Fot. Julia Popławska-Walusiak
Jak doszło do powstania "Modlitwy smoleńskiej"?
- W katastrofie zginęły osoby, z którymi spotykałem się w swoim życiu osobistym i zawodowym. Wśród nich byli również prezydenci Polski: Lech Kaczyński i Ryszard Kaczorowski. Ten pierwszy 19 marca 2010 r. uhonorował mnie Krzyżem Kawalerskim Polonia Restituta za działalność w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów. Dobrze znałem dwie osoby: Janusza Kurtykę oraz Stefana Melaka. Z byłym prezesem IPN znałem się przede wszystkim w związku z moją wieloletnią współpracą z Instytutem, dla którego zrobiłem kilka filmów. Niezwykle ceniłem Janusza Kurtykę, jego dokonania jako dyrektora krakowskiego oddziału, a później prezesa IPN. Ze Stefanem Melakiem, przewodniczącym Komitetu Katyńskiego, spotkałem się przy okazji realizacji filmu o księdzu Wacławie Karłowiczu (1907-2007), gdy ten 100-letni wówczas kapłan odbierał nagrodę IPN "Kustosz Pamięci Narodowej" m.in. za dążenie do prawdy o zbrodni katyńskiej.
- Jak doszło do wyjazdu na miejsce tragedii?
- Propozycję otrzymałem od Adama Kality, mojego starszego kolegi z NZS. Pod koniec października powiedział mi, że 11 listopada wyjeżdża do Smoleńska i Katynia grupa osób w celu poświęcenia krzyża, który stanie na miejscu katastrofy, i zamontowania na znajdującym się tam głazie tablicy przypominającej o tym, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r. Głównym celem wyprawy miało być więc upamiętnienie ofiar tragedii. Głaz - dodam - przyniesiony został krótko po katastrofie przez nieznanych mieszkańców Smoleńska.
- Wahał się Pan?
- Ani chwili. Adam Kalita poprosił mnie, abym wziął kamerę. Dla mnie, dokumentalisty, była to oferta nie do odrzucenia. Nie bez znaczenia był też mój emocjonalny związek z tragedią smoleńską, ponieważ bardzo mocno ją przeżyłem i przeżywam.
- Kim byli pozostali uczestnicy wyjazdu?
- W kilkunastoosobowej grupie były m.in. Zuzanna Kurtyka i Marta Merta, wdowy po ofiarach katastrofy. Pojechaliśmy mikrobusem, do którego Andrzej Melak, brat Stefana Melaka, włożył w Warszawie wspomnianą już tablicę. Wyjechaliśmy z Krakowa, kierując się do granicy białoruskiej. Po drodze odwiedziliśmy Kuropaty, dziś już dzielnicę Mińska, miejsce pochówku około 250 tys. ofiar NKWD, w tym Polaków (wg tzw. listy białoruskiej w Kuropatach spoczywa 3872 naszych rodaków wymordowanych w kwietniu i maju 1940 r. - red.). Mogę powiedzieć, że była to półkonspiracyjna wyprawa, ponieważ nie mieliśmy zgody władz białoruskich i rosyjskich na przewiezienie tablicy oraz jej zamontowanie na miejscu tragedii.
- Polski czy rosyjski kapłan poświęcił krzyż, który stoi na miejscu katastrofy?
- Polski kapłan pracujący w Smoleńsku. Miałem ten honor, że przybiłem do krzyża tablicę informującą, dlaczego stoi w tym miejscu i komu jest poświęcony. W filmie Marta Merta opowiada, że Rosjanie, którzy w Smoleńsku wykonali krzyż, jak dowiedzieli się, gdzie stanie, to nie przyjęli zapłaty.
- Poświęcenie krzyża i przytwierdzenie tablicy odbyło się 13 listopada 2010 r. Jak wyglądało miejsce tragedii?
- Podobnie jak 10 kwietnia. Pełno było błota, niewiele słońca, za to wiał silny wiatr. Wszystko sprawiało przygnębiające wrażenie.
- Jak powstał film od strony technicznej?
- Miałem bardzo mało czasu na przygotowanie się do jego realizacji, w tym, a może przede wszystkim na zebranie odpowiednich pieniędzy, by zatrudnić ekipę do pracy przy filmie. Zdjęcia w większości nakręciłem sam. Niezwykły wkład wniósł także krakowski aktor Jakub Kosiniak, który przeczytał wykorzystaną w filmie "Litanię Narodu Polskiego".
- Zauważyłem, że w filmie są fragmenty nagrań innych osób.
- Skorzystałem m.in. z nagrania moich kolegów z IPN, którzy byli w Katyniu 10 kwietnia 2010 r., a dzień później przyjechali na miejsce katastrofy. Nie mogli co prawda podejść blisko wraku samolotu, ale w miarę możliwości dokumentowali sytuację na miejscu. W filmie wykorzystałem zdjęcia robione amatorską kamerą przez Dariusza Gorajczyka z krakowskiego IPN, m.in. widok pustych krzeseł na cmentarzu katyńskim. Wykorzystałem też archiwalia Telewizji Kraków; zresztą TVP Kraków jest współproducentem "Modlitwy smoleńskiej".
- W filmie kluczową rolę odgrywa "Litania narodu polskiego" (wydana po raz pierwszy w 1915 r.). Jej fragmenty przewijają się w Pana dziele. Dlaczego właśnie ten utwór?
- Po pierwsze, od dawna uważam tę modlitwę za ważną. Niesie bowiem głębokie przesłanie, pokazuje nierozerwalny związek narodu polskiego z Bogiem. Po drugie - brakuje nam obecnie tej wiary, która umacniała nas przez wieki.
- Dlaczego?
- Być może poczuliśmy się na tyle już pewni, wyzwoleni, niepodlegli, zamożni, że zapominamy o Bogu. A nie mamy do tego prawa, zobowiązani testamentem poprzednich pokoleń.
- Bo Bóg się od Polski odwróci?
- W Starym Testamencie Bóg mówi, co stać się może z narodem, który się od Niego odwraca. Uważam, że także w ciężkich chwilach powinniśmy ufać Bogu, wierzyć w Jego miłosierdzie i pokładać w Nim nadzieję.
- "Litania narodu polskiego" ma być rodzajem przesłania dla widzów?
- Tak. Nie chciałem, by dokument ograniczył się wyłącznie do zapisu wydarzenia, nawet tak istotnego, jak poświęcenie krzyża i przytwierdzenie tablicy pamiątkowej do głazu. Tragedia smoleńska powinna pełnić rolę swego rodzaju ostrzeżenia. Bóg najbardziej doświadcza tych, których najbardziej kocha. O tym także można przeczytać w Biblii.
Rozmawiał Włodzimierz Knap
Dzisiaj w prezencie z "Dziennikiem Polskim" płyta z filmem dokumentalnym "Modlitwa smoleńska"
Firmom: Wydawnictwo Biały Kruk, Przedsiębiorstwo Handlowo-Budowlane Emkart Tadeusz Trzaska, Jarosław Trzaska, Marek Trzaska oraz Krakchem Sp. z o.o. dziękujemy serdecznie za wsparcie przy wydaniu płyty z filmem "Modlitwa smoleńska"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?