Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ból nadal daje się we znaki

Redakcja
Fot. Wacław Klag
Fot. Wacław Klag
ROZMOWA. Z Agnieszką Gąsienicą Daniel o przygotowaniach do startu w Vancouver i agresji na stoku

Fot. Wacław Klag

Jak udały się treningi w Limanowej? - pytamy 22-letnią zakopiankę Agnieszkę Gąsienicę Daniel.

- Bardzo dobrze, wszystko poszło zgodnie z planem. Tomek Wydra wszystko świetnie przygotował, miałam też na stoku swoją publiczność, bo wiele osób dowiedziało się o moim treningu z gazety.

Trasa na Łysej Górze nie jest zbyt łatwa dla Pani?

- Fakt, nie jest wymagająca, jedna z łatwiejszych, na jakich dotychczas trenowałam, ale tego właśnie z trenerem potrzebowaliśmy. Po przerwie poświęconej na leczenie piszczeli chciałam potrenować niedociągnięcia techniki.

Kości piszczelowe już nie bolą?

- Nie są do końca wyleczone, odczuwam ból, choć nie tak duży jak poprzednio. Teraz czeka mnie jeszcze pięć dni zabiegów w Zakopanem. Lekarze uważają, że do pełnego zaleczenia urazu potrzeba znacznie więcej czasu, nawet kilku tygodni, ale wiadomo, że 8 lutego czeka mnie wylot do Vancouver, a następnie start olimpijski.

Wystartuje Pani we wszystkich konkurencjach poza otwartym zjazdem, ale największe szanse na dobry wynik ma Pani w gigancie.

- Oczekiwania są duże, bo pokazałam w Aspen, gdzie zajęłam 20. miejsce, że mogę powalczyć ze światową czołówką. Ale nie nastawiam się na konkretne miejsce. Myślę tylko o tym, by zjechać do mety jak najszybciej się da.

A jaki wynik w pełni by Panią satysfakcjonował?

- Zakładając, że z każdego kraju będzie tylko po cztery rywalki, a więc mniej niż na co dzień w zawodach o Puchar Świata, marzę o miejscu między 10 a 15.

Debiut na igrzyskach nastąpi 14 lutego i od razu będzie to występ w zjeździe do superkombinacji. Miała Pani okazję potrenować tę konkurencję?

- W lecie miałam cztery dni treningów zjazdowych plus dwa przed pucharowym startem w Val d'Isere, no i sam występ w Pucharze Świata. To razem siedem dni, do tego kilka dni ćwiczeń supergiganta. Wiem, że to mało, o wiele za mało, by myśleć o dobrym wyniku. Ale i tak sporo więcej niż u Rolanda Baira.

Dlaczego poprzedni trener nie prowadził treningów szybkościowych?

- Bał się o nas. Mówił, że mamy za małą grupę, by ryzykować. "Jak się was trzy rozwali, to zostanie mi tylko jedna" - mawiał. Livio Magoni jest inny, uważa, że dzięki oswojeniu z szybkością będziemy mieć lepsze wyczucie śniegu i poprawimy technikę.

I to rzeczywiście pomaga?

- O tak, zrobiłam postęp, lepiej jeżdżę na krawędziach nart. No i poczułam się pewniej. Gdy się rzadko startuje w zjazdach, to na górze jest strach, duża adrenalina, nie wiadomo, jak wypuszczać narty, by nie stracić nad nimi panowania. Za to gdy się dotrze na metę, czuje się wielką satysfakcję.

A co ze slalomem?

- Sądzę, że nie odstaję w tej konkurencji, mogę osiągać wyniki na poziomie giganta, na którym w ostatnim czasie się skupiłam, żeby zdobyć kwalifikację olimpijską. Odsuwałam na bok slalom, mam więc gorsze punkty FIS, a co za tym idzie gorsze numery startowe, co oznacza, że trudniej mi się przebić, gdy trasa jest już zniszczona.

W trakcie sezonu nagle okazało się, że w kadrze odbędą się wewnętrzne kwalifikacje. Słyszałem, że to wprowadziło w waszej grupie nerwowość przed kolejnymi startami w Pucharze Świata. Czy to był więc dobry pomysł?

- Według mnie niezbyt korzystny dla nas. Przed zawodami Pucharu Świata w Aspen były slalomy FIS w Vail i ta, która z nas zjechała najlepiej zdobywała prawo występu w slalomie PŚ. Podobnie było na początku zimy po powrocie do Europy. Zdarzało się, że kwalifikacje odbywały się na płaskiej trasie i na miękkim śniegu, a start pucharowy na bardzo nachylonym, zlodzonym stoku. A lepiej byłoby dobierać zawodniczki do warunków, bo np. ja lubię bardzo strome trasy. W ostatnich tygodniach trener już nie robił kwalifikacji i nie dopuszczał mnie do slalomu, bo miałam zagwarantowane starty w gigancie PŚ jako zawodniczka z pierwszej "60" na świecie, a Ola Kluś i Kaśka Karasińska jeszcze walczyły o występ na igrzyskach.

Może trzeba było ustalić inne reguły gry?

- Chyba nie było innego sposobu, bo w grupie byłyby kłótnie.

Słynie Pani z nadmiernej agresji na stoku, która sprawia, że często nie kończy Pani ważnych zawodów.

- Przez tę agresję brakuje mi precyzji przy mijaniu tyczek. Nie wiem, jak to ująć... Gdy zjeżdżam, staram się dać z siebie wszystko, staram się grzać w dół i innej drogi nie ma. W Aspen miałam "czystą" głowę, dostałam się do drugiego przejazdu, walczyłam i udało się. Na pewno jednak w przyszłym sezonie będę musiała popracować, żeby nie popełniać błędów i takich przejazdów było jak najwięcej.

W jaki sposób można okiełznać tę agresję?

- Sama pracuję nad tym mentalnie, nie mamy w kadrze psychologa. Powinny też pomóc treningi supergiganta.

Dlaczego Pani nie współpracuje już z trenerem przygotowania fizycznego Jackiem Choynowskim?

- W ubiegłym roku współpracowałam, ale nie wyszło. Złożyło się na to wiele przyczyn, wolałabym o nich nie mówić. Teraz mną i Olą Kluś zajmuje się fizjolog z Włoch. To dobry znajomy naszego trenera, jest na bieżąco informowany przez Livio, ile przejechałyśmy bramek, jak wyglądają nasze treningi. Są one dostosowywane do naszej kondycji. Włoch będzie na igrzyskach w Vancouver, bo prowadzi także swoją rodaczkę Danielę Marighetti, Argentynkę Marię Belen Simari Birkner i kilku innych sportowców.

Jest Pani zadowolona z pracy z Magonim?

- Tak, bardzo dobrze się rozumiemy. Choć początki były trudne, bo zmiana trenera została dokonana w trakcie poprzedniego sezonu, a Livio chciał szybko wszystko zmieniać. I do końca sezonu już nam nie szło, bo obok startów było dużo zajęć poświęconych technice i pracowałyśmy na dużym zmęczeniu. Na dodatek pojawiły się u mnie bóle piszczeli i w efekcie mistrzostwa świata w Val d'Isere były niezbyt udane.

Czy sprzęt, który zabiera Pani do Vancouver spełnia Pani oczekiwania?

- Tak, od siedmiu lat jestem wierna Rossignolowi, ta firma dostarcza mi narty, wiązania i buty. Dostaję tyle par nart, ile potrzebuję, nawet jeśli zmieniam je bardzo często. Gdy potrzebowałam twardszych butów, to zaraz dostałam nowy model. Otrzymuję sprzęt za darmo, a ponadto firma płaci mi premie za wyniki. Po tym sezonie wygasa kolejny, dwuletni kontrakt i będę prowadzić rozmowy z Rossignolem na temat jego przedłużenia.

Może po dobrym występie na igrzyskach dostanie Pani oferty z innych firm?

- Bardzo możliwe, więc nie wykluczam, że będę też testować inne narty.

Rozmawiał KRZYSZTOF KAWA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski