Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bomby i bombonierki

Redakcja
Sprawy duże i małe

   O tym, że wizyta u lekarza w ramach ubezpieczenia zdrowotnego, na które tracimy rocznie sporo pieniędzy, jest stresem, pisałam już wielokrotnie. Nie zdawałam sobie jednak sprawy, że na to samo mogę liczyć w prywatnej przychodni.
   Zaczęło się od tego, że otrzymałam z zakładu pracy skierowanie na badania okresowe. Ponieważ pamiętałam, ile czasu i zdrowia kosztowało mnie zrobienie ich w ośrodku publicznym, postanowiłam, że tym razem udam się do poradni prywatnej. Pomyślałam: skoro i tak mam płacić, niech mam ten luksus, że wszyscy będą się do mnie uśmiechać, badania zrobią mi super specjaliści i w kolejkach czekać nie będę.
   Nic bardziej mylnego!
   Najpierw zadzwoniłam, by zapytać, kiedy przyjmuje lekarz i kiedy mogę wykonać badania. Uprzejma pani poinformowała mnie, że mogę przyjść w dowolnym dniu, więc przyszłam w piątek - i tu czekało mnie pierwsze rozczarowanie.
   - Lekarza medycyny pracy nie ma, bo w piątki nigdy nie przyjmuje. Nikt z personelu nie mógł udzielić pani innej informacji - skwitowała moje oburzenie opryskliwa pani w rejestracji, do której dostałam się czekając w kilkuosobowej kolejce. Pomyślałam: skoro już przyszłam, to zrobię chociaż badanie krwi, które jest do badań okresowych potrzebne. Skierowano mnie do pracowni analityki z zaznaczeniem, że będę musiała jednak zapłacić za to dodatkowo. Odczekałam więc swoje w następnej kolejce, a gdy weszłam do gabinetu, znowu sprowadzili mnie na ziemię. - Jak pani robi to do badań okresowych, to nie ma sensu, by płaciła pani dodatkowo. Proszę iść do rejestracji, zapłacić za całość badań i przyjść z dowodem wpłaty. Nie wiem, dlaczego ktoś wprowadził panią w błąd - stwierdziła tym razem bardzo uprzejma i uśmiechnięta pani.
   Wróciłam więc do rejestracji. Gdy znowu przyszła moja kolej wyjaśniłam, o co mi chodzi i przyznam szczerze, nie omieszkałam dodać, co sądzę o samej pracownicy, która dezinformuje pacjentów. - Nic takiego nie powiedziałam. Nie wiem, o co pani chodzi, ciągle się pani czepia - usłyszałam listę zarzutów. Kwitek jednak otrzymałam po uiszczeniu 70 zł i wróciłam do analityki. Poinformowano mnie, że mam przyjść we wtorek o godz. 16.00, bo wtedy będzie przyjmował lekarz.
   - Tylko proszę być punktualnie! - pouczyła mnie pani.
   We wtorek rzuciłam wszystko, by przybyć na czas. Ale lekarz spóźnił się 50 minut, bez żadnego przepraszania, czy wyjaśnień. Okazało się też, że przede mną jest jeszcze 7 osób, więc znów traciłam cenny czas w kolejce. Nie obeszło się też bez konfrontacji z "uprzejmą" panią z rejestracji. Gdy zapytałam, w którym pokoju przyjmuje lekarz i dlaczego jeszcze go nie ma, usłyszałam: - Pani ma ciągle o coś pretensje. Niech pani czeka tak jak inni - mówiła niespokojnym głosem pracownica.
   W końcu upragnione zaświadczenie o zdolności do pracy dostałam, ale po raz kolejny przekonałam się, że sytuacja w służbie zdrowia - i publicznej, i prywatnej - zakrawa na kpinę. Płacenie horrendalnych składek na ubezpieczenie nie daje mi żadnej gwarancji na fachową i miłą obsługę. Gwarancji nie daje mi też wyłożenie dodatkowych pieniędzy z prywatnej kieszeni. Zastanawiam się więc, co trzeba zrobić, by przy okazji badania nie rozchorować się na nerwy. Może oprócz ekstra kasy powinnam dorzucić bombonierkę?
   Obawiam się, że coraz więcej pacjentów wolałoby jednak dorzucić bombę...
Eliza Jarguz

Potrzebny dialog

   Ponad 200 osób stawiło się na spotkaniu informacyjnym przed warsztatami lokalnego ożywienia gospodarczego w powiecie oświęcimskim. Byli samorządowcy różnych szczebli, szefowie urzędów i instytucji, przedsiębiorcy, a więc niemal wszyscy, którzy mają bezpośredni lub przynajmniej pośredni wpływ na lokalny rynek pracy. Zebrali się podobno z przekonaniem, że za 4 miesiące powstaną projekty, które przyczynią się, jeśli już nie do spadku bezrobocia w powiecie oświęcimskim, to przynajmniej do powstania kilkudziesięciu miejsc pracy.
   Pozostaje mieć tylko nadzieję, że tak właśnie będzie. Z drugiej strony trudno zrozumieć, jak w tej całej dyskusji o przyszłości Oświęcimia i powiatu, pomija się sprzedaż Firmy Chemicznej Dwory S.A., ciągle przecież największego pracodawcy w tym mieście.
   Najpierw były plotki, ale niedawno prezes Firmy oficjalnie poinformował o takich przymiarkach. Niczego jeszcze wprawdzie nie przesądził, ale skądinąd wiadomo, że wszystko rozstrzygnie się do końca roku. W roli nabywcy wymieniany jest najczęściej PKN Orlen i panuje opinia, że byłoby to z korzyścią dla oświęcimskiej chemii. Mówi się jednak także o kapitale zagranicznym: amerykańskim, francuskim i włoskim. Niezależnie jednak od tego, kto zostanie właścicielem Dworów, może to mieć bardzo konkretny wpływ na przyszłość miasta i jego mieszkańców. Przedstawiciele Powiatowego Urzędu Pracy nie ukrywają, że na podstawie dotychczasowych doświadczeń związanych ze zmianami właścicieli, można oczekiwać różnych scenariuszy, w tym dalszych działań restrukturyzacyjnych, co tłumacząc na ludzki język oznacza po prostu zwolnienia. A przecież Dwory są nie tylko największym pracodawcą, ale także płatnikiem do miejskiej kasy. Kibice wreszcie mogą zapytać, a co będzie z obiektami sportowymi?
   Póki co nie słychać, aby ktoś w mieście zastanawiał się na tymi pytaniami i ewentualnymi konsekwencjami sprzedaży Dworów. Dialog między miastem i Firmą od dawna się nie układa, ale chyba przyszła najwyższa pora, aby to zmienić.
Andrzej Majewski

Lekcja pokory dla burmistrza

   Dopiero niedawno zacząłem doceniać twórczość Stanisława Jerzego Leca. Czytając jedną z jego fraszek nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że jedna z nich z czymś mi się intensywnie kojarzy... Po chwili zastanowienia już wiedziałem - przecież to jasne jak słońce, że ten dwuwiersz jak ulał pasuje do naszego burmistrza i jego świty! Fraszka brzmi tak: "Politycy zasięgają porad gastrologów: co obywatel może jeszcze strawić". Prawda, że mam rację? Przykład pierwszy z brzegu - plany likwidacji niektórych szkół i przedszkoli. Temat ten przez kilka tygodni nie schodził z ust mieszkańców całej gminy. I tu pewnie nasze szanowne władze się zdziwią, bo wcale nie mam zamiaru krytykować tego zamiaru. Zamiaru nie, ale próby wcielenia go w życie. Burmistrz zupełnie nieoczekiwanie przywalił z grubej rury, tylko na co liczył? Że lud jednogłośnie go poprze i wykaże daleko idące zrozumienie dla coraz bardziej widocznego dna miejskiej kasy? Że ludzie z pokorą przyjmą stanowisko wybrańca narodu i nie padną absolutnie żadne słowa sprzeciwu? No cóż, może burmistrzowi wydawało się, że lud ciemny jest i zapatrzony w niego jak w wyrocznię. Błądzić jest rzeczą ludzką, dziwi tylko fakt, że aż takie potknięcia zdarzają się komuś, kto dopchał się na wysokie stanowisko. Chyba, że docelowo zakładał objęcie stołka tylko na jedną kadencję. A przecież można było inaczej, łagodniej i przede wszystkim nie w ostatniej chwili. Dlaczego za pięć dwunasta podejmuje się tak poważne decyzje - nie wiem, ale widocznie są mądrzejsi i świetnie to wiedzą. Tylko że taki nokaut, m. in. dla rodziców, czyli najbardziej zainteresowanych, nie mógł wywołać innej reakcji.
    Widmo tej likwidacji krążyło od dawna, czemu wtedy nie zaczęto na ten temat rozmawiać, nie tylko w zaciszu miejskich gabinetów? Czemu nie oswajano mieszkańców z tą myślą, że trzeba ciąć wydatki na oświatę? Może należy przestać już brać przykład z góry i zacząć być bliżej ludzi. Lekcja pokory na pewno się przydała, a pomysłodawców takiej taktyki komunikacji ze społeczeństwem wcale nam nie szkoda. Zresztą, jak widać chociażby na powyższym przykładzie, prawdziwych mężów stanu na olkuskiej ziemi brak, są za to - niestety - co najwyżej ludzie, którym się wydaje, że fajnie jest przez cztery lata posiedzieć w gabinecie burmistrza. W końcu, jak mawiał Truman - "Mąż stanu to polityk nieżyjący od piętnastu lat".
PAWEŁ ZIELIŃSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski