Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bochnia. Chcą tylko odebrać swoją własność, na przeszkodzie stoi im... burmistrz

Małgorzata Więcek-Cebula
Małgorzata Więcek-Cebula
Rodzina Reginy i Henryka Apel z USA miała przed laty dom z działką przy głównej ulicy Bochni Chcą odzyskać majątek powołując się na dokumenty, ale przede wszystkim wpis do księgi wieczystej

Twierdzą, że nie zależy im na pieniądzach, ale odzyskaniu tego, co należało kiedyś do ich rodziny. Henryk i Regina Apel, których dziadkowie mieli przed wojną w Bochni sporą nieruchomość, chcą ją teraz odzyskać. Tymczasem Stefan Kolawiński, burmistrz Bochni, w sądzie stara się o zasiedzenie majątku położonego przy Kazimierza Wielkiego.

- Boli nas to bardzo, że w wolnym, demokratycznym kraju ktoś wyciąga rękę po coś, co nie należy do niego - mówi 76-letni Henryk Apel.

Smutny los

Dom z 5-arową działką, położony naprzeciw stadionu był własnością Saula i Reginy Nebenzahl (dziadkowie Reginy Apel). Po wybuchu wojny majątek odebrali im Niemcy, umieszczając ich w getcie. Oboje skończyli tragicznie. Saul został rozstrzelany przez hitlerowców w Baczkowie koło Bochni, jego żona zginęła z kolei w Auschwitz. Z całej rodziny wojnę przetrwała tylko Miriam, ich córka. Przeżyła obóz i w 1945 roku wróciła do Bochni.

- W tamtejszym sądzie przeprowadziła sprawę o odzyskanie majątku po rodzicach. Nie było to proste, ale zakończyło się sukcesem - wspomina pan Henryk.

Miriam nie tylko uregulowała sprawy sądowe. Zadbała także, aby w księdze wieczystej znalazł się stosowny zapis, że jest właścicielką majątku przy ulicy Kazimierza Wielkiego.

Z Bochni do USA

Ponieważ życie w powojennej Polsce nie było łatwe, mama Reginy Apel zdecydowała się na wyjazd do Izraela. Opiekę nad majątkiem powierzyła swojej dobrej znajomej Janinie Maszewskiej.

- Przez cały czas moja teściowa utrzymywała z nią kontakt listowny. Po kilku latach opiekunka majątku poprosiła jednak, aby więcej do niej nie pisała, bo w Polsce w związku z tą korespondencją ma kłopoty - wspomina pan Henryk.

W 1983 roku Maszewska z powodów osobistych zrezygnowała z administrowania budynkiem, oddając go ówczesnemu naczelnikowi miasta. Edward Sitko zarząd nad budynkiem przyjął i zaraz powierzył Rejonowemu Przedsiębiorstwu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Bochni. - Przez wiele lat miasto korzystało ze znajdujących się w budynku lokali, pobierając za to oczywiście czynsz - mówi pan Henryk.

Wykonywano też pilne remonty, wpisując je do hipoteki budynku. - Ten zapis był zabezpieczeniem. Świadczy to o tym, że samorząd chciał te pieniądze odzyskać od prawowitego właściciela - podkreśla Apel.

Powrót do korzeni

W 2010 roku Apelowie postanowili odwiedzić Bochnię. Chcieli zobaczyć miasto, o którym tyle opowiadała im Miriam (zmarła w 1995 roku).

Obejrzeli wówczas budynek, który pozostał po ich przodkach. Z pomocą adwokata rozpoczęli również starania o nabycie praw do spadku.

Podczas jednej, krótkiej wizyty, niestety nie udało się im załatwić wszystkich formalności. W lutym 2012 roku w wydziale ksiąg wieczystych Sądu Rejonowego w Bochni pozostawili swój adres, jakby przeczuwając, że coś złego może stać się z ich własnością.

Dla miasta?

Okazało się, że przeczucia ich nie myliły. Adwokat prowadzący ich sprawy spadkowe dowiedział się, że o nabycie praw do tej nieruchomości wystąpił burmistrz Bochni, reprezentujący miasto.

Samorządowiec złożył wniosek o zasiedzenie budynku wraz z działką. Burmistrz we wniosku złożonym w sądzie przekonywał, że stał się właścicielem samoistnym w 1990 roku.

Samorządowiec zwrócił też uwagę, że po wojnie właściciele budynku przestali się interesować majątkiem.

We wniosku o zasiedzenie tej nieruchomości, który został skierowany do sądu, podkreślał, że na początku lat 60. w budynku prowadzono poważne roboty budowlane za ponad 74 tysiące złotych.

Podniósł jednocześnie, że zasiedzenie tej nieruchomości nastąpiło w 2013 roku, a więc 30 lat od przejęcia tego obiektu we władanie przez RPGKiM.

Atak na własność?

Wniosek o zasiedzenie Apelowie traktują jako zamach na ich własność. Zwracają uwagę, że swoim majątkiem interesowali się od dawna.

- W tym przypadku nie może być mowy o zasiedzeniu, bo przecież samorząd nigdy nie był posiadaczem samoistnym, tylko zarządcą - podkreślają.

Przyznają, że o remonty nie prosili. Te, które zostały wpisane do hipoteki w 1960 roku, kosztowały 74 tys. zł - czyli według nich, bardzo niewiele.

Dziwi ich fakt, że mocno została zaniżona wartość 5-arowej działki przy głównej ulicy miasta.

We wniosku burmistrza oszacowano ją na 50 tys. zł, podczas gdy grunty po sąsiedzku wyceniane są zdecydowanie wyżej.

Rozprawa w sprawie zasiedzenie tej nieruchomości zaplanowana jest w bocheńskim sądzie na koniec listopada.

Asystent burmistrza Bochni na pytanie, dlaczego stara się o zasiedzenie nieruchomości, której znany jest właściciel - nie odpowiedział nam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Bochnia. Chcą tylko odebrać swoją własność, na przeszkodzie stoi im... burmistrz - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski