Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Błądzimy w lesie znaków

Arkadiusz Maciejowski
Ulica św. Krzyża w Krakowie. Na 400-metrowym odcinku stoją 44 znaki
Ulica św. Krzyża w Krakowie. Na 400-metrowym odcinku stoją 44 znaki Anna Kaczmarz
Kontrowersje. Blisko dwa lata temu powstał projekt, dzięki któremu miało być mniej znaków na drogach. Dopiero teraz będzie... analizowany

Drogi praktycznie całej Małopolski przypominają wielką czytelnię. Tylko w Krakowie ustawionych jest ok. 50 tysięcy znaków. Dla porównania, w niewiele mniejszej Łodzi jest ich... zaledwie ok. 22 tysięcy. Eksperci alarmują, że większości znaków i tak kierowcy nie są w stanie odczytać. Co więcej, taki "las tablic" może powodować niebezpieczne sytuacje na drogach.

- W kodeksie drogowym z lat 60. było około 160 znaków, w tej chwili jest ich już 400 - wyjaśnia dr Jan Unarski, kierownik Zakładu Badania Wypadków Drogowych Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie.

Choć nie da się wprost wykazać, że zbyt duża liczba znaków była przyczyną części wypadków na drogach, jasne jest, że ich nagromadzenie może rozpraszać kierowców tak samo jak rozmowa przez telefon. - Kierując pojazdem, jesteśmy w stanie zauważyć tylko co któryś znak.

Potrzebujemy ok. 0,7 - 1,5 sek., aby zapoznać się z treścią jednego. Na wielu ulicach Krakowa musielibyśmy zwalniać lub się zatrzymywać, aby przeanalizować wszystkie - wskazuje dr Unarski.

Sprawdziliśmy to. Nasi reporterzy wybrali się na ul. św. Krzyża w Krakowie. Najpierw, idąc piechotą na odcinku liczącym ok. 400 m, naliczyli aż 44 znaki. Następnie testowaliśmy, ile znaków uda się tam dostrzec podczas kierowania autem. Wysłany tam kierowca zobaczył tylko 31 znaków. A podobnych ulic w naszym mieście jest mnóstwo.

Przepisy do zmiany
Dr Unarski podkreśla również, że w Polsce można umieszczać do trzech znaków na jednym słupku, ale nie ma niestety przepisów mówiących o tym, jak często mogą stać znaki oraz jakie mogą być reklamy w ich pobliżu. To daje zarządcom dróg wielką swobodę. Tymczasem powinni robić analizy, czy kierowca jest w stanie zauważyć kolejny stawiany znak.

Zdaniem ekspertów w dużym mieście, takim jak Kraków warto byłoby zrezygnować z wielu znaków informacyjnych (np.: wulkanizator, hotel, restauracja itp.). - Są urządzenia, za pomocą których można łatwo zbadać, ile procent znaków "przeskanował" swoim wzrokiem kierowca. Powinny też być jasne zasady, że przy newralgicznych znakach, takich jak STOP czy ustąp pierwszeństwa przejazdu, nie stawiamy już innych, aby nie rozpraszać kierujących - argumentuje dr Unarski.

Specjaliści szkolący kierowców mówili rok temu na łamach "DP" o korzyściach płynących ze zmniejszenia liczby znaków: - W Niemczech i Danii w wybranych miejscowościach usunięto wszystkie znaki. Efekt testu był taki, że ruch na ulicach stał się płynniejszy i bynajmniej nie wpłynęło to negatywnie na bezpieczeństwo - wyjaśniał Andrzej Lubertowicz z Akademii Bezpieczeństwa w Ruchu Drogowym SAFE2DRIVE.

Niestety, mimo apeli ekspertów na ulicach stolicy Małopolski znaków zamiast ubywać, regularnie przybywa. Jednym z powodów jest poszerzanie strefy płatnego parkowania, która wymusza dostawianie setek tablic informujących o miejscach, gdzie pobierana jest opłata za postój. - Właśnie znaki przy wjazdach do strefy płatnego parkowania, które mają po kilka linijek tekstu, są najbardziej absurdalne. Wiadomo, że nikt jadący ich nie przeczyta - zaznacza dr Unarski.

Urzędnicy miejscy twierdzą natomiast, że znaków mogłoby być mniej, gdyby... kierowcy lepiej znali przepisy. - Dlatego w niektórych przypadkach (np. przy zakazie parkowania) jesteśmy zmuszeni postawić znak, choć już z przepisów ogólnych wynika, że w danym miejscu i tak parkować nie wolno - przekonuje Piotr Hamarnik z Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu.
Znaki plus reklamy
ZIKiT stara się tak zmieniać organizację ruchu, żeby znaków było mniej. Służyć temu ma pomysł stworzenia w Krakowie sieci skrzyżowań równorzędnych między pierwszą a drugą obwodnicą Krakowa, czyli na ulicach od Plant do Alej Trzech Wieszczów.

- Takie rozwiązanie oczywiście zmniejsza liczbę koniecznych znaków, nie trzeba informować, kto ma pierwszeństwo przejazdu, bo obowiązuje zasada pierwszeństwa dla nadjeżdżających z prawej strony - potwierdza Tomasz Seweryn, zastępca naczelnika Wydziału Ruchu Drogowego krakowskiej policji. Jego zdaniem problemem w Krakowie nie jest zbyt duża liczba znaków, tylko to, że często podczas jazdy "zlewają się" one kierowcom z mnóstwem reklam przy jezdniach.

Przykład idzie z góry
Impulsem do zmian na drogach lokalnych powinny być korekty na drogach wojewódzkich i krajowych. Jeszcze w 2012 r. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad przygotowała projekt nowelizacji rozporządzenia o znakach i sygnałach drogowych. - Chcemy, aby nowe znaki drogowe były jasne i czytelne oraz aby było ich na drogach mniej - tłumaczył Andrzej Maciejewski z GDDKiA. I zaznaczał, że nie ma powodu, by np. nad tablicą "teren zabudowany" stawiać jeszcze ograniczenie prędkości.

Projekt zmian blisko dwa lata temu trafił do Ministerstwa Transportu (obecnie Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju). Od tego czasu nie wydarzyło się praktycznie nic. W MiR deklarują jedynie, że propozycja GDDKiA, która może wpłynąć na ograniczenie liczby znaków na drogach, będzie analizowana. Kiedy? Na to pytanie nikt w ministerstwie nie umiał udzielić odpowiedzi.
Współpraca (MGO, ESZ)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski