Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brazylia nie rozpacza, Brazylia się wstydzi

Krzysztof Kawa, Belo Horizonte
Mundial 2014. Reakcja Niemców na niewyobrażalne 7:1? Spokojnie, najważniejsze przed nami

W Brazylii świat się nie skończył, życie na ulicach toczy się normalnie. - Jesteśmy w takim szoku, że nawet nie wiemy, jak zareagować - mówi nam 35-letnia Brazylijka Marisa.

- Co czujemy? Tylko wstyd i zażenowanie, bo przecież przegraliśmy u siebie. To się w głowie nie mieści - dodaje inny mieszkaniec Belo Horizonte Cassio.

W trakcie meczu Brazylii z Niemcami w strefie kibica w Recife policja użyła gazu łzawiącego, w Sao Paulo wandale podpalili dwa autobusy. Doszło do przepychanek w strefie dla fanów na Copacabanie w Rio de Janeiro i w Salvadorze. Na stadionie w Belo Horizonte po pierwszym golu na jedną z trybun wkroczyli policjanci, by uspokoić kilku krewkich kibiców. Ale zważywszy na to, co działo się na boisku, gdzie niemiecka maszyna zamieniała brazylijski futbol w miazgę, reakcje miejscowych były bardzo łagodne.

Może gdyby mecz był wyrównany, może gdyby do końca trzymał w napięciu, wywołałby silniejsze emocje. Ale pięć goli straconych w pierwszych trzydziestu minutach zmroziło wszystkich. Operatorzy telewizyjni na Estadio Mineirao starali się wyłapać twarze płaczących ludzi, ale mieli z tym problem. Jakaś zrozpaczona dziewczyna pokazywana po kilka razy, jakiś zalany łzami mały chłopiec trzymany przez ojca na rękach. I to wszystko.

- Trudno wytłumaczyć to, co stało się na boisku - mówi pomocnik reprezentacji Niemiec Toni Kroos. - Przy stanie 4:0, tak jak wszyscy na stadionie, nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.

Po pierwszym golu na stadionie w Belo Horizonte doping kibiców "Canarinhos" tylko się wzmógł. Po drugim odezwały się pierwsze pojedyncze gwizdy. Po trzecim zapadła cisza, bo rzeczywistość zaczęła przerastać wyobraźnię. Po kolejnych dwóch bramkach ci, którzy mieli dość upokorzenia, po prostu wychodzili ze stadionu.

- To już nie te czasy, gdy Brazylijczycy rozpaczali po porażce z Urugwajem w ostatnim meczu mistrzostw świata w 1950 roku. Teraz mają więcej rozrywek, futbol nie jest dla nich wszystkim - tłumaczył nam Mateus Paz z Rio de Janeiro.

Warto jednak zrobić inne odwołania do prehistorii futbolu, bo one lepiej obrazują to, czego byliśmy świadkami w Belo Horizonte. Ostatnią drużyną, która strzeliła Brazylii co najmniej pięć goli na mistrzostwach świata, była Polska w1938 roku. To był mecz, który przeszedł do historii zarówno polskiej, jak i brazylijskiej piłki.

Pięć goli (w tym cztery Ernesta Wilimowskiego) nie wystarczyło, bo Brazylia miała w swoim składzie Leonidasa i wygrała po dogrywce 6:5. Z kolei najwyższa porażka, jakiej Brazylia kiedykolwiek doznała, to 0:6 z Urugwajem w 1920 roku.

We wtorek Brazylijczycy zagrali bez kontuzjowanego Neymara, jego koszulkę wyniósł na przedmeczową prezentację David Luiz. Ale to nie Neymara zabrakło na boisku najbardziej, ale - jak słusznie, jako jeden z nielicznych, zauważył przed meczem Jose Mourinho - kapitana Thiago Silvy. W czasie gdy jego koledzy tracili kolejne gole, zawieszony za kartki środkowy obrońca "Kanarków" rozdawał na trybunach autografy.

To, co wyczyniał na boisku jego zastępca Dante, na spółkę z pomocnikiem Fernandinho, wołało o pomstę do nieba. Swoje zrobiły też straty piłki ofensywnie usposobionego drugiego ze stoperów, Davida Luiza. Kibice nie obwiniali jednak obrońców, cała frustracja została przelana na Freda. Napastnik Fluminense, który sam z siebie zrobił ofermę, był niemiłosiernie wygwizdywany przez 60 tysięcy widzów przy każdy dojściu do piłki.
Po meczu brazylijscy piłkarze bardzo długo nie wychodzili z szatni. Doszło w niej do incydentu, bo mający dobre intencje mistrz świata z 2002 roku, a obecnie komentator telewizyjny Cafu dostał od prezesa brazylijskiej federacji nakaz opuszczenia pomieszczenia. Przygnębieni piłkarze poczekali, aż przez strefę rozmów z dziennikarzami przejdą wszyscy Niemcy. Dopiero wtedy, na pierwszy ogień wystawił się Dani Alves.

Akurat ten, który nie zagrał, bo stracił miejsce w składzie już przed poprzednim spotkaniem z Kolumbią. W ślad za nim podążył Hulk, a wkrótce potem reszta drużyny. Stawali odważnie przed kamerami i mikrofonami, nie unikali odpowiedzialności.

- Jesteśmy w szoku po tym, co się wydarzyło. Ale musimy podnieść głowy. Przepraszamy kibiców. Musimy dla nich wygrać mecz o trzecie miejsce - to najczęściej powtarzana fraza. Hulk dodał: - Przegrać 0:1 czy 1:7 to żadna różnica, porażka to porażka.

Płacz po karnych z Chile i histerię jako reakcję na kontuzję Neymara wreszcie zastąpiły męskie zachowania. Stanowczo za późno.

- Zostanę zapamiętany jako ten, który przegrał 1:7 - mówi Scolari, trener mistrzów świata z 2002 roku. - To był najgorszy dzień w moim życiu.

Tymczasem niemieccy piłkarze wcale nie triumfowali. Przechodzili koło nas ze wzrokiem utkwionym w ziemię, jakby to oni ponieśli największą klęskę w historii mundiali. Widać, Joachim Loew zaczął sprowadzać ich na ziemię zaraz po końcowym gwizdku. - Jeszcze nikt nie zdobył Pucharu Świata po wygranej w półfinale - to zdanie Kroosa robi furorę w niemieckich mediach.

Sam Loew uśmiechnął się na konferencji prasowej tylko raz, przez krótki moment. O wiele częściej czynił to dzień wcześniej, gdy przyszedł do sali konferencyjnej po oficjalnym treningu na Estadio Mineirao.

Dzieło wciąż nie zostało ukończone, a po kanonadzie w półfinale Niemcy po prostu muszą zdobyć tytuł. - Wcale nie jesteśmy faworytami - zastrzegają piłkarze jeden po drugim, ale nikt w te słowa nie wierzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski