "Bismarcka" uderzył w śródokręcie "Hooda", przebił pokład i eksplodował w składzie amunicji. "Hoodem" wstrząsnął gigantyczny wybuch, który rozerwał go na pół.

Siła eksplozji była tak duża, że niektóre wieże artyleryjskie zostały wyrwane z podstaw i wyrzucone w powietrze. Olbrzymia jednostka zatonęła w ciągu dwóch minut. Razem z nią poszło na dno 1418 członków załogi, wśród nich wiceadmirał Holland i czterech odbywających tam staż polskich podchorążych. Brytyjskie niszczyciele uratowały tylko trzech marynarzy.

Egzekucja rannego kolosa
Niemieckie okręty skoncentrowały teraz swój ogień na "Prince of Wales", który, nie mając szans w takim pojedynku, oderwał się od nieprzyjaciela i zniknął. Sukces odniesiony przez Niemców był wielki, jednak podczas walki "Bismarck" przyjął kilka trafień powodujących spore uszkodzenia. Z nadwyrężonego zbiornika paliwa zaczęła wyciekać ropa, do kadłuba wlało się ok. 2 tys. ton wody powodując przechył na dziób, a zalanie dwóch kotłów ograniczyło maksymalną prędkość do 28 węzłów.

Wszystko to sprawiło, że adm. Lütjens podjął decyzję o przerwaniu akcji i pospiesznym skierowaniu się do któregoś z francuskich portów celem przeprowadzenia napraw. "Prinz Eugen" został odesłany do prowadzenia samodzielnych działań.
Tymczasem wiadomość o zatopieniu "Hooda" wywołała szok w Wielkiej Brytanii. Dowództwo Royal Navy postanowiło za wszelką cenę pomścić stratę i dopaść "Bismarcka". Do jego poszukiwań skierowano całe dostępne siły, ściągnięto też trzy okręty z Gibraltaru. Niemcom sprzyjała zła pogoda, ale Brytyjczycy mieli atut w postaci samolotów. Jedna z tzw. łodzi latających wykryła rannego niemieckiego kolosa i przekazała wiadomość do dowództwa. Z lotniskowca "Ark Royal" wystartowały samoloty torpedowe, którym udało się trafić niemiecki pancernik dwiema torpedami. Jedna uderzyła w śródokręcie, a druga w ster, przez co "Bismarck" stracił zdolność manewrowania. Zablokowana jednostka płynąc lewym kursem zataczała wielkie koło.

W sukurs "Bismarckowi" przyszła noc. Brytyjczycy znów stracili z nim kontakt, ale pancernik odnalazł przypadkowo skierowany do akcji polski niszczyciel "Piorun", który przez godzinę utrzymywał z nim kontakt, manewrując i starając się uniknąć pocisków "Bismarcka". Dowódca "Pioruna" kmdr Eugeniusz Pławski dla podtrzymania morale załogi rozkazał oddać "trzy salwy na cześć Polski" z dział kalibru 120 mm w stronę pancernika. Nie wyrządziły one "Bismarckowi" szkody, ale walka niewielkiego niszczyciela z gigantem stała się głośna i przeszła do legendy Polskiej Marynarki Wojennej.

Rano 27 maja "Bismarck" był niesterowny i płynął z małą prędkością. Dotarły do niego kolejne brytyjskie okręty: "Rodney", "King George V", "Norfolk", "Dorsetshire" i rozpoczęły ostrzał, a właściwie egzekucję. Pozbawiony zdolności manewrowania kolos przyjmował kolejne pociski, które niszczyły jego nadbudówki, działa i pokłady. Co najmniej kilkadziesiąt trafień (choć mówi się nawet o 300-400!) dokonało spustoszenia i wywołało liczne pożary. O godz. 10.24 krążownik "Dorsetshire" dobił "Bismarcka" dwiema torpedami. Pancernik przewrócił się i zatonął ok. 10.40. Zginęło 2106 marynarzy i oficerów, uratowano tylko 115 ludzi. Po raz kolejny okazało się, że na świecie nie ma niezatapialnych jednostek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski