Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brak własnego państwa jest piekłem

Liliana Sonik
Nie ma już Polski nad Niemnem, nie istnieją żydowskie sztetle, a w kieleckich szkołach żaden Kostriulew nie wtłacza w uczniowskie głowy pogardy dla Polski. A jednak bez wiedzy o tamtym świecie nic nie rozumiemy z dzisiejszej Polski.

Wracam do lektur, które w szkole wydały mi się nudne. Dziadek uważał, że trzeba skończyć 30 lat, by docenić smak koniaku. Z książkami jest podobnie. Z ciekawością i zachwytem czytam „Nad Niemnem” i „Meira Ezofowicza” Elizy Orzeszkowej. „Syzyfowych prac” Żeromskiego wysłuchałam w samochodzie. Poznaję środowisko pasjonujące i nieznane, jak inna galaktyka. Poznaję ludzi, którzy są naszymi przodkami. Tropię nici łączące ich z nami. Bo opowieść o świecie, którego już nie ma tłumaczy i oświetla dzisiejsze dylematy, a nawet wybory polityczne.

Większość wielkiej polskiej literatury XIX wieku powstała pod zaborem rosyjskim i tamtą rzeczywistość przedstawia. Polskie miasteczka - zapomniane przez Boga i ludzi Łżawiec i Kleryków, jak pisarz nazwał Kielce - były częścią zachodniej prowincji rosyjskiego imperium.

Czasem myślę, że nie cenimy własnego państwa, bo zapomnieliśmy, jakim piekłem był jego brak. Nie chodzi nawet o ofiary powstań, zsyłki i emigrację, ale o poddaństwo. O rusyfikacyjny walec rozjeżdżający każdą swobodniejszą myśl. O gospodarczy marazm i potworną nędzę. „Przeciętna długość życia to 27 lat dla mężczyzn i 28,5 roku dla kobiet (w Anglii 40 i 42).

Corocznie śmiercią głodową ginie w Galicji 50 tys. ludzi” - wyliczał pod koniec XIX wieku Stanisław Szczepanowski w książce „Nędza w Galicji w cyfrach”. Nie inaczej było też w świętokrzyskim. Bohater „Syzyfowych prac” Marcin Borowicz, choć szlachcic, żyje w biedzie, o jakiej nam się nie śniło, a chłopi, mieszczanie i nauczyciele w straszliwej nędzy. Taka nędza odbierała godność, lecz na tym nie poprzestawano. Upodlenie miało sięgać znacznie dalej. Żeromski opisuje działalność rosyjskich urzędników masowo przysyłanych do każdej prowincjonalnej dziury.

Szkoły (nawet podstawowe) uczyły po rosyjsku, a cel był jeszcze ambitniejszy. I realizowany. „Uczniowie klas wyższych wygłaszali referaty treści politycznej, a nawet religijno-politycznej. »Maleńcy uczeni«, jak mawiał inspektor, zarówno Rosjanie, Polacy i Żydzi, masakrowali w swych wypracowaniach nieszczęsną »Polszę«, opisywali ją jako dom niewoli, gniazdo rozbestwionej szlachty, mordującej lud ruski przy akompaniamencie okrzyków »psiakrew« i »psiadusza«. Tak przemyślanie hodowano zjawisko określone jako »specyficzny, wybitnie klerykowski wstręt do wszystkiego co polskie”.

Czy aby nadwrażliwość na to, co o nas mówią za granicą, tromtadracyjne pohukiwania z jednej strony, a z drugiej pogarda dla swego kraju i tożsamości, nie są spóźnioną schedą tamtych czasów? Podobnie jak „wybitnie klerykowska dyskredytacja tego co polskie”? Czy na tych dwu biegunach - wzgardy i upokorzenia biedą - nie budują się i dzisiaj urazy i społeczne emocje?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski