Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Boże, chroń Hausnera

Redakcja
TADEUSZ JACEWICZ: Z bliska

   Pogoda ustaliła się i jest dosyć przygnębiająca, ale w życiu publicznym nudów nie ma. Sensacja goni sensację, pojawiają się coraz bardziej egzotyczne kandydatury na prezydenta, wczorajszy bohater dzisiaj z trudem jest uwalniany od odpowiedzialności karnej za katastrofę śmigłowca. W hałasie informacyjnym utonęła świadomość, że w tych kilku tygodniach dzieją się rzeczy bodajże najważniejsze dla Polski od przełomu 1989 roku. Walka o stan finansów publicznych zdecyduje o przyszłości nas i naszego kraju. Jeśli zostanie wygrana, wejdziemy na szeroką, wygodną drogę do dobrobytu. Przegrana oznacza klęskę o trudnych do określenia rozmiarach.
   Budżet Hausnera i jego program oszczędności to nie sprawa jakiegoś profesora doktrynera, który lansuje ulubioną teorię ekonomiczną. To być albo nie być nowoczesnej Polski. Długo, zbyt długo odkładano uporządkowanie tej zabagnionej sprawy, bo to polityczne pole minowe. Rząd Millera wkroczył na to pole - i nie ma znaczenia, czy zrobił to dobrowolnie czy pod przymusem. Robi to, co jest dla Polski konieczne. Wszyscy powinni życzyć mu powodzenia, także ci, którzy czekają na klęskę gabinetu. W tej sprawie będzie to bowiem klęska Polski i Polaków. Wszystkich Polaków, także tych, którzy dzisiaj z uśmiechem satysfakcji obserwują szamotaninę rządu. Podróżujemy w tej samej łodzi. Jeśli zacznie nabierać wody, wszyscy będziemy zmoczeni.
   Obserwowałem z bliska w połowie lat 70. proces załamywania się finansów publicznych w W. Brytanii. Ten bogaty kraj znalazł się na krawędzi przepaści. Inflacja 26-proc., strajk za strajkiem, nędza emerytów i zapaść służby zdrowia. Wszyscy płacili za lata gaszenia problemów deszczem pożyczanych pieniędzy. Wszyscy, z wyjątkiem nielicznej grupki bogaczy, którzy po prostu przenieśli swoje pieniądze i swoje interesy gdzie indziej. Najdrożej, najboleśniej płacili najbiedniejsi. Ci nigdy nie mają ruchu, nie uciekną do rajów podatkowych, nie przeniosą się na południe Francji czy do Marbelli.
   Tak będzie w Polsce, jeśli program Hausnera nie zostanie przyjęty. Jeszcze rok, jeszcze kilkanaście miesięcy będziemy usiłowali zachować pozory moralności. Potem ruszy lawina. Pierwsi uciekną najbogatsi. Wsiądą w swoje samoloty, polecą do swoich odległych rezydencji, do trzymanych za granicą pieniędzy. W Polsce zacznie lawinowo narastać kryzys finansów i państwa. Przestaną być płacone pensje, zaczną spóźniać się emerytury i renty, eksploduje czarny rynek, powrócą rządy dolara i euro jako prawdziwych pieniędzy w przeciwieństwie do bezwartościowego złotego. Może przywrócimy sklepy Peweksu dla szczęśliwych posiadaczy "cennych dewiz"?
   To nie strachy spanikowanego inteligencika, to są fakty, które gdzie indziej wydarzyły się naprawdę i są dokładnie zdokumentowane. Ekonomia ma swoje twarde prawa, których ignorowanie nie trwa bez końca. Nieodpowiedzialne życie na kredyt kończy się zderzeniem z betonową ścianą. Nikt z tego nie wychodzi bez szwanku.
   Ci, którzy protestują przeciwko cięciom budżetowym albo nie mają pojęcia, o czym mówią, albo kłamią. Ci, którzy czynią z reformy finansów publicznych polityczną piłeczkę, którą każdy może kopnąć w dowolnym kierunku, szkodzą Polsce i Polakom. Polityk ma prawo grać o własne interesy, ale nie ma prawa szkodzić podstawowym racjom strategicznym kraju.
   Brytyjczycy mieli szczęście, że pojawiła się Margaret Thatcher i twardo zrobiła to, co łagodniej i skromniej usiłuje czynić prof. Jerzy Hausner. Program ratowania W. Brytanii zaczął się od ostrego zaciskania pasa. Potężne związki zawodowe, które od lat wyciskały subsydia od państwa: górnicy, kolejarze, energetycy, portowcy, usiłowały obalić Żelazną Damę. Poniosły porażkę, na szczęście dla W. Brytanii i Brytyjczyków.
   Poczułem obrzydzenie oglądając sceny z sali Sejmu, kiedy po przegranym przez rząd głosowaniu zwiększającym o 550 milionów złotych subsydia dla PKP niektórzy posłowie poderwali się z miejsca, oklaskując strzelenie rządowi gola. To była bramka samobójcza. W PKP można wrzucić 550 milionów, można wrzucić pięć miliardów - bez skutku. Ta zramolała struktura, rządzona przez kilkuset związkowych aparatczyków, zmarnuje każde pieniądze. Cokolwiek jej się da, klozety będą śmierdzieć, pociągi spóźniać, konduktorzy kraść pieniądze za bilety. Bez oparcia się szantażowi strajkowemu i konfrontacji z bezczelnością związkowych urzędników kiedyś się nie obejdzie. Odsuwamy ten moment, ale pamiętajmy, że im później nastąpi, tym gorzej.
   Hymn brytyjski ma kluczowe zdanie "God save the Queen" (Boże, chroń królową). Hymn polskiej gospodarki powinien dzisiaj zaczynać się od frazy "Boże, chroń Hausnera". Ten mądry człowiek wykazał się odwagą i charakterem, hamując rozpad państwowych finansów. Nie może przegrać, jakiekolwiek są łamańce parlamentarnej arytmetyki. Jego porażka będzie bowiem naszą katastrofą. Długo się po niej nie podniesiemy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski