Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Blues jest jak trans

Redakcja
Wovoka pogrążona w mrokach transowego bluesa Fot. archiwum zespołu
Wovoka pogrążona w mrokach transowego bluesa Fot. archiwum zespołu
MUZYKA. Rozmowa z gitarzystą RAPHAELEM ROGIŃSKIM, liderem zespołu Wovoka, który wystąpi dziś o godz. 21 w krakowskim klubie Piękny Pies

Wovoka pogrążona w mrokach transowego bluesa Fot. archiwum zespołu

- W jednym z wywiadów powiedziałeś: "Gram muzykę żydowską w kraju, w którym nie ma Żydów". Skąd więc ta Twoja fascynacja?

- Urodziłem się we Frankfurcie, gdzie jeszcze przetrwała żydowska diaspora. Ludzie mówili w jidysz, po ulicach chodzili rabini, ojciec śpiewał mi żydowskie kołysanki. To była taka oaza uchodźców z dawnej Europy Wschodniej. Religia jednak nie odgrywała tam większej roli. Gdy wróciłem do Polski, trafiłem w pustkę. Brakowało mi tego, co miałem we Frankfurcie. I znalazłem to w muzyce żydowskiej, którą zacząłem tworzyć w zupełnie inny sposób niż ludzie wokół. Był w niej ten sam luz i rock'n`roll, który widziałem na Zachodzie.

- Czyli Twoje poszukiwania odbywają się poza kontekstem religijnym?

- To zależy od projektu. Cukunft gra miejską muzykę żydowską, skupiając się głównie na tradycji weselnej. Gdyby nie wojna i późniejsze procesy społeczno-polityczne, dzisiaj byłoby wiele takich zespołów nad Wisłą. Pierwiastek mistyczny jest bardzo ważny w grupie Shofar. Tam banalizujemy muzykę religijną, odwołując się do tego, co było w dawnej Europie.

- Twój najnowszy projekt - Wovoka - sięga aż za ocean, do amerykańskiej kultury czarnych niewolników. Co Cię tam zawiodło?

- Kiedy miałem dziesięć lat, doznałem objawienia, słuchając Johnny'ego Lee Hookera. Kupiłem jego płytę, nie rozumiałem, o czym śpiewa, ale zacząłem sobie powoli tłumaczyć te teksty i okazało się, że opowiadają o hazardzie, upadłych dziewczynach, drobnych przestępstwach. To był ten sam klimat, który miałem w dzieciństwie, bo we Frankfurcie na każdym kroku były karty, prostytutki, kradzione samochody. I ta muzyka z lat 50. i 60. została ze mną na zawsze. Właściwie w każdym zespole o nią zahaczam. Dlatego to wcale nie jest żadna rewolucja, tylko kontynuacja. Chociaż nasza przeszłość sprawia, że rozumiemy bluesa nieco inaczej, na swój własny sposób.

- No właśnie: w muzyce Wovoki bardzo ważna jest transowość. Dlaczego?

- Podczas koncertu wprowadzamy się w stan wyższej świadomości, w którym się oczyszczamy i odnawiamy. To jakby duchowe... SPA. Trudno mi zanalizować ten proces - ale ostatnio przez cały występ leciała mi krew z nosa, wokalistka straciła świadomość, nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Były jakieś wyładowania energii, które prowadziły nas w nieznane rejony. Nazywam to rytuałem przejścia, w który zabieramy również naszą publiczność. Blues i gospel to transowa muzyka, która czasem utraciła ten rys. My staramy się przywrócić ją do korzeni.

- A nie ma sprzeczności między chrześcijańską duchowością gospel i bluesa a tą szamańską transowością?

- Myślę, że nie. Afrykańska wersja chrześcijaństwa ma niewiele wspólnego z europejskim postrzeganiem tej religii. To widać na każdym kroku - tam czary istnieją w życiu codziennym. Słynna jest historia bluesmana Roberta Johnsona, który pochodził z religijnej rodziny, a pod wpływem niewłaściwej dziewczyny odwrócił się od Boga, co jego matka tłumaczyła tym, że owa dziewczyna rzuciła na niego urok. Dlatego afrykańska religia jest bliska człowiekowi, tam Jezus czy Mojżesz istnieją przypadkowo, ona ma na celu przywrócenie sił, głosi, że jak śpiewa Blind Willie Johnson: "Problemy niedługo znikną, trzeba się tylko bardzo starać".
- Trudno było znaleźć odpowiednich muzyków do takiego niezwykłego projektu?

- Wszystko u mnie jest intuicyjne i tym razem też tak było. Kiedy usłyszałem grę Oli Rzepki na klawiszach - po prostu odpadłem. Jej styl nie był bluesowy, ale była w nim piękna poezja. Grający na perkusji Paweł Szpura jest moim znajomym z dzieciństwa, gramy razem właściwie od dziecka, już prawie dwadzieścia lat. I zawsze muzykę z lat 60. - bluesa czy psychodelię. No i śpiewająca Mewa Chabiera. To dziewczyna, która pracowała w knajpie za barem i zbierając szklanki, śpiewała. To był totalny przekaz, głos nie do końca zrobiony, ale niesamowicie poruszający. Dlatego stwierdziłem, że muszę ją mieć w zespole. Udało się - jesteśmy wszyscy razem.

Rozmawiał Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski