Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brak pieniędzy publicznych pogoni partie do pracy czy je skorumpuje

Włodzimierz Knap
Za utrzymaniem finansowania partii z budżetu jasno opowiada się między innymi PiS i jego kandydatka na premiera Beata Szydło
Za utrzymaniem finansowania partii z budżetu jasno opowiada się między innymi PiS i jego kandydatka na premiera Beata Szydło Grzegorz Jakubowski
Referendum. Czy jest Pan/Pani za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii z budżetu państwa? To jedno z trzech pytań, na jakie odpowiadać możemy 6 września w referendum zarządzonym przez Bronisława Komorowskiego. O co w nim chodzi?

Obecnie już tylko ok. 85 proc. Polaków jest przeciwko płaceniu na partie z pieniędzy publicznych. Tylko, bo jeszcze w roku 2010 takie zdanie wyrażało 95 proc. badanych.

Zwolenników łożenia na największe ugrupowania z kasy państwa przybywa głównie dlatego, że za takim rozwiązaniem kategorycznie opowiadają się liderzy PiS, SLD i PSL, a także wyraźna większość osób zajmujących się tematyką finansowania polityki.

Choć nastawienie Polaków w tej kwestii zmienia się, to gdyby 6 września do urn poszła ponad połowa uprawnionych do głosowania (minimum 15 mln osób), dotychczasowy system niechybnie uległby zmianie. Tego wymaga konstytucja.

W jaki sposób - to miałby rozstrzygnąć przyszły parlament. Pole manewru miałby nieograniczone, bo pytanie referendalne jest bardzo nieprecyzyjne. Posłowie i senatorowie mogliby całkowicie znieść finansowanie partii z budżetu; i tak powszechnie rozumie się intencję zadającego to pytanie Bronisława Komorowskiego.

Ale przecież odpowiedź wiążąca na "nie" dałaby Sejmowi prawo do zmiany sposobu finansowania przez podniesienie nakładów na partie o każdą wartość. Przypomnijmy, że PO udało się niedawno ograniczyć łożenie na partie w ramach subwencji o 50 proc. A PiS było kategorycznym przeciwnikiem tego rozwiązania.

Partie dostają nie tylko subwencje, także dotacje
Dodajmy, że choć partie mogą bogacić się też przez zbieranie składek czy pomnażanie swojego majątku, np. lokując otrzymane pieniędze w obligacje, to niemal 90 proc. posiadanych przez nie dochodów pochodzi z kasy państwa.
Faktem jest też, że jeszcze w budżecie na 2013. r. na finansowanie partii w ramach subwencji przewidzianych było ok. 120 mln zł, a na ten rok jest już niespełna 55 mln zł. Subwencja przysługuje formacjom, które uzyskały co najmniej 3-procentowe poparcie w wyborach.

Niemal wszyscy zapominają, że oprócz subwencji partie, które dostały się do Sejmu, są też zasilane przez podatników w formie dotacji, czyli zwrotu kosztów poniesionych w kampanii. Subwencja jest wypłacana przez cztery lata raz na kwartał, dotacja zaś jednorazowa. Dzisiaj stanowi równowartość ok. 160 proc. tych pieniędzy, jakie partie mają na całą kadencję w formie subwencji.

Przeciwnicy dotychczasowego mechanizmu finansowania partii z kasy państwa ostrzegają, że zerwanie z nim spowoduje przejęcie tej roli przez ludzi bogatych, a w konsekwencji uzależnienie formacji od oligarchów. - W polskich realiach finansowanie partii z budżetu jest najlepszym rozwiązaniem. Dzięki niemu możemy wydatki partyjne lepiej lub gorzej, ale jednak, kontrolować.

Należy mieć również na uwadze, że wydawanie pieniędzy budżetowych na funkcjonowanie formacji politycznych jest formą inwestowania w demokrację - mówi prof. Marek Chmaj ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. W jego ocenie zmiana prowadzić musiałaby do niestabilności jeśli nie wszystkich, to większości partii. Oznaczałaby też konieczność poszukiwania przez nie pieniędzy z innych źródeł, nie zawsze legalnych, bo partie musiałyby z czegoś się utrzymać, a działalność polityczna jest kosztowna.

Zwolennicy likwidacji łożenia na stronnictwa z budżetu podkreślają, że obecny stan rzeczy jest skrajnie patologiczny. partie są bierne, bo wiedzą, że spore pieniądze im się po prostu należą. A o tym, jak zostaną wydane, decydują partyjni liderzy.
Dr Jarosław Zbieranek, ekspert w sprawie badania finansowania polityki z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, przekonuje: - Istota rzeczy polega na tym, że państwo daje pieniądze partiom i de facto nie interesuje się tym, co one z nimi zrobią.

Ekspertem może być nawet analfabeta
Szczególnie patologiczny jest system przeznaczania pieniędzy na tzw. fundusz ekspercki. Partie muszą na niego wydać od 5 do 15 proc. kwoty, jaką otrzymają w ramach subwencji. - Regułą jest, że partie przekazują na fundusz ekspercki dokładnie 5 proc., czyli możliwie najmniejszą wymaganą kwotę - mówi Krzysztof Lorenc, kierownik Zespołu Kontroli Finansowania Kampanii Wyborczych i Partii Politycznych w Krajowym Biurze Wyborczym. Nagminnie w tej roli występują działacze partyjni, których nie można nazwać ekspertami. A prawo pozwala na to, by w roli eksperta wystąpił nawet analfabeta.

Zdaniem dr. Zbieranka wyjściem z sytuacji byłoby, gdyby partie zamieszczały w internecie zeznania podatkowe oraz inne dane dotyczące wydatkowania pieniędzy. Konstytucja mówi bowiem wyjątkowo jasno: "Finansowanie partii politycznych jest jawne". Żadne stronnictwo nie dzieli się jednak nawet skąpą informacją, na co wydaje pieniądze w bieżącej działalności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski