Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Boniek i Kałuża

JOT
PZPN (ściślej - Michał Listkiewicz i Henryk Apostel) podjął śmiałą decyzję powierzenia prowadzenia reprezentacji piłkarzy Zbigniewowi Bońkowi.

Moja dogrywka

   Śmiałą - albowiem zarazem postanowiono zmierzyć się z tezą, że wybitni sportowcy nie zostają potem znakomitymi szkoleniowcami. W latach 90. wśród kandydatów do roli selekcjonera wymieniano np. Włodzimierza Lubańskiego i Grzegorza Latę, ale na taki krok nikt się wtedy nie zdecydował. Wspomniani kandydaci nie mieli bowiem znaczącego dorobku trenerskiego. Teraz Boniek jest w podobnej sytuacji - trudno bowiem jego wyniki podczas krótkiej pracy we Włoszech uznać za rewelacyjne. Zresztą sam Boniek zszedł z ławki trenera. Aż PZPN tym razem zaryzykował.
   Jeśli przejrzeć długą, ponad 40-osobową listę polskich selekcjonerów, trudno znaleźć na niej trenerów, którzy wcześniej byli wybitnymi gwiazdami na boisku. Nawet Kazimierz Górski rozegrał w reprezentacji tylko jeden mecz (i to ten przegrany 0-8 z Danią). Dominowały w roli szefa kadry osoby, które w przeszłości były przeciętnymi piłkarzami, albo teoretykami futbolu, stołek selekcjonera zajmował też na początku lat 50. dziennikarz! Jedynie trenerzy Michał Matyas, Jacek Gmoch i Antoni Piechniczek rozegrali sporo meczów w reprezentacji, choć nie można uznać ich za gwiazdy piłkarskich boisk.
   W przeszłości PZPN dwukrotnie zdecydował się na podobny ruch jak obecnie w przypadku Bońka. Z różnym skutkiem. W 1932 r. Polska była kopciuszkiem europejskiej piłki, zmieniali się trenerzy, postępu nie było. Wtedy związek zdecydował się na wybitnego piłkarza Cracovii i reprezentacji, olimpijczyka, Józefa Kałużę. Stołek selekcjonera objął więc piłkarski praktyk, ale o niewielkim doświadczeniu trenerskim. Kałuża liczył wtedy 36 lat! Jednak PZPN miał nosa. Wybraniec z Krakowa okazał się człowiekiem na właściwym miejscu. Polacy systematycznie pięli się w górę, zajęli 4. miejsce na igrzyskach w Berlinie, zakwalifikowali do MŚ ’38, stoczyli pamiętny bój z Brazylią 5-6, a w 1939 r. pokonali wicemistrzów świata Węgrów 4-2. Kres tej drodze położyła wojna, Kałuża zmarł w 1944 r. Był zaprzeczeniem wspomnianej tezy, że wybitny piłkarz nie może być znakomitym szkoleniowcem.
   I jeszcze raz, po wojnie PZPN sięgnął po gwiazdę boisk, a był to reprezentant Polski, superstrzelec I ligi Henryk Reyman z Wisły. Sprawował funkcję selekcjonera w latach 1947-48 i 57-58, gdy pierwszy raz przychodził na to stanowisko, miał 49 lat. Niestety, jako selekcjoner nie nawiązał do swych boiskowych sukcesów.
   Dodajmy jeszcze, że w tamtych latach selekcjoner kadry miał u swego boku trenera, który doraźnie zajmował się piłkarzami. Dopiero w latach 60. te dwie funkcje zaczęły się łączyć w całość.
(JOT)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski