Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brązowa niespodzianka

Redakcja
Brązowe medalistki biegu drużynowego, od lewej: Luiza Złotkowska, Katarzyna Woźniak, Katarzyna Bachleda-Curuś Fot. PAP/EPA/Friso Gentsch
Brązowe medalistki biegu drużynowego, od lewej: Luiza Złotkowska, Katarzyna Woźniak, Katarzyna Bachleda-Curuś Fot. PAP/EPA/Friso Gentsch
To największa niespodzianka w polskiej ekipie olimpijskiej. Nasze panczenistki w biegu drużynowym wywalczyły brązowy medal, pokonując po emocjonującym decydującym biegu USA.

Brązowe medalistki biegu drużynowego, od lewej: Luiza Złotkowska, Katarzyna Woźniak, Katarzyna Bachleda-Curuś Fot. PAP/EPA/Friso Gentsch

BIEG DRUŻYNOWY KOBIET. Niedoceniane Polki stanęły na podium. Mamy medal w dyscyplinie, dla której nie ma w kraju odpowiedniego obiektu do treningu.

Już samo wywalczenie kwalifikacji do Vancouver dla naszej ekipy było sporym sukcesem. Polki za ocean jechały z nadziejami na dobry występ, powalczyć o 5.-6. miejsce, ale o medalu trudno było myśleć. Na poprzednich igrzyskach, gdzie debiutował bieg drużynowy, w ogóle nie było żeńskiej kadry. Dopiero później zaczęto jej budowę, powierzając to zadanie Ewie Białkowskiej, która wraz z Pawłem Abratkiewiczem poprowadziła nasze panie do medalu.

Zespół oparty jest na doświadczonej Katarzynie Bachledzie-Curuś (Poroniec Poronin), dla której były to trzecie igrzyska. Towarzyszyły jej młode debiutantki: 23-letnia Luiza Złotkowska (AZS AWF Kraków Zakopane), 20-letnia Katarzyna Woźniak (Stegny Warszawa) i - ostatecznie tylko rezerwowa w olimpijskich zmaganiach - 21-letnia Natalia Czerwonka (Cuprum Lubin). Bilet na igrzyska Polki wywalczyły właściwie rzutem na taśmę, w decydującym występie w Pucharze Świata minimalnie wyprzedziły Chinki i dzięki lepszemu czasowi (kwalifikowała się czołowa "6" PŚ i dwie następne ekipy z najlepszymi wynikami) pojechały do Vancouver.

Indywidualne starty w Richmond Oval Polkom nie wyszły. Bachleda-Curuś przed rokiem na olimpijskim torze była 5. na 1500 m podczas MŚ, w jednym z PŚ w tym sezonie też uzyskała taki wynik. Na igrzyskach była jednak dopiero 15., niżej niż przed 4 laty w Turynie. Złotkowska na 1500 m była trzecia od końca, Czerwonka ostatnia, Woźniak bieg na 3 km zakończyła upadkiem tuż przed metą i także zamknęła stawkę. Zawodniczki same podkreślały, że gdzieś zgubiły formę. Prezes PKOl Piotr Nurowski bardzo negatywnie wypowiadał się o startach panczenistów. Oceny, postawionej przed ostatnią konkurencją, będzie chyba długo żałował.

- Startując z pozycji totalnego zaskoczenia udało się nam odnieść sukces. Nikt na nas nie postawił złotówki, więc teraz niech żałuje - powiedziała oficjalnemu serwisowi PZŁS Bachleda-Curuś. - Przez ostatnie cztery lata wylałyśmy bardzo dużo potu na treningach. Nie można mówić, że ten sukces został zrobiony w rok. Cztery lata mocno pracowałyśmy, cztery lata dogrywałyśmy płynność zmian. W ostatnim momencie zmieniłyśmy ustawienie drużyny, co dało efekt. To było to, czego może brakowało wcześniej.

- Nie miałyśmy tutaj nic do stracenia. Wszystko było do zyskania. Cały czas atakowałyśmy, nie było żadnej obrony. Dużo łatwiej się atakuje niż broni i udało się - dodała Luiza Złotkowska. - Justyna Kowalczyk i Adam Małysz byli pretendentami do medali. Po nas nikt nie oczekiwał tego sukcesu. Może dlatego teraz jest taka duża radość. I to jest cudowne w sporcie, że wszystko może się zdarzyć. W tym momencie chyba udowodniłyśmy tę prawdę.

Polki, które w PŚ były najniżej sklasyfikowaną drużyną z startujących w Richmond, zanotowały trzy bardzo udane wyścigi i cieszyć się mogły ze brązowego medalu. W PŚ liczył się tylko czas przejazdu (na 2400 m), na igrzyskach rywalizowano systemem pucharowym. W ćwierćfinale biało-czerwone wyprzedziły wiceliderki PŚ Rosjanki, które jeszcze przed startem zaksięgowały sobie medal. Faktycznie, faworyzowane rywalki długo, momentami znacznie, prowadziły, ale w końcówce Lichaczowa ze zmęczenia zgubiła rytm i to Polki awansowały do półfinału. W nim zmierzyły się z Japonią, która w ćwierćfinale była szybsza tylko o 0,01 sekundy. Bieg wyglądał podobnie, Polki ponownie mocno przycisnęły na ostatnim z sześciu 400-merowych okrążeń, ale tym razem zabrakło 0,19 sekundy.
- W półfinale z Japonią może trochę za wolny był początek, ale nie ma co gdybać, bo byliśmy jedną z drużyn, która od początku do końca wytrzymywała równe tempo. Nie było dużego spadku, rozrywania się zawodniczek i to był klucz do sukcesu. Dziewczyny miały przejechać równo i nie szaleć na początku, bo potem właśnie za to się płaci i to było widać wśród innych drużyn - powiedział PAP trener Paweł Abratkiewicz.

Pozostał pojedynek o brąz z USA. Rywalki dokonały zmiany w składzie: Catherine Raney-Norman zastąpiła Nancy Swider-Peltz jr. Nie wiadomo, czy jedna z zawodniczek była za bardzo męczona (oba biegi rozgrywano w jeden dzień), czy też chciały we czwórkę stanąć na podium (medal dostają tylko startujące zawodniczki, w polskiej ekipie nie otrzymała go Czerwonka), ale przekombinowały. Także prowadziły (nawet o 0,7 sekundy), ale "nowa" w ich zespole nie wytrzymała tempa i osłabła przed metą. Równo i mocno jadące Polki wyprzedziły w końcówce rywalki.

- Wystartowałyśmy w trzech wyścigach i wszystkie były udane - mówiła po ceremonii dekoracji Katarzyna Bachleda-Curuś. - Tak jak Adam Małysz mówi o dwóch perfekcyjnych skokach, tak my możemy powiedzieć o trzech takich wyścigach. Super. Nie ma czego komentować. Jako jedna z nielicznych drużyn dojeżdżałyśmy razem na metę. Nie pogubiłyśmy się, żadna z nas nie osłabła. Tempo od startu do mety było równe. Nie notowałyśmy drastycznych spadków.

Po minięciu mety na początku było niedowierzanie, później łzy i ogromna radość. Z gratulacjami pospieszyli inni panczeniści, tym razem dopingujący z trybun, jak na kibiców przystało, z twarzami pomalowanymi w biało-czerwone barwy.

W Polsce nie ma toru w hali, na którym można by przygotować się do największych światowych imprez. Polacy trenowali w Berlinie, a i tak wtedy, gdy miejscowi zawodnicy mieli przerwę na obiad. Wprawdzie w ubiegłym roku oddano do użytku sztucznie mrożony tor w Zakopanem, ale oczywiście na otwartym obiekcie nie ma takich warunków, jak w hali, gdzie walczy się o medale.

- Teraz będziemy cieszyć się. Mam nadzieję, że z tej radości Justynie Kowalczyk zrobią porządne trasy, może i nam wybudują halę. Kto wie? Adamowi Małyszowi zbudowano skocznię. Tor kryty jest marzeniem ogromnym. Czy zostanie ono spełnione? Mam nadzieję, że medal który zdobyłyśmy będzie milowym krokiem w kierunku budowy obiektu. Przeniesie on medali więcej. Światowa czołówka nie jest daleko. Najlepsze zawodniczki nie uzyskują czasów, na które nas nie stać indywidualnie. Za cztery lata w Soczi może być zupełnie, zupełnie dobrze - dodała Bachleda-Curuś.

W finale Niemki pokonały Japonki zaledwie o 0,02 sekundy. Nie obyło się bez sensacji. W strefie medalowej zabrakło innych, oprócz Rosjanek, wielkich faworytek: Kanadyjek i Holenderek.

Na olimpijskie podium panczenistek czekaliśmy aż 50 lat. W 1960 r., na igrzyskach w kalifornijskim Squaw Valley, srebrny medal zdobyła Elwira Seroczyńska, a brązowy Helena Pilejczyk.

Artur Bogacki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski