Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Broń już odblokowana

Rozmawiał Jerzy Zaborski
Jerzy Gabryś jest zaporą trudną do przejścia. Tutaj w walce z Mikołajem Łopuskim z GKS Tychy
Jerzy Gabryś jest zaporą trudną do przejścia. Tutaj w walce z Mikołajem Łopuskim z GKS Tychy fot. Jerzy Zaborski
Rozmowa. - Faworytem rozgrywek nie jesteśmy, ale to jest play-off. Tutaj po prostu trzeba walczyć do upadłego - mówi Jerzy Gabryś, kapitan hokeistów Unii Oświęcim

- Pod koniec rundy zasadniczej wprawił Pan w zachwyt kibiców zdobyciem bramki przeciwko Sanokowi, z którym wygraliście 4:1. Była ona identyczna do tej, jaką strzelił Pan cztery lata temu, w dogrywce spotkania z Jastrzębiem decydującego o brązowym medalu. Teraz krążek także wylądował w samym „okienku”.

- To były piękne dni _(śmiech). _Teraz nasze realia sportowe i organizacyjne są zupełnie inne. Jednak zawsze miło przed decydującą fazą rozgrywek wstrzelić się w bramkę rywali. Zwłaszcza, że w tym sezonie nie zdobywam zbyt wielu goli. Ten zdobyty w starciu z Sanokiem był dopiero drugim w bieżących rozgrywkach. Mam nadzieję, że teraz ta moja broń będzie skuteczniejsza. Znajomi mówią, że trzymałem amunicję na najważniejszy etap rozgrywek. Może coś w tym jest...

- Dysponuje Pan potężnym uderzeniem z linii niebieskiej. Aż dziw bierze, że krążki częściej nie wpadały do siatki...

- Mocny strzał to nie wszystko. Jeśli bramkarz ma miejsce i czas, żeby dobrze się ustawić, wtedy trudno znaleźć lukę, chociaż zawsze można spróbować posłać mu krążek do siatki między parkanami. Jednak w momencie strzału oddanego z dystansu ważne jest zachowanie twoich kolegów, jeden z nich musi odpowiednio, że tak się wyrażę, popracować nad bramkarzem, skupić na sobie jego uwagę. W meczu przeciwko sanoczanom dobrze zrobił to Marek Modrzejewski, ograniczając mu pole widzenia. Wpadło. W trakcie przerwy w rozgrywkach będzie trochę czasu, żeby pewne elementy dopracować.

- Walkę w grupie silniejszej rozpoczynaliście na piątym miejscu, ale szybko daliście się wyprzedzić drużynie z Sanoka. Jednak styczeń Unia miała dobry i była realna szansa odzyskania utraconej lokaty.

- Nadzieje na zajęcie piątego miejsca odżyły po wygraniu we własnej hali zaległego meczu z Tychami 3:2. Pełna pula kosztem mistrza Polski była nadprogramowa. Śmiało mogę zaryzykować stwierdzenie, że zabrakło jednego meczu, by nasze plany znalazły potwierdzenie w rzeczywistości.

- Ma Pan na myśli jakieś konkretne spotkanie?

- Wszystko rozstrzygnęło się w Sanoku, gdzie przegraliśmy 2:6. Wystarczyło wygrać tamto spotkanie i przy równej liczbie punktów wyprzedzilibyśmy sanoczan lepszym bilansem bezpośrednich meczów. To było jednak dziwne spotkanie. Przy prowadzeniu 2:0 Mateusz Adamus trafił w poprzeczkę. Sędzia sygnalizował w pierwszej przerwie w grze analizę wideo, a tymczasem rywale wyprowadzili kontrę, po której zdobyli kontaktową bramkę, bo zapis pokazał, że naszego gola nie było. Gdybyśmy trafili, ten sanocki zostałby anulowany. Po chwili rywale wyrównali i nasza gra w tym momencie rozsypała się na kawałki.

- Gdybyście zajęli 5. miejsce, to w ćwierćfinale zagralibyście z Jastrzębiem.

- A tak wpadamy na Podhale. Nasz zespół do ligowych faworytów nie należy, więc pod nikogo się nie ustawialiśmy. Chcieliśmy być jak najwyżej, bo w razie odpadnięcia w ćwierćfinale pozycja z fazy zasadniczej jest równoznaczna z końcową. Tym samym już poprawilibyśmy się o jedno „oczko” w porównaniu do poprzedniego sezonu. To wcale nie znaczy, że w play-off stawiamy się na straconej pozycji. Czy łatwiej byłoby nam zagrać z Jastrzębiem niż z Podhalem? Na tym etapie każdy zespół walczy do upadłego, a wyniki uzyskane w fazie zasadniczej nie są żadnym wykładnikiem możliwości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski